"Jaki naiwny" - Pomyślałem. "Ten człowiek daje dowództwo mojej osobie? Jego zdaniem wyglądam na rozsądniejszego z całej trójki? Gdyby wiedział, dlaczego tak wyglądam, wywaliłby mnie na zbity pysk. Ja, który wysadziłem w powietrze cały budynek i zabiłem..." - Marcus urwał, gdyż każde wspomnienie o tych wydarzeniach zadawało i przypominało mu niewyobrażalny ból. Ból o wspomnieniach z jego miłością. Ból gdy wybuchło laboratorium. Ból gdy składali go w szpitalu. Ból zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Przez chwilę stał nieruchomo, dysząc ciężko przez maskę gazową i odkasłując, jakby każda czynność skracała mu życie.
Dając sobie spokój z psychologicznymi wywodami, Marcus Gordin przygarbiony podszedł do postawionego przez Pułkownika pudła, i nadal kaszląc wziął do wyniszczonej, jakby błagającej o pomoc ręki potrzebne mu w przyszłej pracy rzeczy - Zegarek Państwowych Alchemików, pistolet oraz mundur. Unikając spojrzenia innych, oraz ignorując Skrytobójczego Alchemika, ruszył powoli do gabinetu podpułkownika Hawka, zgodnie z opisaną drogą.
__________________ Poniższe zdanie jest fałszywe
Powyższe zdanie jest prawdziwe |