Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2008, 17:39   #6
DrHyde
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Fabian von Eischendorff

Łaźnie miejskie zimą to zdecydowanie jedno z dwóch najcieplejszych miejsc w Nuln – drugim jest łoże w sypialni Hrabiny von Liebewitz. Stary Jakub Tolzen uśmiechnął się, do wychodzącego z gabinetu Fabiana. Zza sporej kotary wyłonił się mężczyzna w czarnym mundurze ze złotymi wstawkami i małym herbem Nuln. Wyciągnął z kieszeni złotą koronę i zaczął ją obracać między palcami.

- Dobrze się Pan spisał. Nie chcielibyśmy, żeby komuś stała się krzywda Panie Tolzen – mężczyzna miał tak poważny wyraz twarzy, że stary Jakub czuł pot oblewający jego czoło. Przełknął ciężko ślinę i odstawił figurkę. Drewniana rzeźba przedstawiała nieukończonego gołębia.

- Myślicie, że tak łatwo można... - staruszek nie dokończył.

- Stul pysk – wyciągnął sztylet zza paska i równie szybko rzucił go wprost w gardło starca. Krew zachlapała stół i drewnianą figurkę. Po chwili ciało opadło na ziemię. Mężczyzna wyciągnął sztylet z gardła martwego Jakuba, ubrał płaszcz i wyszedł z gabinetu.

Fabian wszedł i zamknął odruchowo drzwi. Zawsze korzystał z tego pomieszczenia. Pokoje indywidualne w łaźni były dobrym pomysłem. Zdecydowanie ułatwiały odpoczynek. Coś jednak było nie tak. Von Eischendorff rozejrzał się po podłodze i zauważył damski gorset. Przecież nie zamawiał służki... Wyciągnął odruchowo rapier. W powietrzu wyczuwał damskie perfumy, ale w wannie stojącej pod ścianą nikogo nie dostrzegał. Powoli ruszył do wanny rozglądając się po pomieszczeniu. Przecież tu nie ma jak się schować. Nagle zauważył coś w wodzie, a raczej kogoś. Kobieta była w połowie naga i niechybnie martwa.



martwa Josie Liess

Reszta ubrań leżała w dalszej części pomieszczenia. Fabian szybko ją zidentyfikował. To Josie Liess – młoda i ambitna aktorka z Reiklandu, która chciała zrobić karierę w nulneńskim świecie teatru.

Erich Zahn

Mina Xaviera nie była ochocza. Starał się jednak zachować twarz i szybko zaczął się tłumaczyć.

- Oczywiście, że zapłacę. Wszystko mam na koncie u Oldenhallera. Dobrze, że się zjawiłeś Erich... Dziwne rzeczy dzieją się ostatnio w teatrze. Odkąd rozpoczęliśmy prace nad nowym spektaklem, zginęło kilka osób. Niby zbieg okoliczności, ale ja w takie zbiegi okoliczności nie wierze. To wszystko za bardzo się klei w całość. Dwa tygodnie temu, gdy wychodziłem z teatru, ktoś mnie śledził. Szybko się zorientowałem i uciekłem. Gonili mnie przez pół miasta. Ludzie mają rację, to przez ten przeklęty spektakl, który pewnie pochłonie jeszcze nie jedną ofiarę. Ty znasz ludzi Erich, może ktoś coś wie. Zaczerpnij języka. Wieczorem spotkamy się w „Rubasznym Maxie”. Teraz możemy podejść do Banku Oldenhallera.


Monolog Xaviera dosyć szybko rozwiał wątpliwości towarzysza. Erich już w drodze do teatru zauważył, że ktoś go obserwuje, ale musiał się upewnić. Może to ma jakiś związek z tym co mówi poeta? Jego domysły niestety sprawdziły się w pełni. Bynajmniej nie było to pocieszające. Nie wiedział tylko, czy ta dwójka ma coś wspólnego z ostatnimi „zbiegami okoliczności”. Adwersarze stali naprzeciw tylnego wyjścia z teatru. Oparci o mur przyglądali się dokładnie wychodzącym osobom. Mężczyzna z zielonym beretem na głowie wyglądał na bardziej rozgarniętego i niechybnie inteligentnego – w miarę własnych możliwości. Biała koszula z purpurowym kołnierzykiem ewidentnie odznaczała się od reszty brązowego, zniszczonego i brudnego stroju. Wolnym ruchem położył prawą dłoń na rękojeści miecza i z kamiennym wyrazem twarzy szturchnął łokciem towarzysza. Rozczochrany obwieś momentalnie wyciągnął nóż i uśmiechnął się okazując kilka czarnych zębów. Erich poznał go, lecz nie mógł sobie przypomnieć imienia i nazwiska. Z pewnością typek ubrany w czarno – żółty strój z purpurową opaską był jednym z ulicznych cyrkowców, którzy czasami dodatkowo zarabiali na wyciąganiu monet z kieszeni naiwnych podróżnych.





uliczne zbiry

Nagle ich wzrok utkwił na Xavierze i Erichu. Sytuacja nie rysowała się najlepiej. Na szczęście plac teatralny był dosyć spory, ponieważ zatrzymywały się tutaj wozy ze sprzętem i robotnicy siłą rzeczy musieli mieć sporo miejsca do rozładunku. Plac gwarantował dwie strony ucieczki. Ze względu na to, że naprzeciw wyjścia znajdowały się stajnie i składziki, można było uciekać w prawo lub lewo. Na lewo wejście do Ogrodów Pamięci, gdzie można w miarę szybko zgubić pościg, a na prawo wyjście na niezbyt tłoczną Schatten strasse, ale za to często uczęszczaną przez straż i wojsko. Rozczochrany oprych zrobił krok do przodu. Jak na złość plac opustoszał.

- I co teraz gołąbeczki?! – odezwał się brzydal.

Carla di Olesi i Eik Vangalar

Miasto im bliżej południa tym bardziej zapełnia się różnymi ludźmi. Carla i Eik po obfitym śniadaniu opuścili przybytek i skierowali się w głąb tłocznego Reiks Platz. Sytuacja na Hochweg została opanowana, chociaż wozy, które blokowały przejazd, uszkodziły kilka straganów, czego efekty do tej pory są widoczne na bruku. Ze wszystkich stron dało się słyszeć nawoływania straganiarzy, zachwalających swoje towary. Gdzieś w głębi zabiegany urzędnik wyzywał kobietę, która bez pardonu wylała na niego z okna pomyje. Dzieci ładowały na prawo i lewo śnieżnymi kulkami niczym z imperialnych armat, obierając za swój cel tych dobrze ubranych i straż miejską. Ogólny gwar niesamowicie utrudniał rozmowę, przez co Carla i Eik musieli niemalże do siebie krzyczeć. Gdy beztroska rozmowa dwojga nowopoznanych rozkwitała, wprost w twarz wojownika padła śnieżna kulka, a na końcu placu dało się słyszeć paniczny krzyk:

- Uciekajcieeeee! – i banda spanikowanych, małych łapserdaków momentalnie zniknęła gdzieś w tłumie.

Ewidentnie ten dzień nie należał do tych szczęśliwych dla Vangalara, co też można było wywnioskować z twarzy rozbawionej do łez Carli. Całej sytuacji dopełnił starszy mężczyzna, który uderzył w Eika. Najemnik już miał wybuchnąć złością, lecz zamarł. Starszy mężczyzna był tak blady jakby zobaczył ducha, a może nawet samego Wielkiego Mutatora. Postrzępione ubranie ewidentnie było wyrobem cenionego krawca, lecz aktualnie nie wyróżniało się pomiędzy resztą miejskich łachudrów i żebraków. Jego twarz była wychudzona, wysokie czoło, niedbały zarost i resztki włosów na łysej głowie dopełniały całości godnego politowania wyglądu. Staruszek wyciągnął zaciśniętą pięść i niepostrzeżenie wsadził jej zawartość w dłoń Eika.

- Strzeż się cienia! - wykrzyczał.

Carla zauważyła, że mężczyzna ma na plecach rany od biczowania. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, mężczyzna niczym opętany wbiegł w tłum, kierując się na Wielki Most Nuln.
Carla usłyszała głosy w tłumie.

„ ... Czy to nie ten z ogłoszenia? ... To chyba ten zaginiony. ... Powiadomcie straż. ...”


Clem von Darnock

Duże sypialnia na piętrze przypominała aktualnie wysypisko śmieci w Nuln. Zapach kaca i nocnych igraszek unosił się w powietrzu. Promienie słoneczne leniwie przebijały się przez oszronione okno do środka. Podłoga ozdobiona ubraniami męskimi i damskimi przypominała zakład krawiecki. Nagle w szybę uderzyła kulka śniegu. Clem otworzył oczy i poczuł okropny ból głowy. Drugą rzeczą, którą poczuł był smak młodej piersi – coś wspaniałego o poranku jak sam uważał. Młoda niespełna 17 letnia Elena Wassermann, córka Quintusa jednego z osobistych doradców Albrechta Oldenhallera, leżała naga w całej swej okazałości w łożu von Darnocka. Jej ciało wprawiało Clema w onieśmielenie. Pełne usta, delikatny nosek i długie rzęsy – każdy szczegół jej ciała badał wzrokiem o poranku. Już na trzeźwo. Dobrze, że jej uroda nie gaśnie o poranku. Clem odetchnął z ulgą, odgarniając z jej twarzy kosmyk kręconych czarnych włosów, które sięgały ramion. Nakrył ją kołdrą. Młody szlachcic wstał i podszedł do okna. Podniósł nocnik z podłogi. Wyobraził sobie jak zimno musi być teraz na zewnątrz. Otworzył okiennice i wylał szczochy z nocnika na ulice. Mroźny wiatr wdarł się do pomieszczenia.

- Niech Pan zamknie to okno ... – odezwał się szeptem głos zza jego pleców. Męski głos.

Clem gwałtownie obrócił się do drzwi. W końcu jest Panem domu. Kto śmie wchodzić bez pukania i to do sypialni! Oburzenie na twarzy wymalowało się równie szybko co przerażenie.

- Tylko bez gwałtownych ruchów. I cicho. Nie chcemy przecież obudzić damy. – mężczyzna wyciągnął małą kuszę niewiadomo skąd. Dopiero po chwili Clem zauważył, że jest ona przypięta skórzanym paskiem do nadgarstka. Strój przeciwnika nie krępujący ruchów był cały czarny. Szlachcic widział już podobne stroje na włamywaczach. Jednak ten był inny. Bardziej szykowny. Całość nakryta czarną peleryną z żółtą podszewką. Twarz zakryta płócienną maską. – Teraz milcz i słuchaj uważnie bo już się nie powtórzę. Za chwilę wleje do kielicha na szafce trójtlenek arsenu inaczej mówiąc arszenik. To silna trucizna gwarantująca śmierć w odpowiedniej dawce. Następnie naleje tam wina. Gdy wyjdę podasz ten kielich swojej kochance. Jeżeli tego nie zrobisz chłopcze, to niech Bogowie maja Cię w swojej opiece.

Mężczyzna powoli zaczął wykonywać omówione czynności, nie spuszczając z celownika Clema. Gdy skończył powoli wycofał się do drzwi.

- Twój sługa bronił się dzielnie... Życzę miłego dnia Panie von Darnock. – wyszedł po cichu zamykając drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 05-02-2009 o 20:00. Powód: Usunięcie fragmentu dla Manniego i redagowanie tekstu
DrHyde jest offline