Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2008, 20:44   #6
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Cmentarz, krypta

Tom odebrał flakonik Christinie i schował z powrotem do kieszeni.
- Rozumiem i popieram twoją decyzję. Mnie również nie podoba się konieczność zażywania tego gówna. Konieczność w nagłych wypadkach oczywiście. Właściwie to mogłabyś to zatrzymać na specjalne okoliczności. Nic cię to nie kosztuje, ale twoja wola i twój wybór. Rad jestem ze spotkania z tobą Chritino i z tobą Aleksandrze. Mi mówcie po prostu Tom. Z pewnych przyczyn, których zdradzić nie mogę wolę by moje nazwisko póki, co pozostało tajemnicą. Jeśli dobrze zrozumiałem nie macie żadnych pytań dotyczących zadania ani powodu, dla którego zostaliście wybrani? Na pierwszy rzut oka wyglądacie na takich, co wpierw strzelają, potem pytają. W takim razie chodźmy.

Na zewnątrz wciąż panował ten sam zmrok i ta sama mgła, która przywitała przybyłych. Niestrzyżona od dawien dawna bujna trawa swoją wilgocią znaczyła buty przechodzących. Gdzieś w oddali zaszeleścił krzak, a gdzie indziej przemknął ledwie dostrzegalny cień. Z pozoru nie było to nic niezwykłego i wartego uwagi. Jak zwykle dała o sobie znać stara prawda, że pozory mylą. Dwójka nekromantów zewsząd słyszała nakładające się na siebie szepty pochowanych zmarłych. Trudno było je od siebie odróżnić i wyodrębnić. Były to zarówno krzyki, lamenty, spokojne głosy i śmiech. Im więcej grobów ich otaczało tym bardziej się nasilały. Próbowali zatkać uszy by zatamować dopływ dźwięków do uszu, ale na niewiele się to zdało. Wreszcie ujrzeli bramę główną, ale nie przeszli przez nią tylko skręcili ze ścieżki w lewo. Tam wznosił się stary, kamienny mur okalający cały teren cmentarza. Mur w jednym miejscu opadał wzdłuż wzgórza to wznosił się przy następnym. Tom wskazał palcem część muru wznoszącą się na jednym ze wzgórz gdzie był niższy.
- Myślę, że lepiej przeskoczyć przez ten mur niż wychodzić przez bramę. W tamtym miejscu zaparkowałem swój samochód. Na tym odludziu są małe szanse żeby ktoś nas zauważył, ale lepiej nie ryzykować. Jeżeli ktoś zauważy nas przechodzących przez mur zapewne pomyśli sobie „znowu jakieś gnojki łażą po grobach w nocy”.

Aleksandr i Christina przystanęli nagle słysząc słowo „Uwaga” tak wyraźnie jakby ktoś krzyknął im do ucha. Nie zauważyli nikogo, kto mógłby to zrobić. Ich podejrzenia padły na jakiegoś ducha panoszącego się po cmentarzu. Fakt, że słyszeli go tak wyraźnie oznaczał, iż zwracał się wprost do nich. Tom dostrzegł zakłopotanie na ich twarzach.
- Co się stało? Coś słyszeliście?
- Nie ruszaj się! Trzymaj ręce w górze tak bym je widział
– usłyszał odpowiedź, ale nie z ust, których się spodziewał.
Komandos pojawił się niczym duch celując wprost w nich z karabinu maszynowego. Cała trójka odwróciła się w jego stronę i zgodnie z poleceniem podniosła ręce do góry.
- Natychmiast gadać, kim jesteście, jeśli nie chcecie dźwigać w sobie kilograma ołowiu!
- My tylko przyszliśmy odwiedzić grób moich rodziców
– zaczął się nerwowo tłumaczyć Tom.
- Przestań ściemniać i powiedz wreszcie prawdę!
Za plecami komandosa w cieniu przemykało kilkoro osób również wyglądających na komandosów. Ku przerażeniu całej trójki te osoby skradały się w kierunku krypty pełniącej funkcję tymczasowej kryjówki Sekty.

Cmentarz, przed bramą (dwie minuty wcześniej)

Przyczajeni partyzanci czekali przed bramą na pozostałych wezwanych do akcji. Każdy z nich miał na sobie strój typowy dla komandosów i kamizelkę kuloodporną. W dłoniach trzymali naładowane karabiny. Ujrzeli światła samochodu nadjeżdżającego pobliską ulicą, który zatrzymał się w przeciwległym zaułku. Kierowca wysiadł i szybko do nich podbiegł.
- Witaj, Orrin – powiedział z uśmiechem Ryan Palover – Cieszę się, że przybyłeś w takim pośpiechu. Teraz oddział jest w komplecie, więc możemy przystąpić do działania. Najpierw przypomnę sytuację. Przy bramie znajdujemy się w składzie sześciu osób. Łącznie było nas dziesięciu, ale czterej zostali wysłani na zwiad. Teraz Peter obserwuje teren za bramą. Musimy być pewni, że nikt podejrzany nie opuści cmentarza. Musimy dostać się do krypty w starej części cmentarza gdzie…
- Ryan! Chyba mamy podejrzanych – przerwał mu mężczyzna nazwany Peterem.
Wszyscy zbliżyli się do bramy i spojrzeli w kierunku wskazanym przez Petera. W prawą stronę od bramy zmierzało kilku przechodniów, którzy widocznie nie zauważyli partyzantów.
- Wydaje się, że już stąd odchodzą, ale nie wychodzą przez bramę. Dość dziwne zachowanie. Według mnie znowu jakieś gnojki łażą po grobach w nocy – ciągnął dalej Peter. Wszyscy spojrzeli na Ryana, który patrzył się tam gdzie odeszli podejrzani. W końcu odezwał się:
- Czy tam znajduje się rewir patrolowany przez Jamesa?
- Tak.

Palover szybko wyciągnął krótkofalówkę i uruchomił ją, czemu towarzyszyła seria trzasków. Owa seria nie ustała tylko wciąż rozbrzmiewała w uszach zebranych zagłuszona nieco głosem to Ryana, to Jamesa.
- James?
- Odbiór.
- Ryan z tej strony. W twoim rewirze właśnie znajdują się 3 podejrzane osoby. Masz rozkaz natychmiastowego ich zatrzymania i dokładnego sprawdzenia. Jeśli w trakcie rozmowy rozbudzą w tobie jakieś większe podejrzenia od razu ich zastrzel. Lepiej unikać niepotrzebnego ryzyka.
- Zrozumiano. Bez odbioru.

Po przerwaniu połączenia wydał kolejny rozkaz:
- Zawiadomcie wszystkich pozostałych zwiadowców żeby dołączyli do oddziału. Dość już zwlekaliśmy. Jeśli dalej będziemy się do tego zabierać jak pies do jeża nikogo tam nie zastaniemy. Przystępujemy do szturmu.
Orrinowi podano strój komandosa i karabin maszynowy. Szybko założył strój i chwycił karabin w ręce, po czym wbiegł przez bramę na teren cmentarza. Biegł wraz z innymi lekko schylony trzymając przed sobą karabin gotowy do strzału. Gdzieś z boku zamajaczyła mu sylwetka partyzanta, który prawdopodobnie zatrzymał tamtą trójkę.

W trakcie biegu dołączali do nich kolejni partyzanci. Wreszcie dotarli do krypty w niemal pełnym składzie. Dwóch partyzantów przylgnęło do ścian przy wejście, zajrzeli do środka i powiedzieli cicho:
- Czysto!
Następnie zbiegli po schodach na dół. Nim Orrin dotarł na dół usłyszał przeciągły terkot karabinu. Na miejscu ujrzał leżącego nieruchomo na podłodze zakapturzonego mężczyznę. Cały oddział zamierzał już przejść do następnego pomieszczenia, gdy nagle jeden z partyzantów na przedzie upadł. Wszyscy momentalnie rzucili się do ścian przylegając do nich. Postrzelony komandos od turlał się na bok. Wyglądało na to, że pocisk zatrzymał się na kamizelce.
- Odejdźcie stąd cholerni fanatycy i pozwólcie nam egzystować w spokoju. Jeśli nie odejdziecie spadnie na was gniew bóstw śmierci – usłyszeli starczy i nieco ochrypły głos.
Jeden z partyzantów wyjrzał zza rogu i szybko cofnął głowę.
- Na oko jest ich tam dziesięciu. Nie wiem ilu jest uzbrojonych, ale nie mają tam za wiele potencjalnych kryjówek.
- To co? Robimy im na złość?
– zapytał się Ryan.

Przed barem „Czerwona Latarnia”

Swój szalony bieg Enrico niemal przepłacił życiem. Ogarniający go strach wymuszał na jego ciele wysiłek ponad siły. Enrico bał się za bardzo by przejmować się takimi przyziemnymi drobiazgami. W jego lewym ramieniu poczuł nagłe, bolesne szarpnięcie, po czym potknął się upadając na chodnik. Strach, który okazał się dla niego zgubnym tuż przed chwilą teraz okazał się być błogosławieństwem. Dwóch komandosów podbiegło do niego. Jeden z nich kopnął go dwa razy w żebra. Nie widząc żadnej reakcji (Enrico był zmuszony mocno zacisnąć zęby) stwierdził:
- Wydaje mi się, że to trup. Trzeba mu oddać honor, że nieźle zasuwał. Jednak trochę zbyt wolno niż było niezbędne by ujść z życiem.
- Bez wątpienia nie był to zwykły człowiek. Cóż, wypadki się zdarzają
– odezwał się drugi. Nagle rozbrzmiała jakaś skoczna melodyjka służąca za dzwonek w komórce. Jeden z komandosów odebrał ją.
- Hej, Mobius. Nie. Poszło jak z płatka. Raczej nie przejadą obojętnie obok takiej masakry. Mam nadzieję, że ci to pomoże w realizacji twojego planu. W porządku. Na razie.
Gdy schował komórkę do kieszeni w oddali rozbrzmiały policyjne syreny, które zdawały się być coraz bliżej. Komandosi szybko oddalili się nie zatrzymani przez nikogo. Dopiero usłyszawszy warkot odjeżdżającego samochodu Enrico wstał. Krótkie oględziny rany postrzałowej uświadomiły go, że kula przeszła na wylot. Wtedy właśnie nadjechała policja wraz z pogotowiem. Z radiowozu wysiadła dwójka policjantów.
- O, cholera! Co tu się stało? Ej, ty – policjant zawołał w kierunku Enrico podbiegając do niego. Dostrzegł jego ranę postrzałową.
- Proszę ze mną. W samochodzie mamy apteczkę. Będziemy zmuszeni pana przesłuchać.
Enrico kierując się za policjantem dostrzegł rannego Dentona wnoszonego na noszach do karetki.

Komisariat policji

Enrico siedząc na krześle spoglądał na swoje zabandażowane ramię. Powiedziano mu, ze jego rana nie jest zbyt poważna, choć może mieć przez jakiś czas problemy z korzystaniem z lewej ręki. Teraz znajdował się w pokoju przesłuchań. Nie wyróżniał się od tych, które nieraz widywał w filmach sensacyjnych. Był to dość mały pokój wymalowany jednolitą czernią. Na środku stał drewniany stół, przy którym znajdowały się dwa krzesła. Jedno dla przesłuchiwanego i jedno dla przesłuchującego. Na stoliku stała zapalona czerwona lampka, która rozpraszała ciemności. Na ścianie znajdowało się sporej wielkości lustro weneckie. Enrico dobrze wiedział (również z filmów sensacyjnych), ze jest przez nie obserwowany. Drzwi do pokoju otworzyły się i wkroczył czarnoskóry policjant. Usiadł na drugim krześle na wprost Enrico.
- Jestem oficer James Dean. Z tego, co nam wiadomo pan jest Enrico Giuliani. Cóż, Enrico. Znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie. Dlatego właśnie zostałeś tutaj wprowadzony. Byłeś świadkiem tajemniczej masakry, która odbyła się w barze „Czerwona Latarnia”. Chcemy żebyś opowiedział nam wszystko ze szczegółami to, co się wydarzyło.
 
wojto16 jest offline