Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2008, 20:48   #2
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Właściciel agencji detektywistycznej przez chwilę wsłuchiwał się w odgłos. Spokojne, mechaniczne pukanie w końcu ustało, jednak sylwetka nie zniknęła. Nadal była dobrze dostrzegalna. Dexter wydał z siebie lekkie westchnięcie i podszedł do wizjera, aby dokładniej przyjrzeć się „gościowi”. Widok nie wywołał, co prawda, ataku serca, jednak nie należał także do najpiękniejszych. Za drzwiami stał mężczyzna. Obserwujący go uważnie Tempest aż przez drzwi czuł tani zapach gorzałki, która od niego biła. Z pewnością człowiek z problemami. Wysoki, budową przypominający bardziej drzewo niżeli człowieka, z tygodniowym zarostem i przepitymi, zmęczonymi życiem oczyma.
Dexter skrzywił się, przeklinając własną wścibskość. Po co tak bardzo interesował się twarzą tego typa? Będzie mu się przypominał zawsze, gdy tylko poczuje zapach mocniejszego alkoholu...po prostu cudownie. Szczególnie pamiętając o upodobaniach jego współlokatorki.
Inna sprawa, ze jeśli teraz nie otworzy, to może nie poczuć zapachu PRAWDZIWEGO jedzenia przez tydzień. Chociaż...nie. Lepiej nie kusić losu. Może to milioner po przejściach? Jasne...
-Tak? Czego pan chce?
Rzucił przez otwarte drzwi. Gdyby mu nie otworzył, Lilly trułaby mu tyłek przez miesiąc, jak to mógł zmarnować okazje życia. "Może to był bogacz w przebraniu! Może, no, jak w tej bajce...może był śmiertelnie chory i szukał dobroci ludzkiej, kogoś, kto otworzy mu drzwi i przywita kubkiem gorącej kawy, sniff, by wzruszyć się i zapisać mu cały swój majątek?!"
Ślepia alkoholika nieznacznie się rozszerzyły, na pewno pod wpływem jakiegoś bliżej nieokreślonego wstrętu względem zbyt dużego przesycenia światła.
- Pan Tempest? Pan…Dexter Tempest?
Kiedy otworzył usta, woń pożółkłych, zepsutych zębów, zakonserwowanych przez trunek, omal nie zwaliła właściciela lokalu z nóg. Ale jakimś cudem zdołał się ostać. Cudem owym był fakt, iż jako jeden z niewielu bytów kroczących po Ziemi, ów miłośnik trunków procentowych nie przekręcił jego nazwiska. Jest...jeszcze...nadzieja dla tego świata!
Dexter niedyskretnie zasłonił nos.
-Tak mi się wydaje. A pan?
- Gregory…Samuel Gregory.
Odpowiedział ciętym językiem, jakby lekko rozzłoszczony przez to pytanie. Następnie, widząc mimikę swojego rozmówcy, sięgnął do kieszeni ukazując mu „szmatę”. Następnie schował ją nim Dex zdołał się jej dokładnie przyjrzeć. A więc ten…ten chlor…był gliniarzem. Ale na dobrą sprawę, który glina spożywa takie ilości trunku na służbie?
- Możemy porozmawiać w środku? Nie lubię poruszać ważnych spraw…na korytarzu.
Ton wypowiedzi sugerował raczej polecenie wydane przez sierżanta musztry niż skromną prośbę stróża prawa po przejściach wątroby.
Dexter milczał chwile, pogrążając się w głębokim zastanowieniu. W końcu usta lekko mu zadrżały, gdy wykonał krok wgłąb swojego siedliszcza, podejrzliwie spoglądając na policjanta.
-Kawa? Herbata? Czekolada?
- Nie…dziękuję. Przed chwilą już piłem.
Dwuznaczność tej odpowiedzi, a także naturę owego trunku, należało, w gestii dobrego smaku, pozostawić niewyjaśnioną. Mężczyzna wszedł do wnętrza pomieszczenia. Nie czekając na zbytnie zaproszenie i nie zdejmując swego prochowca, rozgościł się w fotelu naprzeciw biurka. Następnie cierpliwie poczekał aż Tempest zamknie drzwi i także raczy usiąść. Gdy to się stało, splótł palce owłosionych dłoni i przemówił.
- Panie…Tempest. Jako, że nie lubię szarad i zabaw w kotka i myszkę…przejdę od razu do rzeczy. Czy wie pan…albo chociaż pan przypuszcza…co też nasi wspaniali przodkowie zwykli robić z osobami opętanymi przez moce nieczyste?
Na dobrą sprawę Dex wolałby wiedzieć, co to idiotyczne pytanie miało wspólnego z pracą policjanta. Bystre oczy dostrzegły srebrny krzyżyk, przebijający się przez pomiętą, zielonkawą koszulę siedzącego przed nim stróża prawa.
Niech go diabli. Dexter miał juz gotową ripostę ("kawy nie ma, poszła jako gest dobrej woli pieczętujący zawieszenie broni z sąsiadkami" chociażby), a ten drań zepsuł mu radość z możliwości zostania wujkiem Cientą Ripostą. Z wyrazem głębokiego, wręcz kosmicznego niezadowolenia na twarzy Dexter usiadł, samemu popijając gorąca czekoladę przez rurkę, wtapiając się w fotel, by możliwie powiększyć dystans miedzy przedstawicielem prawa a nim samym. Na zadane pytanie odpowiedział uniesieniem brwi.
-Hm? Niech pomyśle...robili z nich świętych?
- Blisko. Może nawet zbyt blisko? Zabijali ich…Panie Tempest. A ja z natury…jestem tradycjonalistą. Niech pan nie chowa do mnie urazy. Taka praca…
Jego na wpół wyszczerbiony uśmiech, pokazał się na twarzy. Nie był to przyjemny widok. Jednak zdawał się być dopiero zwiastunem poważniejszych kłopotów. Ten oto „policjant” musiał być niezwykle dobry w tym co robił. Zaś to co robił, ładne nie było. Dexter, gdyby miał czas, zapewne zaklął by w myślach, że nie zauważył wyjmowanej broni. Oto bowiem, jego oczom ukazała się lufa pistoletu, który wystrzelił z minimalnej niemal odległości. Na szczęście jego rozmówca działał w pośpiechu w skutek czego kula jedynie rozorała lewe ramię. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby przycelował dokładniej…ten sukinsyn! Zamierzał go zabić! To dlatego, nie chciał „rozmawiać” na korytarzu. Czekał na zamknięcie drzwi. Podstępny drań. Lewa część marynarki zaczęła zmieniać kolor...Mężczyzna wrzasnął kiedy w jego rękę uderzył kubek z gorącą substancją i tam też się roztrzaskał. Upuścił swoją broń, której to lufa wciąż dymiła. Choć ból zdecydowanie nie był mu obcy. Oto bowiem, nie zważając na poparzenia, zanurkował przed siebie, przez biurko Dextera. Uderzył w młodego detektywa, rozrzucając tak niedawno, skrzętnie układane papierzyska i zrzucając na ziemię telefon. Wywrócił także fotel na którym siedział jego oponent. Teraz dwójka zaczęła kotłować się na ziemi. Dexter w akcie desperacji chwycił telefon i grzmotnął nim swojego oponenta w głowę. W odpowiedzi otrzymał cios prosto w szczękę, który rozharatał mu wargę i roztoczył kolejny już dzisiejszego wieczora, wzór posoki na podłodze. Jednak tej krwi było coś niecoś…zbyt wiele? Najwięcej pochodziło z rozwalonej skroni przeciwnika, który szamotał się jeszcze przez chwilę, tylko po to aby oddać się w objęcia nieprzytomności, mrucząc pod nosem niewyraźne, przekleństwa. Toteż w krótkim czasie grzmotnął o ziemię. Tempest zaś powstał, rozmasowując obolałą szczękę. Cholera, przydało by się trochę lodu. I kim do jasnej cholery był ten psychopata?! I w ogóle...
-Ty...Ty draniu. Mój ulubiony kubek! I mój nowy telefon. Niech to Milka kopnie! Jeszcze niedawno działający na czystych odruchach, pogrążony w zaskoczeniu-przerażeniu odbierającym mowę, Dexter stał się teraz nagle niesamowicie gadatliwy. Wściekle machał dłonią z wyprostowanym palcem wskazującym w stronę przeciwnika, który nie mógł mu aktualnie odpowiedzieć. Zaskarżę Cię! Obedrę Cię z całych oszczędności! Zrobię sobie z Ciebie Świnkę-Skarbonkę z której będę się utrzymywał do końca życia! Zafundujesz mi całą cholerną fabrykę czekolady!
Przerwał swoją tyradę, pozwalając sobie na chwilę odetchnienia. Wziął głęboki wdech. Trzeba się pośpieszyć...gah! A telefonu oczywiście nie ma. Jak zadzwoni po karetkę, policje, gwardię narodową i straż pożarną bez telefonu? Przyklęknął i obejrzał dłonie, a konkretniej palce napastnika, starając się zbytnio go nie przemieszczać. Po zakończonych oględzinach, usłyszał beztrosko otwierane drzwi i charakterystyczny chód, który znał i rozpoznawał zawsze i wszędzie.
Za często słyszał go w nocy gdy myślała że śpi i że świetnym pomysłem jest iść po piwo właśnie teraz.
-Dex, czemu nie otwierałeś! Mordowano Cię czy...Młoda dama z siatką o zawartości odżywczej wątpliwej zatrzymała się w pół kroku, najwyraźniej próbując potraktować widok który objawił się przed jej oczyma jak zupełną normalność....co?
Odpowiedziały jej gromy i pioruny ciskane z oczu pytanego.
-A Ty dlaczego gdy jesteś potrzebna to nie jesteś pod ręką?
-Oj tam. Poradziłeś sobie świetnie! Chcesz naklejkę?
Ignorując głupkowate komentarze swojej kochanej asystentki, Dexter usiadł na Gregorym, żeby przypadkiem ten mu nie zrobił jakieś nieprzyjemnego dowcipu.
-Idź z łaski swojej kogoś zawołaj. Pewnie nasi sąsiedzi grzecznie czekają na oficjalny edykt pozwalający im na rozpoczęcie plotkowania. Lekarz też by się przydał...i koledzy z pracy tego dupka.
-Ooo...koledzy z pracy? Opowiadaj!
-Jak zaraz nie zabierzesz się do roboty i nie zrobisz co mówię to zrobię Ci na złość i wykrwawię się zanim zdążysz wycisnąć spomiędzy moich warg sekret tego zajścia.
-Frytki i czekolada do tego?
-No...to podejście mi się podoba. I streszczaj się...nie chcę zostawać sam teraz.
Lilly odwróciła się na pięcie i bez słowa (acz z tajemniczym uśmiechem) poszła robić co jej kazali, możliwie nie oddalając się od biednego Tempesta, który właśnie zanurzył twarz w dłoni i rozpoczął analizę tego wszystkiego, co tutaj się wydarzyło...
 

Ostatnio edytowane przez Nemo : 09-09-2008 o 21:20.
Nemo jest offline