Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2008, 23:25   #2
Kagonesti ZW
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
KRONIKI SYNDYKATU vol. 1



*EPIZOD 1*


[MEDIA]http://mendokaze.googlepages.com/JudeHarrison-LetMeFall.mp3[/MEDIA]



Kod:
28.01.2152 7:21 AM Jednostka APCE w Colorado. Anomalie: kwaśne deszcze

Dzień już od rana nie zapowiadał się optymistycznie. Na cyfrowych panelach informacyjnych widniała informacja, że z powodu zapowiadanych na cały dzień kwaśnych deszczów najprawdopodobniej szkolenie w terenie nie odbędzie się. Z jednej strony znaczyło to w teorii obijanie się w jednostce, w praktyce część na pewno zajmie się "konserwacją wnętrz", a druga część spędzi godziny na lekcjach teorii. Od ostatniej masakry w Syrii, wszyscy z dowództwa stawali na rzęsach, by zatrzeć zły ślad na wojsku. Poniekąd, wam związanym z nim także, obrywało się rykoszetem, przez co często odczuwaliście na sobie "nadopiekuńczość" z góry. To i tak dobrze, że nie byliście w reprezentatywnej, lub w mięsie armatnim. Tam to dopiero musiał być Sajgon. Piosenka sprzed niemal dwóch wieków, rozbrzmiewała z zlanych w ściany głośników nano-cyfrowych. Choć był to typowy klasyk, to świetnie wpisywał się w waszą sytuację. Poza odwołanym treningiem, szarymi perspektywami i cholerną pogodą, jeszcze jedna rzecz zaprzątała wasze głowy , i to już od paru dni. Jedynie cpt. Dolinow był już nieco uświadomiony, ale nie dawał po sobie tego poznać.
Ivan "Groźny" Dolinow był osobą, która może sympatii nie wzbudzała, ale z racji jego stopnia i umiejętności, trzeba było go szanować. On za to odzywał się tylko kiedy było trzeba - czyli w jego mniemaniu, dosyć rzadko. Nie był osobą, która siała plotki, ani dzieliła się chętnie wiedzą, która była utrzymywana w dyskrecji. Jak twierdził, to "rola polityków", nie jego. Wszelkie próby dociekania, kończyły się nerwową reakcją z jego strony, więc nikt raczej nie kwapił się pytać o co tu chodzi.
Sprawa, która siała niepokój i ciekawość, dotyczyła rzekomo tajnej akcji na terenie wroga, najprawdopodobniej mieli wysłać oddział, lub dwa do Arabów, i że ma być to ta z typu NWZiW, czyli "Niezauważony Wejdź, Zrób i Wyjdź". Czyli coś, czemu zwykły piechur może nie podołać, przynajmniej nie w dzisiejszych czasach. Mają być też agenci i to chyba martwiło najbardziej. Nikt bowiem nie przepadał za tymi zimnymi kukłami, które dodatkowo były perfekcyjnymi maszynami do zabijania. Nie dość, że nie sposób do nich przemówić, to jeszcze ich umiejętności mogą przyprawić nawet najlepszego żołnierza o kompleksy. Na dodatek nikt nigdy nie wiedział, co w ich głowach zostaje na bieżąco przekazywane, co rejestrowane i co za chwile mogą zrobić. Bez emocji w jednej chwili mogli wycelować w Ciebie, i pociągnąć za spust, zaznaczając że wykonali zadanie i unieszkodliwili "zagrożenie". Dlatego nikt z "normalnych" nie lubił z nimi pracować, ale dla pracodawcy byli oczkiem w głowie. Czymś w co pakuje się setki setki milionów Syndykredytów i chce się widzieć rezultaty. Dla was dziś liczyło się jedno - przetrwać dzień i czekać na jutro.
Od wczesnych godzin na nogach byli już Ivan Dolinow, a także starszy sierżant Michael "Święty" Bishop, który pełnił rolę tutejszego służbisty. Lojalny i dokładny, tyle można było o nim powiedzieć. Jego kariera poza jedną dość pechową akcja, wyglądała wystarczająco klarownie dla zarządu, stąd jego obecność wśród was była czymś naturalnym. To on zwykle jako pierwszy sprawdzał czy wszystko jest dobrze wyregulowane, przez co nie musieliście się obawiać że za chwile braknie tlenu, albo spłoniecie w pożarze.
Tymczasem ciężkie zadanie przyszło Johnowi "Cwaniakowi" Markovichowi, który to zawsze miał problem z niewyspaniem. Złośliwi twierdzili, że został artylerzystą tylko dlatego, że jedynie przy terkocie M249-2 SPW udaje mu się nie zasnąć. Niewątpliwie "Cwaniak" miał coś z serbskiej niepokorności, gdyż tam się właśnie urodził. Blada poświata terminalu mikrosieci świadczyła, że na nogach jest już tutejszy geek. Nigdy wcześniej nie trzeba było zabierać go na misje, dopóki w grę nie wchodziła elektronika. Dziś jednak elektronika na stałe weszła do elementów systemów militarnych, stąd obecność kogoś kto się na tym zna była nieoceniona. Choć przeważnie nie wyglądał na typowego wojskowego i raczej w otwartej walce trzeba było na niego uważać, by go nie stracić.
Matthew „Nieznany” Fare należał do tych najgorszych, socjopatycznych, odizolowanych dziwolągów. O ile nie zaczynał gadać jakimś technicznym bełkotem, raczej rzadko wpasowywał się w żołnierski klimat. Był trochę jakby z innej bajki, ale był niezbędny. Żeby kompania była w pełni wesoła, do tego wszystkiego musiał zaliczać się miłośnik noży, medyk i psychol w jednym.
Plutonowy Roger "Psycho" Blaine, był osobą dziwną i czasami niezrozumiałą. Jego życiorys był owiany tajemnicą, tylko dlatego że nikt zdrowy na umyśle nie chciał go znać. Ciekawi mogli jedynie wnioskować, że Blaine miał kiedyś rodziców, którzy na jego oczach zostali zmasakrowani, co skrzywiło jego psychikę. Nikt nigdy nie wiedział, co ktoś taki robi jako medyk w zespole, ale póki co nigdy nie szkodził i wywiązywał się z "powołania". Gdy ktoś dostał kulkę, można było na niego liczyć i nigdy was nie zawiódł. Ma też jakiś chorobliwy popęd do noży. Poniekąd najbardziej wkurzało, kiedy bawił się wbijając trzy noże w jedno miejsce w podłodze, powodując przy tym metaliczny, chroboczący odgłos. Szczególnie grało to na nerwach Dolinowowi. Na dodatek, robił to teraz.
Tymczasem przyszła pora na pierwsze "kąpiele wzmacniające". To był jeden z najprzyjemniejszych momentów w całym dniu ciężkiej pracy żołnierza. Łaźnie były bardzo zadbane i ekskluzywne, niczym te hotelowe. Nie to było jednak najlepsze. Kilka kabin kapsułowych, stało czekając na nagie ciała, gotowe do uruchomienia odpowiednich procedur. W środku takiej kabiny, były tylko zaczepy na ręce i nogi, a także zintegrowana maska tlenowa. Po przyczepieniu się do ścian kapsuły i ubraniu maski, elektroniczny, damski głos informował o konieczności zamknięcia oczu i zakazie zdejmowania maski, czy odpinania zaczepów. Po tym, uruchamiał się system i ponad dwuminutowy, bardzo przyjemny proces wzmacniania odżywkami i dezynfekowania. Potężny strumień odżywki i pary, pod ogromnym ciśnieniem przelatywał od dołu do góry niczym odwrócony wodospad, przez całą niemalże powierzchnie szczelnej kapsuły. Także nieoficjalnie twierdzono, że tlen podawany w masce, jest wzbogacony jakimiś pochodnymi opiatów. W każdym bądź razie po takiej kąpieli każdy czuł się niezwykle rozluźniony i napełniony energią. Gdy wszyscy już skorzystali z tego przywileju, przez krótki czas mogli się jeszcze doprowadzić do porządku, jednak wszyscy wiedzieli że zbliża się zbiórka. Żołnierze innych zespołów powoli zaczęli krzątać się po koszarach. Kapitan Dolinow profilaktycznie sprawdził swój terminal informacyjny, i zauważył że nie ma tam codziennej informacji, o normalnej procedurze zbiórki. Wyjątkami mieli być członkowie jego zespołu, którzy mieli stawić się u pułkownika Jeffersona w sali odpraw pięć minut przed zbiórką, czyli za dziesięć minut od teraz. Dolinow wiedział co to oznacza.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 12-09-2008 o 18:10.
Kagonesti ZW jest offline