Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2008, 23:35   #8
Crys
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Wszystko działo się szybko. Nagłe szarpnięcie za włosy, bolesne uderzenie o ścianę. Krew zagotowała jej się w żyłach. Nie, nie da się łatwo... Jednak udało jej się ledwo odwrócić, gdy usłyszała brzmiący niepewnie i nieco tandetnie tekst, wypowiedziany przez nowego osobnika, który nagle pojawił się w jej polu widzenia, a tuż za plecami napastników.
Nie, zdecydowanie nagły, acz realnie potrzebny sprzymierzeniec, nie zachowywał się tak, jak mówił. Zero niepewności, zero tandety, za to sto procent umiejętności, zwinności i zdecydowania. Niemalże z zachwytem oglądała uniki i pchnięcia, które zadawał. Walka nie trwała długo. Obaj atakujący skończyli martwi pod stopami zakapturzonego chłopaka.
- Pani… pani nazywa się… Gabriela de Valois? Tak?… Mam… panią stąd zabrać… zanim zjawi się więcej tych idiotów i zrobią to co sobie zaplanowali... – jego głos nieco zaskoczył dziewczynę. Poza tym nie była aż tak sławną lekarką, aby jej nazwisko było znane w tak... specyficznych kręgach, z których mógł wywodzić się jej obrońca. Zaskoczenie zdecydowanie przerwał brzydki odgłos wyciąganego z ciała noża.
- Kim jesteś? - zapytała nieco zachrypniętym głosem.
Kapturnik zrobił krok do tyłu i przetarł swoje ostrza o ubranie jednego z napastników, sprawiając, że te odzyskały właściwą barwę. Nie zabarwioną karmazynem. Początkowo zignorował zadane mu pytanie. A może po prostu zbierał się na to, żeby odpowiedzieć.
- Ja… moje imię nie jest ważne. Jestem… kimś na kształt posłańca, od osoby, która ma do zaoferowania propozycję pomocy. Pomocy, bez której… jak mi się wydaje… będzie pani trudno się odnaleźć.
Zamilkł na chwilę. Nie był specem od przemawiania. Nie. Zdecydowanie nie.
Dziewczyna śmiało patrzyła obrońcy prosto w oczy. Tak, był biegłym w rzemiośle zabójcą, ale nie obawiała się go. Poza tym czuła, że tak naprawdę jej demonicze moce mogłyby rozgnieść go jak robaka. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Imię, jest jedyną rzeczą, która zawsze zostanie z nami. Pamiętaj o tym - odgarnęła włosy, pchające jej się do oczu i kontynuowała - Odnajdywanie się w trudnych sytuacjach zawsze było moją mocną stroną, ale to co się dzieje teraz... nieco wykracza poza moje możliwości. Czemu twój, hm.. przełożony nie stawił się osobiście? Co ma mi do zaoferowania?
Przytaknął, może nieco patronizująco, co w jego wykonaniu zalatywało komizmem. Zapewne przyzwyczajony był do tego typu kazań. Z innego źródła. Posłuchał, co kobieta ma do powiedzenia, jednak nie zmienił wstępnego zdania. Podjął ponownie, chowając swoje „przedmioty” pracy w połaciach szarawej, na tę chwilę nieco zabrudzonej, bluzy.
- Ona... może ci droga pani zaoferować ochronę… zarówno od policji jak i… łowców. Rozwiązać problemy z prawem… oraz pomóc odnaleźć zaginionego u… tak zaginionego. Zaś od załatwiania tego typu spraw ma… ma mnie. Nie musi fatygować się osobiście.
Położył nacisk na odpowiednie słowo. W sumie nic odkrywczego nie powiedział, jednak możliwości tej persony zdawały się niemałe. W istocie imponujące.
Gabriela wzruszyła ramionami i postanowiła nieco spuścić z tonu. Może i koleś był niepozorny, ale jednakowoż ktoś ważny pokładał w nim dużo zaufania. Poza tym potrzebowała odpoczynku. Dzień nie był łatwy, jeszcze nim zaczęły się dziać rzeczy... naprawdę TRUDNE.
- Nie mam nic do stracenia. Nic. A jeżeli mogę coś zyskać... to niech ONA robi ze mną co chce. W miarach rozsądku oczywiście. Na szafot z własnej woli nie pójdę! - oznajmiła dobitnie.
- Heh…Heheh…och.
Mężczyzna roześmiał się. Cicho, ale szczerze. Widocznie rozbawiony tym co powiedziała jego rozmówczyni. Głos jaki wydobywał się z gardła był lekki, niemal jak szumiący wiatr. Opamiętał się po chwili i urwał natychmiast, jakby pod wpływem wewnętrznej, mentalnej komendy. Może wstydził się swojego sposobu wysławiania się. Gryzły go jakieś kompleksy? Kto wie. Kogo to obchodzi. Dokończył pośpiesznie.
- Oczywiście. Moja pani stroni od takich ekstremów. Szanuje swoje… swoje figury na szachownicy i nie rozstaje się z nimi… zbyt łatwo, jeśli nie ma takiej potrzeby.
Z tego dało się wywnioskować, że o jakiejkolwiek kobiecie mowa, jest ona osobą wyjątkowo pragmatyczną, jak i zaradną. Choć o wartościach moralnych, które mogły wyruszyć na wakacje a nie do końca, bezpiecznie wrócić. Zdarzały się i takie przypadki.
Śmiech kapturnika nieco zaskoczył dziewczynę. Był bardzo... ludzki i brzmiał niespodziewanie przyjemnie. Sama mimowolnie uśmiechnęła się.
- No tak. Możesz się ze mnie śmiać. Widocznie zasłużyłam. - rozejrzała się po ciemnej uliczce - Będę miała się jeszcze gdzieś przebrać? Nie lubię poznawać nowych ludzi uwalana resztkami krwi, mózgu, czy co tam jeszcze... Podróż będzie długa? Daleko to miejsce, w którym przebywa twoja pani?
Nie, uwagi Gabrieli nie uciekł charakterystyczny zwrot, który zastosował chłopak. "Figury na szachownicy"... nie, ona na pewno nie pozwoli ustawić się jako zwykły pion. Skoczek. Tak, skoczek by jej pasował.
- O nie Gabrielo. Ja… znaczy… nie śmiałem się z ciebie. Z porównania.
Przez chwilę jego ruchy owładnęła obfita gestykulacja, tylko po to aby ponownie urwać, nabrać powagi i obojętności. Stare nawyki? Dostosowywanie się do nowej roli w życiu. Być może. Nawet bardzo prawdopodobne. Rozejrzał się, jakby zastanawiając się co poradzić na problem swojej nowej towarzyszki. Zabijanie ludzi po zmroku, pozostawanie niezauważonym… to szło mu nadzwyczaj dobrze. Jednak podstawowe zagadnienia socjalne i kobiece problemy życia stanowiły dlań pole bitwy na którym regularnie doznawał porażki.
- Ghmm… podróż nie będzie długa. Jednak wpierw musimy… musimy porozumieć się z dwójką osób, które podobnie jak ty, mają poważny problem. Nie jesteś… odosobniona w swojej sytuacji, rozumiesz. Z moich informacji wynika, że znajdują się dwie przecznice stąd. Myślę, że możemy swobodnie przejść przez park a potem jakimiś mniej uczęszczanymi uliczkami… powinniśmy znaleźć… jakieś miejsce… gdzie będziesz mogła się oporządzić.
Urwał po raz kolejny. Skrępowanie i odwrócenie wzroku, którego pod kapturem i tak za nic nie było widać. Bezlitosny zabójca z socjalnymi kompleksami. Jakie to zabawne.
Gabriela była naprawdę wdzięczna kapturnikowi bez imienia za pomoc, jednak wybitnie miała ochotę zrobić mu brzydkiego psikusa. Waleczny, aczkolwiek wyraźnie dość zakompleksiony, zrobiłby niezłą minę, gdyby przebrała się tuż przed nim. Parsknęła cicho, pod nosem, z samej idei, ale nie miała ochoty wystawiać na próbę cierpliwości niespodziewanego sojusznika. Zgarnęła z bruku plecak, który wylądował tam, gdy boleśnie zetknęła się ze ścianą i pewnie spojrzała na kapturnika. Zdecydowanie była gotowa do drogi. Zamiast strachu w jej żołądku wibrowało podniecenie i tak, zdecydowanie czuła już nosem zapach nieznanego...
 

Ostatnio edytowane przez Crys : 12-09-2008 o 23:37.
Crys jest offline