Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2008, 00:25   #10
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Na czoło Enrico zaczęły już występować perliste kropelki potu, oddech stał się przyspieszony i nieregularny, ale co to było za zmartwienie, gdy przed chwilą uciekło się napastnikom. "Ha, ha, będzie się czym pochwalić !" - pomyślał ucieknąwszy już prawie zagrożeniu. Wspomnienia jednak miały to do siebie, że trzeba było znaleźć bezpieczny kąt i tam je w spokoju opowiedzieć słuchaczom. Dopóki był w zasięgu broni palnej - te myśli wydawały się tyle adekwatne do sytuacji, co absurdalne. Giuliani rozpromienił się, był już "w domu", poza zasięgiem. Komandosi... " Co to za trzask ? " - trwoga na nowo zawitała do jego rozumu. Za późno. Celny strzał rozorał ramię maga, a ten jakby jeszcze nie czując bólu przeszedł jeszcze kilka kroków i potykając się upadł na wznak. "Kroki...?" - myśl przebiegła przez głowę, po czym razem z rezydującym tam rozumem udała się na metaforyczne wakacje. Ze strachu. Dwóch komandosów, którzy przybiegli i kopnęli Enrico, mogliby równie dobrze kopać truchło, więc całkiem słusznie jeden z nich zauważył:

- Wydaje mi się, że to trup. Trzeba mu oddać honor, że nieźle zasuwał. Jednak trochę zbyt wolno niż było niezbędne by ujść z życiem.

- Bez wątpienia nie był to zwykły człowiek. Cóż, wypadki się zdarzają – odezwał się drugi.


Po chwili odezwała się melodia, która okazała się być dzwonkiem telefonicznym. Enrico, którego świadomość, była już na miejscu prawie zdobył się na pobłażliwy uśmiech. " C-c-co-country...? Kto w dzisiejszych czasach słucha country ? " Pulsujący ból po raz kolejny przeszył go do szpiku kości. "Klik ! " Po chwili jeden z uzbrojonych ludzi odebrał rozmowę i zwrócił się do tajemniczego Mobiusa. Mówił również też o jakimś planie, a Giuliani zaciekawiony nadstawił ucho, ale zamiast kontynuacji rozmowy usłyszał syreny policyjne. "Gliny - gliny ? Kto by pomyślał, że ucieszę się z ich przyjazdu..." Napastnicy oddalili się szybko do samochodu, a pisk i warkot powiedziały magowi, że odjechali swoimi samochodami. Z jękiem, bardziej wynikającym z samej sytuacji niż dokuczliwego bólu Enrico powstał i z miną mędrca spojrzał na ranę - no, no, wydawało się, że kula nie miała dość i uznała jego ramię jedynie za lokum przejściowe, po czym wyszła z drugiej strony. Kiedy samochód policyjny oraz ambulans zatrzymały się przy zgliszczach " Czerwonej Latarni " Enrico patrzył się na płonący budynek, a potem zwrócił głowę w ich stronę i ponuro mruknął:

- A tak mi się tam podobało. Było nudno.

Policjant, czy wziął pod uwagę jego komentarz, czarodziej nie był pewien, ale zauważył, że ten należał do tych rozentuzjazmowanych nawet kradzieżą kieszonkową. Ów funkcjonariusz ryknął:

- O, cholera! Co tu się stało? Ej, ty - wymierzył paluchem w Giulianiego.

- Co jest...? - burknął mag grzebiąc w ranie z miną zimnego skurwiela, chociaż paliło go jak cholera i gdyby tylko pozwalała mu godność, latałby pewnie w kółko, błagając o pomoc.


Glina zaraz znalazł się przy nim i zaprosił do karetki, a mag w duszy przyjął z ulgą ten gest i udał się do samochodu skwapliwie. Nagle mu zaświtało, gdzie był Denton ? Była to jedyna osoba, z którą mógł się pozytywnie nudzić, cichy, małomówny ochroniarz zawsze przytakiwał albo wiedział kiedy Enrico ma już dość, tym razem podjął najtrafniejszą decyzję w swoim życiu. Gdyby nie on Giuliani zanieczyszczał by w tej chwili atmosferę ziemską, bądź był powodem dziur ozonowych - był bardziej niż pewien, że niektórzy ludzie w środku na skutek gorąca po prostu wyparowali. Po chwili jego niepokoje zostały rozwiane, gdyż widział jak Custer niesiony jest do karetki.

***

Jak mogli, jak mogli wciągnąć go w jakieś przeklęte przesłuchanie...?! Siedział teraz z zabandażowanym ramieniem na malutkim krzesełku, w klaustrofobicznym pokoiku, gdzie za oknem siedział tłum podglądaczy. Wiedząc jakie świństwa mogą robić wobec niego ludzie po drugiej stronie lustra weneckiego, on zdobył się na jeszcze większe świństwo i po prostu ich ignorował. Prawdopodobnie 100% urzędników i funkcjonariuszy z komendy chciało mu zrobić na złość - takie już były rządy federalistów. Bezpodstwna agresja wobec innych ludzi - oczywiście mag nie pozostawał dłużny i darzył ich taką samą agresją oraz co rusz się rozglądał, był pewien, że było tu ukrytych sporo kamer. Niektórzy sądziliby, że to paranoja. Myliliby się. Paranoicy tylko myślą, że wszyscy chcą ich dopaść. Giuliani to wiedział. Dlatego też nieufnie obrzucił wzrokiem wchodzącego do sali czarnoskórego policjanta. Tamten rzekł:

- Jestem oficer James Dean. Z tego, co nam wiadomo pan jest Enrico Giuliani. Cóż, Enrico. Znalazłeś się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie. Dlatego właśnie zostałeś tutaj wprowadzony. Byłeś świadkiem tajemniczej masakry, która odbyła się w barze „Czerwona Latarnia”. Chcemy żebyś opowiedział nam wszystko ze szczegółami to, co się wydarzyło.

Zanim mag zaczął mówić rzucił kilka kąśliwych, uwag o powrocie niewolnictwa i przeklętych jankesach, bardziej zachaczających o mamrotanie pod nosem, niż gadanie na głos, ale miał nadzieję, że uda mu się obrazić inspektora. Było to coś w stylu dania upustu ogólnemu niezadowoleniu z powodu ostatnich kilku godzin ( a może była to tylko godzina lub dwie ? ). Malkonent był bowiem z Enrica straszny.

- Chwila, Bambo - zaatakował Enrico głosem przypominającym rozgorycznie pomieszane z drwiną - Gdzie mój kumpel Custer, najpierw to ty mi odpowiedz na kilka pytań ! Coś taki szybki, hę ? Jestem jego, no, pracodawcą i mogę wiedzieć, czy staruszek jeszcze zipie, co ? A poza tym ja nic nie widziałem, jedynie przechodziłem obok z Dentonem i nagle Ci terroryści - Enrico specjalnie używał dyplomatycznych słów, wiedział, że Ci mogli nie być zwykłymi bojownikami - wywalili "Latarnie" w kosmos, stary, jak mnie rzuciło to nie zapomnę do końca życia, trzasłem w tego rzęcha, co nim te matkisyny przyjechały i tyle, a próbowałem uciekać i sam widzisz, nie ? Poza tym to ja nie wiem nic. Nic szczególnego z moich zeznań wam nie przybyło, nie ? No, to powiem tyle, że mogliście się tego spodziewać. Figa.

Giuliani parsknął śmiechem i na koniec jęknął z bólu masując ranę z grymasem złości na twarzy. Zataił informacje o treści telefonu. " Co Ci frajerzy myślą, że są sprytniejsi odemnie ? No to im pokażę, że ku*** nie są i tyle. "
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline