Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2008, 02:43   #1
Nicolas
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
[Wampir: Maskarada] "Szczury w mieście" 18+



Mała, szarawa istota przeleciała tuż nad dachami jadących samochodów. Mocniejszy podmuch spowodowanym pędem powietrza sprawił, że wątłe skrzydełka musiały się postarać by utrzymać niewielki ciężar. Jeszcze chwila, a malutki nietoperz uderzyłby o twardy bruk chodnika. Na całe szczęście jego zmysły pozwoliły wzbić się w powietrze dosłownie parę centymetrów nad powierzchnią i teraz ponownie wyrównać lot na pożądanej wysokości. Ulice nie były naturalnym środowiskiem dla jego gatunku, jednak musiały się jakoś przystosować... Choć już kilka wieków na to miały, przecież ludzkość i jej twory nie są już takie młode.
Nietoperz tymczasem przemknął nad pojedynczym drzewem rosnącym w ściśle wytyczonym przez architektów miejscu koło chodnika. Miało sprawiać by to miejsce było milsze oczom ludzi... Cóż za głupota. Sami stworzyli potężne miasta niszcząc połacie lasów, a teraz sadzą pojedyncze drzewka po to, by idąc chodnikiem mogli podziwiać ich wygląd bądź przycupnąć w ich cieniu. Również i mały nietoperz skorzystał z uprzejmości gałęzi zwisającej nad ulicą. Liście już w dużej mierze spadły z tego drzewa. Jeszcze tylko nieliczne żółtawe listki upiększały to uwięzione pomiędzy chodnikami drzewo. Mimo to dla nietoperza stanowiło ono chwilowe schronienie. Dało chwilę odpoczynku przed dalszym lotem. Był dopiero wczesny wieczór, a on już przeleciał przez dużą część miasta. Księżyc oświetlał drogę, tak samo jak i te nieszczęsne latarnie, jednak przecież jemu to nie było potrzebne. On do życia wykorzystywał inne zmysły niż wzrok. Lecz tej nocy mógłby zazdrościć ludziom ich wzroku...
Wieczorne niebo było bezchmurne i pokryte milionami gwiazd. Gdzieś, gdzie twory człowieka nie tworzyłyby tak jasnej poświaty można by obserwować całe konstelacje, nawet te najsłabiej widoczne. Tak ta noc była piękna. W mieście tymczasem widać było ledwie księżyc... Bodajże po pierwszej kwadrze, ale nie tak znów dużo. Wciąż jest to bardziej połowa księżyca niż cała jego tarcza. Przynajmniej tak sądzi obserwujący go chłopiec, jeden z niewielu ludzi, którzy spoglądają teraz w niebo. Przecież jest tyle innych, ważniejszych rzeczy. Któż by marnował czas na spojrzenie w niebo?
Nietoperz postanowił znów wzbić się w powietrze. Tym razem jako kierunek obrał sobie rzekę. Chłodne powiewy, które przedzierały się pomiędzy kamienicami, niosły w sobie drobne cząstki zapachu wody. Nie tak czystej jak kiedyś... Po paru minutach nocny podróżnik dotarł na skraj tego brzegu rzeki... Nie był to bynajmniej kraniec miasta, o nie. Ono rozrosło się na obie strony rzeki, choć trzeba przyznać, że ta strona była bardziej zagospodarowana. Men.
Tymczasem znów zawiało. Powietrze dużo chłodniejsze, choć pasowało do pogody jaka powinna panować o tej porze roku. W końcu był już październik, powinno być coraz zimniej. Niedługo zima, może śnieg. Idący chodnikiem, tam gdzieś w dole, młody student mocniej opatulił się w swoją kurtkę. Zapewne szedł na jakieś spotkanie... może dziewczyna? Narzeczona? A może po prostu koledzy, lub jakaś impreza? Lub, wręcz przeciwnie, wraca właśnie do stancji po ciężkim, pracowitym dniu? Tak czy siak był pochłonięty swymi myślami. Nawet nie zauważył małego ciałka, które przeleciało niecały metr nad jego głową i pokierował się ponownie w stronę centrum miasta.
Kolejne parę minut lotu nad ulicą. Nie tak ruchliwą o 22, jak w ciągu dnia, ale co pewien czas jadące w dole samochody mąciły powietrze. Nie tylko powodując wiatr swym szybkim ruchem, ale również emitując mnóstwo spalin. Właśnie przejechał srebrny mercedes. Jakiś biznesmen zapewne. Dorobił się tego samochodu ciężką pracą w jakiejś firmie. Z początku był popychadłem starszych pracowników, a w tej chwili sam opieprzał swoją nową sekretarkę przez komórkę. Rozmawiał... a jechał 90 km/h wąskimi uliczkami miasta. Właśnie minął dwie wysokie wieże. Kolejny powód do dumy dla ludzi i ich umysłów. Centrala Deutsche Banku. Ale młody biznesmen nie jechał tutaj. On wracał z pracy, ale bynajmniej nie jechał do domu, do żony i dziecka. Oni go teraz nie obchodzili. Miał się spotkać ze swą... przyjaciółką. Jedną z wielu...
Piękna dziewczyna, ledwo po szkole średniej. Urodziwa, mądra, z dużymi ambicjami. A jednak puszcza się z jakimś podrzędnym dyrektorem, po to, by może zostać jego nową sekretarką. Właśnie teraz się maluje skrywając zbierającą się w kąciku oka łzę. Musi wyglądać pięknie. Jeszcze ciemnoczerwona szminka. Podkład już nałożony, puder też. Cienie do powiek- lekko zielonkawe, eyeliner by pogrubić długie rzęsy. I skończyła. Pełne usta wyglądają jeszcze piękniej i bardziej ponętnie. Przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze i poprawiła stanik podtrzymujący piersi. Dzięki niemu przyciągały wzrok mężczyzn. Była bowiem świadoma, że biust nie był jej mocną stroną. Nie za duży, nie za jędrny, ale jej się podobał. Przecież właśnie to się liczy. Dużo lepsze były jej nogi... No i długie, kasztanowe włosy opadające na ramiona.
-Jeszcze suknia...
Odezwała się sama do siebie. A może do lustra? Tak czy inaczej głos miała dość miły dla ucha... mimo że używała niezbyt melodyjnego niemieckiego języka. Spojrzała przez okno. Księżyc idealny na randkę. Tylko czemu ona musiała się z nim znów pieprzyć nawet nie będąc pewna czy coś dzięki temu zyska. Chwilę jej zajęło powstrzymanie łez.
Tymczasem na ulicy, dokładnie pod oknem tej biednej dziewczyny, właśnie marzł siedemnastoletni chłopak ubrany w płócienne spodnie i podartą szarą bluzkę. Na to narzuconą miał starą kurtkę, tak zwaną bundeswerkę. Było mu zimno. Bardzo zimno. Szczękał zębami ukazując szparę po brakującej dwójce. Do tego złamany nos i zakrwawione lewe oko. Mimo zimna chłopak wpatrywał się w niebo. Kolejna istota ludzka, która wciąż potrafiła podziwiać niebo nad tą planetą. Wiedział jednak, że Ojciec Elstam czeka na niego... I na pewno będzie zły jak każe mu jeszcze dłużej czekać. Biegiem rzucił się w kierunku małego kościoła na Juliusstrasse. Niewielka parafia położona w zachodnim Frankfurcie, która była dla tego chłopaka tak ważnym miejscem.
W 10 minut później był już przed obliczem księdza Gregora Elstama. Średniego wzrostu mężczyzna o krótkich czarnych włosach i piwnych oczach. 39 lat już spędził na tym bożym świecie, a od pewnego czasu jeszcze musi użerać się z tym chłopcem. Spotkali się jak zwykle w piwnicy kościoła, ledwie oświetlonej przez jedną żarówkę. Dom młodego Arthura...
-Czemu tak długo ci to zajęło?- Głos księdza odbijał się od kamiennych ścian piwnicy potęgując już i tak głośną wypowiedź.
-Przepraszam Ojcze.- Arthur natomiast ledwo dawał radę wypowiedzieć te słowa. Był przerażony, a pot ściekał mu po czole.
-Przepraszasz?- Gregor nie dawał za wygraną. Był zdenerwowany, mówił głośno.- I co dadzą twoje przeprosiny skoro i tak mnie nie będziesz słuchać!
Tym razem głośne zdanie przerodziło się w krzyk. Zaraz po nim ksiądz wzniósł prawą rękę i z całej siły uderzył chłopca. Powietrze świsnęło, gdy dłoń frunęła w kierunku głowy Arthura. Głuche uderzenie. Potem dwa następujące po sobie odgłosy. Wpierw kilka kropel spadających na posadzkę, potem ciało uderzające tuż obok powstałej małej plamy krwi. Ksiądz chwilę się zawahał patrząc na ledwo oddychające ciało.
-Oby cię to nauczyło...
Tym razem słowa były dużo cichsze... A po chwili piwnicę wypełnił dźwięk obcasów uderzających wpierw o kamienną posadzkę a potem schody. Zgasło światło. Trzask drzwi i chrobot klucza zamykającego wyjście z piwnicy. Nastała cisza, jedynie co pewien czas przerywana gwałtownym oddechem i delikatnym szlochem Arthura. Musiało minąć kilka minut nim chłopak dał radę się rozejrzeć, potem znów chwila nim oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku... i strach. Jeszcze większy niż ten, który opanował serce Arthura podczas rozmowy z księdzem. Tym razem było to uczucie paraliżujące, które sprawiło, że chłopak nie dość, że nie potrafił nic powiedzieć to jeszcze wydawało mu się, że nawet przestał oddychać. Chciał krzyknąć, ale nie dał rady. Żaden dźwięk nie był w stanie przejść przez jego zaciśnięte gardło. Coś takiego czuł po raz pierwszy w swym życiu..
A strach ten spowodowała istota. W tej chwili klęcząca na posadzce i zlizująca swym długim językiem krew Arthura. Język ten, nie zdrowo różowy, lecz lekko blady, wystawał pomiędzy dwoma długimi kłami. Jeden wyrastał z górnej szczęki, a drugi z dolnej. Długi nos z dużym garbem, czarne jak noc oczy wpatrujące się w przerażoną postać chłopaka oraz resztki siwych włosów. Do tego duży pieprzyk na lewym policzku, z którego również wyrastało parę długich, czarnych włosów. Postać wstała, gdy na posadzce nie było już ani odrobiny krwi. Miała nieco ponad półtora metra wzrostu, ubrana w czarną tunikę i jeansowe spodnie. Skóra była biała jak śnieg. Ręce lekko wykrzywione zakończone dłońmi z długimi palcami. Większość miały czarne paznokcie prócz prawego kciuka, który w ogóle był go pozbawiony. Na obliczu istoty pojawił się grymas. Lekko wykrzywione, wąskie usta układały się w coś, co chyba miało być uśmiechem. Przynajmniej według tej istoty. Arthur spojrzał na nogi postaci. Jeansy ukrywały to, że one również były wykrzywione. Szara postać zaczęła zbliżać się do chłopaka lekko dysząc.. Choć nie widać było by jej klatka piersiowa się poruszała. Coraz szybciej... aż w końcu był już tylko krzyk.
Krzyk, który w końcu wyrwał się z gardła Arthura by usłyszał go cały świat. Jednak nie opuścił on nawet tej piwnicy, gdyż urwał się zbyt szybko. Wiedział tylko tyle, że ta istota była tuż przy jego szyi... Poczuł ukłucie, a potem jakby ta istota wysysała z niego życie.
„Czy to diabeł?”
Myśli Arthura krążyły wokół wszystkich możliwych odpowiedzi... czyli głównie religijnych opowieści Ojca Elstama. Chłopak zaczął się modlić i robił to tak długo, aż w końcu zemdlał. Cały świat uciekł mu sprzed oczu, przestał słyszeć, czuć. Możliwe, że zobaczył światło, a może to tylko chora wyobraźnia ukształtowana przez tego, który go wychowywał? Koniec... Koniec świata, życia. Lecz nagle coś kapie na jego dolną wargę. Kropla spływa pomiędzy zębami w dolnej szczęce, tam, gdzie powinien znajdować się jego ząb. Trafia pod język i tam zostaje. Po chwili kolejna i jeszcze jedna. Aż w końcu pojedyncze krople przeradzają się w strumyczek. Usta nie mogą już utrzymać tego płynu, który zaczyna wciekać po języku aż do gardła. I przez przełyk do wnętrza ciała. W tym momencie Arthur ponownie otworzył oczy... On je rozszerzył najbardziej jak się tylko dało. Bólu jaki czuł nie dało rady opisać. Gorący płyn, który spływał po jego przełyku palił go, wyżerał jego ciało. Każdy po kolei fragment ciała zaczynał go boleć. Po prostu wszystko. Całe wnętrzności, jakby się rozpadały... Wszystko z jedności przeradzało się w porwane fragmenty. Nagle poczuł jak serce przestało bić. Ten ból był chyba najstraszliwszy. Jakby potężny impuls przechodzący z serca prosto do mózgu. Kolejny wrzask. Tak straszliwy, że musiał przebić się nawet przez mury kościoła.
Tymczasem Arthur poczuł jak klatka piersiowa przestaje się poruszać. Powietrze wewnątrz płuc zaczynało go niepotrzebnie rozpychać od środka. Przez chwilę wydawało mu się, że rozerwie go na strzępy... zresztą był pewny, że jego wnętrzności już spotkał właśnie taki los. Jednak czuł pewną ulgę... Mianowicie ten płyn. Lekko metaliczny, zimny. Ten, który wcześniej sprawiał ból teraz przynosił ulgę. To dzięki niemu przełyk przestawał boleć. Stawał się jedynym wolnym od potwornego bólu miejscem. Mimo wszystko krzyczał. Krzyczał cały czas. Miał nadzieję, że ktoś go usłyszy. Ktoś mu pomoże. I w końcu, gdy sądził już, że wszyscy go opuścili usłyszał otwierany zamek w drzwiach. Jednak to nie był już ten Arthur. Krwistoczerwone oczy wpatrywały się w drzwi, a postać tylko czekała gotowa do skoku...

*******

No dobra to ta prostsza część już za mną. Teraz tekst rekrutacji...
No więc będzie to moja pierwsza sesja, którą poprowadzę na tym forum, mam nadzieję, że będzie udana. System to Wampir: Maskarada. Jako, że posiadam podręcznik podstawowy do 2ed. to właśnie w 2ed. będzie sesja prowadzona (choć jeśli będziecie chcieli użyć dyscyplin opisanych w dodatkach poszczególnych klanów to proszę tylko o kontakt ze mną, a ja zapewne odnajdę w internecie wszelkie potrzebne mi informacje na temat danej dyscypliny).
Sama sesja dziać się ma we Frankfurcie nad Menem, rok 2008, październik. Do wydarzeń z realnego świata można nawiązywać, choć ja w sesji nie będę przywiązywać do nich zbytniego znaczenia. Sam Frankfurt również będzie lekko zmieniony (np. na Juliusstrasse nie ma żadnego kościoła na tyle na ile wiem ).
Jeśli chodzi o tę osiemnastkę w temacie to nie chodzi o wiek, dowód etc etc a bardziej o to, że sesja raczej dla osób bardziej... dojrzałych. Po prostu takie opisy, nie do końca cenzuralne, mi idealnie pasują i do wampira i do tej konkretnej sesji.

Teraz Karta Postaci. Proszę wysyłać je na maila mzylkowski@gmail.com najlepiej w postaci pliku z worda lub czegoś podobnego oraz statystyk wykonanych w takim to programiku:
http://lastinn.info/kufer-skarbow/40...-wampirze.html (Program do tworzenia KP w Wampirze)
Jednak nie spodziewajcie się, że będzie wiele rzutów. Raczej będę prowadzić tak, by było ciekawie, jedynie czasem popierając decyzje kostkami.

W pliku tekstowym oczekuję takich to informacji:

Imię:
Nazwisko:
Wygląd:
To jak wygląda postać, jeśli zmieniła się po przemianie to proszę też o wygląd jako człowiek. Liczę na barwne opisy.
Charakter: Czy postać wierzy w Boga, Jah, czy zielone ludziki. Jaki ma stosunek do innych Spokrewnionych, do ludzi, do swoich dawnych bliskich I tak dalej I tym podobne.
Historia: Tu proszę o opisanie zdarzeń związanych z życiem ludzkim oraz po przemianie. Ważny jest też opis rodziny, znajomych itp.
Schronienie we Frankfurcie: Proszę o krótki opis. Jak wygląda, gdzie się znajduje itp.

I to by chyba było na tyle co do KP. Jeśli chcecie dodać jakieś informacje to proszę bardzo, kreatywność na pewno karana nie będzie. Jeszcze co do samych postaci to klany prosiłbym z Camarilli, bez odszczepieńców, niezależne też niechętnie choć tu może się zgodzę przy dobrej KP. Pariasi mogą być.

Teraz kilka informacji o sesji. Będę oczekiwał postów długich, dopracowanych i ciekawych. Żadnych paru linijkowych postów z krótką wypowiedzią nic nie wnoszącą do sesji. Rozmowy między graczami, między graczami a MG będziemy prowadzić przez GG/maila/PMa bądź co jeszcze innego wpadnie do głowy. Oczywiście sam również obiecuję taką jakość postów. Mam nadzieję, że utrzymam poziom taki jak w tekście do tej rekrutacji, który osobiście uważam za udany na tyle, że nie wstyd go było dodać
Co do częstotliwości to sam zaczynam studia w tym roku, czasem jakaś pomoc w domu się przyda, czasem dziewczyna potrzebuje chwili zainteresowania, więc myślę, że post lub dwa na tydzień będą odpowiednie. Nie za rzadko, nie za często. Oczywiście można zgłosić nieobecność, wtedy albo sesja poczeka, albo postać chwilę przyśnie

Graczy wybiorę wedle jakości KP. Nie muszą one być bardzo długie, ale niech będą ciekawe. Liczy się jakość, a nie długoś... tfu znaczy ilość

Ah no i poszukuję 3 - 4 graczy. Myślę, że tyle będzie odpowiednie zarówno do tej sesji jak i dla mnie jako początkującego MG na LI (ah te skróty wszystkie). Rekrutacja trwa do 28 września.

I myślę, że to by było tyle. W razie pytań można pisać tu, bądź słać maile.

******

-Słyszałeś to?
Pozbawiona już zarówno bluzki jak i stanika utrzymującego dwie piersi dziewczyna spojrzała na okno. Jej piękny makijaż nie był już tak dokładny. Łzy rozmazały tusz i cienie, szminka już prawie w całości znalazła się na ciele biznesmena. A ten nawet się nie rozebrał. On tylko zdjął spodnie... i pozwolił jej działać. A ona nawet nie protestowała aż do chwili, gdy usłyszała krzyk. Krzyk przypominający zarzynaną istotę.
-Uspokój się. Nic się nie stało.
I w ten sposób skończył temat. A dziewczyna znów zaszlochała leżąc na łóżku. Nawet jej nigdzie nie zabrał. Jemu zależało tylko na jednym...
 
Nicolas jest offline