Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2008, 17:21   #6
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Hektor siedział spokojnie przy stoliku, jakby nigdy nic. Ze spokojem przysłuchiwał się karczmarzowi, który ze smakowitymi szczegółami opisywał ofertę lokalu. Nie był jednak głodny, więc pozwolił innym zamówić to, na co mieli ochotę. Sam zamówił tylko piwo. Nie bretońskie, wzorem krasnoluda. Te to były same szczyny.

Racja, Hektor wyglądem nie przedstawiał nic wartego podkreślenia. Był brzydki jak noc. Głowa łysa, brwi nawet nie ma. Na twarzy ma śladów po ospie i pełno blizn, zupełnie jakby nic innego w życiu nie robił, tylko dostawał po mordzie za swój wygląd. Ucho jedno ledwo się trzyma kupy, na drugim zaś wisi kilka pozłacanych kolczyków. Nawet pachnie inaczej, jednak nie tak jak żebracy, czy podobni im. Po prostu dziwnie.

Tylko ciemno brązowe nieruchomo siedziały u niego w oczodołach. Chociaż jakby się im przyjrzeć, można by zobaczyć jak wiele przeszedł ten człowiek. A przeszedł wiele więcej niż ma blizn na ciele. Nie chcecie wiedzieć, ile ich ma.

Ubrany był, jak na podróżnika przystało. Podróżnika, który zazwyczaj chodzi w jedynkę, a więc standardem jest posiadanie większej broni niż kozik i to w postaci kilku sztuk. Po obu stronach pasa miał zatknięte w pochwach dwa miecze, których rękojeści były owinięte rzemieniem, dla lepszej pewności chwytu. Na plecach, a właściwie teraz obok krzesła, stała kusza. I to nie byle jaka kusza, bo z magazynkiem, samorepetująca. Z pewnością przyciągała wzrok, rzadko takie wynalazki widywało się w Bretonii.

Miał na sobie pełną kończą zbroję. Na wierzchu jednak przykryta kurtą, na nogi naciągnięte skórzane nogawice. Widać, nie często ją zdejmował, to znaczy, że był w ciągłym ruchu. No i zbroja nie zardzewieje mu, kiedy będzie lał deszcz. Przez klatkę przeciągnięte dwa pasy, na których miał pozaczepianych kilka flakoników i kołków. To już z pewnością zdradzało jego profesję. Na głowie, dla niepoznaki miał kapelusz z szerokim rondem. Wypisz, wymaluj…

- Zwą mnie Hektor. Poluje na licha. – odparł.

Nie wyglądał poważnie. Nie taki niski mężczyzna, brzydszy niż niektóre zakazane mordy powywieszane na słupach z napisem „Ścigani”, i ci, którzy siedzieli w ciemnych kątach w karczmie. Z zaciekawieniem przyjrzał się wszystkim przy stoliku, a gdy ten Jean-Pascal coś do niego powiedział, uśmiechnął się. Dziwny to był widok na jego poharatanej twarzy.

- Nie chcesz wiedzieć. – odpowiedział mu. Ręką w skórzanej rękawicy, niczym z kocim refleksem, złapał w przelocie muchę. Potem pstrykną nią, aż poleciała na sąsiedni stół. Przez ten jego specyficzny zapach, owady się go nie imały. Przydatne w podróży.

- Z miłą chęcią bym się do was przyłączył, panowie, ale robotę mam swoją. I nie wiem, czy sprostalibyście temu zadaniu, więc, póki pracy swej nie znajdę, mogę z wami podróżować. To było by czysta przyjemność, podróżować w tak zacnym towarzystwie. – odparł po bretońsku, prawie jednostajnym tonem. Głos jego brzmiał niesamowicie oschle, i brzmiał jak posykiwanie węża.
 
Revan jest offline