Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2008, 20:28   #2
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Alexandra wpatrywała się w ogień. Siedziała dość blisko, lecz prawie nie czuła promieniującego z kominka ciepła. Wzdrygnęła się, gdy dreszcz przeszedł jej po plecach i owinęła szczelniej płaszczem. Była zmęczona. Sine plamy pod oczami i szara, ziemista skóra twarzy wskazywały na nieprzespane ostatnio noce.

- Do diabła z tym! - mruknęła do siebie. Płomienie buzujące w murowanym kominku miały hipnotyzujące właściwości. Nostalgiczny nastrój Alexandry sprzyjał wspomnieniom. Te języki ognia przypominały jej coś. Zmrużyła oczy. Znowu usłyszała Jej krzyk. Początkowo odległy, jakby przytłumiony, stawał się coraz wyraźniejszy.

Trzask strzelającego drewna, z którego zbudowany był stos, spowodował kolejne wzdrygnięcie ramion Alexandry. Do wbitego w centrum placu drewnianego pala przywiązane było ciało młodej dziewczyny, teraz częściowo ukryte za spowijającym prawie wszystko dymem. Drewno było zbyt mokre, więc zamiast szybkiej śmierci ofiara cierpiała strasznie i prawie do końca zachowała świadomość. Teraz jednak jej przerażający, niemal zwierzęcy krzyk ucichł, chociaż zgromadzonym na placu wieśniakom i Alexandrze ciągle świdrował w głowie. Musiała siłą woli powstrzymywać się od okazania słabości - chciała zatkać uszy dłońmi i zacząć krzyczeć, by zagłuszyć potępieńcze wycie palonej żywcem kobiety.

- "Należało jej się. Za te wszystkie dzieci" - pomyślała. Skazana na stos przez kapłana Sigmara z sąsiedniej wsi kobieta oskarżona była o zamordowanie sześciorga maluchów. Zaginionych dzieci szukała między innymi Alexandra, za co miała otrzymać całkiem pokaźną kwotę od wójta Vogelsdorfu, skąd pochodziły. W trakcie śledztwa trafiła na trop dziwnej kobiety, mieszkającej na skraju wsi, w oddaleniu od innych zabudowań. W jej chacie natrafiła na pęki suszonych ziół, jakieś dziwne mikstury i sporo małych, wypchanych zwierząt. Łowczyni początkowo sądziła, że ma do czynienia z zielarką, ot wiejską babą, która potrafi bydło wyleczyć, kiedy ryczy z bólu po zjedzeniu mokrej trawy, albo drwala, gdy siekierą nieopatrznie się skaleczy. Jednak za jej chatą, między grządkami fasoli i grochu znalazła szmacianą lalkę ze śladami krwi. Krwawe ślady ktoś dostrzegł na siekierze do rąbania drzewa. I nie trwało długo, aż pod stertą polan odkryto zwłoki ostatniego z zaginionych chłopców. Przybyły na miejsce kapłan nie pozwolił na lincz, jednak nie kryjąc satysfakcji zapowiedział rychłą śmierć czarownicy.

Egzekucja odbyła się nazajutrz. W jej trakcie nie uświadczono żadnego z zapowiadanych znaków potwierdzających, że kobieta zawarła przymierze ze złem. Żadnych gromów, piorunów, diabelskich chichotów i przemian wiedźmy w demona. Zupełnie nic, mimo iż wilgotne drewno wydłużyło widowisko. Żaden z mieszkańców Vogelsdorfu nie wytrzymał do końca. Trudno było wytrzymać smród płonącego ciała i gęsty, tłusty dym wzbijający się w niebo. Nie mówiąc o wrzaskach cierpiącej ofiary. Na placu pozostała jedynie Alexandra i kapłan Sigmara. Zataczający się ze śmiechu i krztuszący swoją wesołością kapłan Sigmara. Klecha uspokoił się i podszedł do zdziwionej i zaniepokojonej łowczyni. Jego lodowatych słów "Dobrze mi się przysłużyłaś, dziecko..." prawie nie słyszała, gdyż wpatrywała się w czerwonego od krwi misia, którego wcisnął jej do ręki. Deszcz, który spadł z chmurnego od rana nieba padał na twarz Alexandry zmywając łzy z jej policzków. I krew z dłoni trzymającej zabawkę.

Wróciła dziesięć dni później. Razem z Nicolasem i jeszcze jednym łowcą. Szalony kapłan Sigmara, czy raczej jakiegoś mrocznego boga albo swoich psychopatycznych myśli, nie miał większych szans. Jego śmierć przyniosła ulgę, jednak wciąż nie mogła zapomnieć niewyobrażalnego cierpienia niewinnej wiejskiej dziewczyny. I tego, że przyczyniła się do jej strasznej śmierci. Nadal zbyt często wracała myślami do tamtych wydarzeń. Nicolas mówił, że tak niestety czasem bywa, i że z czasem o tym zapomni, jednak nie potrafiła. Już dwa lata walczyła z koszmarami...

Otępienie Alexandry przerwało skrzypienie schodów i wejście Rotmistrza. Nie potrafiła się skupić na tym, co mówił, ale zrozumiała, o co mu chodziło. Pytał, czy te nędzne niedobitki pokaźnego niegdyś oddziału wolą dalej tworzyć jego legendę, czy też rozjechać się do domów. Kilka osób zaczęło szemrać, kilka innych podniosło ręce w niemym poparciu dla dalszego istnienia formacji.

Łowczyni była w rozterce. Nie potrafiła zdecydować. Miała dosyć tego marazmu, tego gnuśnienia w jednym miejscu. Od kiedy przyłączyła się do oddziału i zajęła zwiadem, zawsze miała pełne ręce roboty. Ostatnio jednak siedzieli na tyłkach i użalali się nad sobą. Nie pomogła nawet kilkudniowa wyprawa Alexandry, kiedy szukała informacji o Nicolasie, od którego nie miała żadnych wieści od początku wojny. Nikt nic nie słyszał o starym łowcy, a sytuacja Kompanii pozostawała bez zmian. Jeszcze wczoraj obiecała sobie, że jak Stary nic nie wymyśli, to sama odejdzie. Z drugiej strony nie miała dokąd wracać. Jej domem był gościniec i obozowe ognisko. Mogła co prawda odwiedzić przybranych braci w Nuln, jednak sama wiedziała, że nie usiedzi długo na miejscu.

Alexandra, wciąż niezdolna do podjęcia ostatecznej decyzji, rozglądała się wokół łowiąc spojrzenia pozostałych członków jednostki.

 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 21-09-2008 o 20:40. Powód: Jeden obraz wart tysiąca słów :]
Gob1in jest offline