Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2008, 21:32   #3
Deja vu
 
Reputacja: 0 Deja vu miał trochę wstydliwych czynów w przeszłości
Myślibór Tarusz h. Korab zwany Myśbor albo Myśba

Kompanija całkiem ciekawie się udała wedle Myślibora.
Kilka lat już włóczył się Mazur po Koronie, jednak dzielić tak dziwacznie towarzystwa dobranego, jeszcze nie uświadczył.

Że za każdym niemal razem, widząc małej Tatarzynki lica, wzdychać jakby do nieba musiał ustawicznie, toteż starał się w jej stronę spojrzeń nie zapuszczać.
Patrzać na to najmniej dwuznacznie można było.
Wszak wedle innych okolicznśoci waćpanna za piękną uchodzić by mogła, jadnak Myśbie, gdy ta tylko usta do rozmowy otwarła, raczej chłopaczynę w babskiej skórze, na myśl przywodziła. Miarkując jej maniera płci pięknej zaiste niestosowne, znosił Myśba wszystko w milczeniu i cierpliwie Janu Jezusowi ofiarowywał.
Raz tylko, gdy przekornie stan duchowny, w osobie braciszka Grzegorza obraziła, ze zjadliwą szyderą, przez bachmata "Przeorem" ochrzczenie, czujna ręka Myśby na kolbie prawego puffera się zamknęła.
Ojcowe "Słowiki" jak to je Myśbor pieszczotliwie przezywał, obydwa jadnak w olstrach posłusznie drzemały.


Wytrzymać jednak to i wiele innego Myśba obiecywał sobie.
Znając aż za dobrze, gniew swój krótki, acz straszny, życzył sobie jak najmniej mieć z tym wspólnego i do awantury się nie podkusić.

Ptaki świergolily, a słonko przyjemnie ciepłymi promieńmi czarne i zimne pogorzelisko otulało.
Wiosenny zefirek zawiał świerzą wonią spalenizny i podniósł do tańca chmury popiołu, którymi zroszone nagie żerdzie i zwęglone belki siedziby rodu Kreczyńskich ku niebu o pomstę sterczały.

Myśba siedział na dobrze zbudowanym hebanowym fryzie, na skraju wypalonej trawy i oglądał zgliszcza.


- Psubraty! - przeżegnał się po katolicku.
- Swołocz... - mruknął pod wąsem do końskiego ucha - Niewierna...

Patrzył jak Tatarka, co posturą i zachowaniem bachmata na myśl mu przywodziła, nota bene którego okrakiem dosiadała, niby pies łowiecki, teraz nad gruntem biagała pochylona i węszyła śladów.

"Ot nasienie tatarskie z diabłem pod paznokciem... Nie herbowa białogłowa" - Myśba przechylił się w siodle i zatykając jedną dziurkę nosa palcem, potężnym dmuchnięciem nozdrza, drugą sobie wyczyścił.

Koń prychnął i zarył kopytem czarną ziemię.
- Na zdrowie! - przyjacielsko poklepał ogiera karą szyję.

Zeskoczył na ziemię i wyprostował zasiedziałe siodłem członki.
Mazur, na oko nieco ponad trzy łokcie mierzący, z wolna poszedł do żurawia z nadzieję, że wody zdatnej zaczerpnąć się uda. Osobiscie czego mocniejszego chętniej by uświadczył. Na nieszczęscie lub zbawienie rębajły, sakwa pustym echem od dna się ostatnio odbijała, jak te dzisiejsze, marcowe słonko w lustrzanej tafli studni.


Z góry przeglądnął się Myśba w wodnym odbiciu i sięgnął po drewniany węborek.
 
Deja vu jest offline