Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2008, 23:08   #6
Maciekafc
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Michael Evans

Powróciłeś do swojego hangaru. Większość już spała, trzeba było chwytać resztki snu, bo przez najbliższe dni nie będzie go za wiele. Tobie nie chciało się spać. Usiadłeś na pryczy aby wszystko jakoś poukładać w głowie. Jeszcze raz przejrzałeś cały sprzęt, wyglądało na to, że wszystko było zapakowane i przygotowane na misję. Strasznie niecierpliwiłeś się, a do umownej godziny wylotu zostało jeszcze dużo czasu.

***

Spojrzałeś na zegarek - 9 pm.. nagle jeden ogromny zgrzyt jakby obudził wszystkich. Drzwi hangaru otwierały się robiąc przy tym straszy hałas, nie zazdrościłeś śpiącym. Instynktownie zasłoniłeś ręką oczy. Wszystkie światła w hali zostały zapalone jednocześnie. "Boże.. co oni chcą z nami zrobić."Porządnie westchnąłeś. Dla ludzi nieprzyzwyczajonych te niespodzianki mogły spowodować zawały serca. Do hangaru weszło z tuzin poruczników i oficerów. Stali oni teraz w szeregu, majestyczna chwila. Większość żołnierzy już przecierała oczy stojąc, jednak postawa odbiegała znacząco od zasadniczej. Ty stałeś wyprężony salutując.
- Baczność!- zagrzmiał jeden z przełożonych - Nadszedł czas.. za dziesięć minut z pełnym wyposażeniem na płycie lotniska - wykonać!
W jednej sekundzie wszyscy odwrócili się na pięcie i wyszli z hali.
- No kurwa! Śniła mi się ta cycata blondynka Candy!- krzyknął z głębi pomieszczenia Hardring. Nikt więcej nic już nie mówił, nastał jeden wielki bałagan. Spora część tych nieszczęśników była niespakowana, dobrze, że drzemali w mundurach. Nie chciałeś przeszkadzać, spokojnym krokiem wyszedłeś z hangaru dźwigając toboły potrzebnych rzeczy.

Poza hangarem sytuacja nie wyglądała lepiej. Jeden wielki..
-Ale burdel, nie Evans? - niski głos odezwał się zza pleców, nie miałeś pojęcia kto to był.
- Wyjąłeś mi to z ust... - odpowiedziałeś szybciej niż spojrzałeś na twarz rozmówcy, tym razem był to Johny Delgado. Spoglądaliście po sobie, każdy z was patrzył czy niczego nie zapomniał.
- Szlag, nie odebrałem ładownic wczoraj.
Niestety, nie mogłeś powstrzymać się przed szczerym uśmiechem. Jak to niektórzy potrafią rozładować napięcie nawet w takich chwilach.
- Leć do McGoffreya.

9:30 pm. Coraz więcej ludzi wychodzi z hangarów, najśmieszniejsze jest to, że wszyscy wyglądają tak samo..Mechanicy gruntownie sprawdzają samoloty, a dowódcy wokoło dostają białej gorączki. W powietrzu czuje się jednak te atmosferę kolejnych wydarzeń, niepokój, strach..Ile razy przez to przechodziłeś? Dużo.

9:45 pm. Szeregi żołnierzy stojących przy samolotach, znakomicie to wygląda. Zadziwiająca prędkość przygotowań. Takie rzeczy dzieją się tylko w wojsku.



- Trochę źle trafiliśmy Evans. Ten knur, Cole, pewnie się do czegoś zaraz przyczepi.- szeptał do Ciebie ten kretyn Richard.
Gdzie masz granaty? No gdzie! Kurwa, czy wy nic nie potraficie zrobić dobrze?
Pokiwałeś ze zdumieniem głową. Thomas Richard ma rację, będzie gorąco...

Thomas Stuart Hughie

Nie spieszyło Ci się. Nie spojrzałeś na zegarek, ale powoli ściemniało się. Nie byłeś spakowany, jednak uważałeś to za kwestię kilkunastu minut. Oczywiście chodziło o rzeczy osobiste, bo broń, spadochron i amunicja już od wczoraj leżały w jednym miejscu. Usiadłeś na pryczy i leniwie spojrzałeś na resztę kompanów. Połowa spała, reszta leżała korzystając z ostatnich chwil spokoju, słyszałeś też szepty rozmów kilku żołnierzy. Rozłożyłeś się na łóżku, założyłeś ręce za głowę i zacząłeś rozmyślać o dniu jutrzejszym. Z jednej strony bałeś, okropnie bałeś się śmierci, ale chyba chęć zabijania szkopów była mocniejsza niż obawy przed końcem....zasnąłeś.

***

Zimno.. przeraźliwie zimno. Siedziałeś skulony w okopie, nad Tobą świstały kule, grad kul. Bałeś się wyjść, nawet spojrzeć na pole walki. W okopie siedziałeś sam, jednak z lewej szedł jakiś żołnierz. Szybko, a zarazem nisko, dłonią trzymał hełm, a w drugiej ręce dzierżył M1. Patrzyłeś na niego i modliłeś się aby dotarł tutaj jak najszybciej, we dwóch można coś poradzić - samemu? Nie. Z nadziejami patrzyłeś w stronę tego nieszczęsnego piechura. Kule latały nad głową lub wbijały się w zwały wykopanej ziemi. Prócz świstu pocisków karabinowych, wielki huk robiły moździerze i granaty ręczne, przy każdym wybuchu przytrzymywałeś hełm na głowie, jednak wszystko działo się daleko od Twojego stanowiska. Zostałeś sam. Twoja drużyna poległa, nie było mowy o wykonaniu zadania. Tkwiłeś dobre poł kilometra od celu. Zajęcie jednego z bunkrów i obsadzenie go swoimi jednostkami. Niemcy lekko mówiąc wybili Wam to z głowy. Żołnierz biegł szybko, był coraz bliżej, jednak wydawało Ci się, że jest to wieczność.. patrzyłeś za nadzieją, z taką samą nadzieją jak chwilkę temu, gdy jeszcze bieg, a nie jak teraz leżał w kałuży krwi. Tak, widziałeś. Prosto w szyję, tętnica.. krew jeszcze leci. W jednej chwili cały ogień ucichł.. zacząłeś krzyczeć, jak najmocniej umiałeś, krzyczałeś jednak dalej było cicho. Po otworzeniu oczu ujrzałeś, że cały okop jest wypełniony żołnierzami SS, jak na rozkaz wszyscy zaczęli iść w Twoim kierunku...

***

Obudził Cię krzyk:
- Zamknąć się, słuchać, baczność!
- No już śmiecie!
Jak na komendę, bo byłą to komenda, wstałeś z łóżka do postawy zasadniczej. Resztki snu nie spełzły z Twych powiek, analizowałeś wydarzenia senne, generalnie w dupie miałeś gadanie dowódców..
- 9:45 pm. wszyscy na płycie lotniska, macie 20 minut łajzy.. spocznij.
Kilku wyższych stopniem wszyło z hangaru.
-Skurwysyny...nic nie można zrobić, chcą nas pozabijać kurwa. Co oni sobie myślą...
- Ej, Billy przestań pieprzyć. Weź się w garść
Nie lubiłeś Billego, był Szkotem, straszny malkontent i tchórz.
- Kurwa, nie chcę umierać, a na pewno nie od jakiś Niemców, z rozkazów kurwa Anglików..
Zignorowałeś go i jego gadanine. Spojrzałeś na zegarek.. jeszcze 15 minut.

Mathieu Boule

Jerry wołał za Tobą, przyspieszyłeś kroku. Nie miałeś ochoty na rozmowę z tym palanetem. Jeden z nielicznych, któremu miałeś ochotę przywalić w tę paskudną twarz.
- Ej Mat, ale poczekaj no.. przypomniałem sobie coś!
"W dupie mam twoje coś- odpowiedziałeś sobie w myślach. Rozkazy zostały wydane, w sumie położenie się spać nie byłoby takim głupim pomysłem. Nie wiadomo jak przywita nas Herman. Szedłeś przez płytę lotniska, szedłeś do swojego hangaru "a nie.. może do baru jeszcze wstąpię? ". Byłeś świadkiem ciekawej sceny. Kilku przydupasów pakowało do 'Skytroopera' manekiny ze spadochronami. Jednak to dowództwo nie było takie głupie. Chociaż z drugiej strony brakuje wykwalifikowanych pilotów do transportowania żywych ludzi.. No nic, szedłeś dalej. Wybrałeś jednak klub.
" No czas na pożegnanie z tym miejscem, dużo fajnych rzeczy się tutaj działo..a co to?
Drzwi były zamknięte, a na nich karteczka o treści "Następne trunki pijemy we Francji..'
" Pewnie połowa tych głupców już nie zdoła"
Nic.. trzeba wracać. Na szczęście Twója hala mieściła się rzut beretem. Wielkie 'wrota' były uchylone, czyżby coś się działo. Postanowiłeś ciuchutko 'wkraść' się do środka..
- O! Kogo my tu mamy? - zaśmiał się jeden, nieznany Ci dowódca
- Szeregowy Boule..No żołnierze, to widocznie znaleźliśmy ochotnika do pakowania rzeczy na samoloty. Pięknie.
"Kurwa"
- Tak jak mówiliśmy, za godzinę w pełnym oporządzeniu przy samolotach! Spocznij!
Ten, który mówił był to David Hering - totalny idiota. Od tej władzy poprzewracało mu się w głowie, a i tak ów stopień dostał przypadkiem.
- No to co Boule? Pakujesz się w trymigach i nosisz pudła..- mrugnął jednym okiem i wyszedł z hali.
"Kurwa"
Po wyjściu sztabu, koledzy patrzyli na Ciebie z lekką pobłażliwością, jednak widać było, że dziękują Ci za spóźnienie. Dobrze, że pomyślałeś o tym wcześniej i mało zostało do zrobienia. Szybkim ruchem zerwałeś zdjęcie rodziny z szarki, wyjąłeś przybory do golenia, lornetkę. Wszystko skrzętnie pochowałeś i wyszedłeś z bagażami.

Przed hangarem stał jeden z transporterów, a koło niego pudła z zaopatrzeniem. Amunicja, broń, odzież i wszelkie tego typu rzeczy. Właśnie złapałeś się za skrzynkę z napisem 'prezerwatywy i bielizna'. Nawet w takim stanie wywołało to u Ciebie uśmiech. Skrzynka za skrzynką, szło Ci całkiem nieźle, jednak trochę to trwało. Coraz więcej żołnierzy wychodziło ze swoich tymczasowych mieszkanek. Tak, skończone. W krótkich przerwach widziałeś, że nie tylko Ty podpadłeś tej bandzie kretynów, inni też ładowali zapasy na samoloty. Po co? Zanim wyznaczą strefy zrzutów, wylądujemy, odnajdziemy się, to minie kupa czasu...

Odszedłeś od transportera, czas zbliżał się nieubłaganie szybko, powędrowałeś pod wyznaczone miejsce. Było tutaj trochę luźniej, pewnie Haring opieprza inną grupę. Twoi kumple rozładowywali napięcie związane ze zbliżającą się misją, malowali sobie twarze..
 
Maciekafc jest offline