Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2008, 00:09   #5
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Dzień zbliżał się ku końcowi, a grupka ludzi zmierzała gościńcem. Ile można iść do cholery?! - przeklinał w myślach Tilian Starag. Wędrował już wraz z towarzyszami od jakiegoś tygodnia i zaczynało go już to delikatnie irytować. Nie był on, bowiem typem człowieka lasu ani wędrowca. Właściwie to bardzo lubił podróże, ale nie piesze. Wolał już zapłacić i jechać jakimkolwiek wozem niż iść. Jasne krótkie wędrówki nie były złe, ale tydzień w lesie? Jakby, choć na drodze były jakieś zajazdy, rogatki. Niestety niczego takiego przez ten długi tydzień Tilian nie widział... W swoim życiu, bowiem przyzwyczaił się do miast. Zawsze mieszkał w miastach. Głośnych, śmierdzących i pełnych ludzi, których sakiewki prosiły się o zmianę właściciela, bądź dziewcząt chętnych oddać swą cnotę komuś takiemu jak on. Lubił tłok. Na pewno miał z tym coś wspólnego fakt, że wychował się w karczmie, którą prowadzili jego rodzice. Kilka lat temu jednak wyprowadził się z domu. Dlaczego? W pogoni za łatwym pieniądzem. Przystał wtedy do szajki złodziei i razem z nimi obrabował parę domów, ale potem stwierdził, że to nie dla niego.

W końcu wrócił do domu, gdyż wezwała go jego młodsza siostra. Zdarzyło się, bowiem parę przykrych spraw, w czasie, gdy go nie było w domu. Teraz miał okazję, by odwdzięczyć się rodzicom za trud, jaki włożyli w jego wychowanie i zapewnić im spokojną starość. Może lepiej będzie dodać, że miała to być bogata starość. Taki był cel jego i Arveene, która wyruszyła tym razem w świat wraz z bratem.

Co do zaś samej Arveene...
- Tyłek mnie już boli... - Marudziła nieustannie w czasie podróży - Kąpiel by się przydała... i jakieś dobre wino... i gdzie my w końcu jedziemy? - To było u niej tak normalne, jak u psa, że szczeka. Odwrócił się do niej i przez chwilę się jej przyglądał. Wyrosła na piękną kobietą, co lubiła wykorzystywać. Owijała sobie mężczyzn wokół palca i wyciskała z nich ile się da. W tym nie było by nic złego, gdyby nie fakt, że z wieloma lądowała w łóżku. Wielu z nich drogo płaciło za tą przyjemność. A niektórzy płacili podwójnie. Najpierw jej, a później Tilianowi. Pierwszego idiotę, który zbyt nachalnie przystawiał się do Arveene poczęstował ciosem w potylicę. Typek skończył nagi w rynsztoku, a rodzeństwo przez kilka godzin się awanturowało.

- Siostra, jak już będziesz sławną trubadurką, to będą na Ciebie mówić Arveene Wieczna Maruda - krzyknął do niej z uśmiechem na twarzy. Kochał ją bardzo, co wcale nie przeszkadzało mu śmiać się z niej i droczyć przy każdej nadążającej się okazji.
- A to, co za typki? - powiedziała z konia na którym jechała, do Melisare, która także była na wierzchowcu. Tilian spojrzał przed siebie i zobaczył dwóch konnych. Mieli przy sobie miecze, więc mogli być niebezpieczni. Ręka Tiliana powędrowała do miejsca, gdzie wisiało mu jedno z jego Kukri. Jednak mężczyźni kiwnęli ręką na przywitanie, co świadczyło, że nie są wrogo nastawieni. Po chwili wszystko było jasne. To byli ludzie tego całego mistrza, do którego piątka awanturników zmierzała już cały tydzień. To, co jednak najbardziej ucieszyło mężczyznę z kukri przy pasie, to fakt, iż byli już prawie na miejscu. Mistrz ów mieszkał chyba w mieście o dziwacznej nazwie Irmecujan.


Konni zostawili ich pod miejscową karczmą z zakazem wychylania się. Tak przynajmniej odebrał to włamywacz. Miasto było ładne i zadbane a ludzie wyglądali na szczęśliwych. Miła odmiana. Wszędzie gdzie ostatnio bywał Tilian, każde miasto, miasteczko czy wieś. Wszędzie był tylko brud, śmieci a ludzie byli tam niezadowoleni, nieszczęśliwi i smutni. Dlatego też humor Tiliana od razu się poprawił. Wyprzedził dziewczyny, które już chciały wejść do karczmy i otworzył im drzwi, robiąc gest niczym kamerdyner kogoś ważnego. Przepuścił też pozostałych dwóch mężczyzn, z którymi podróżował, po czym wszedł do środka przybytku. Byłaby to całkiem zwykła karczma gdyby nie dwie sprawy. Pierwszą były półki z porozbijanymi kuflami. Było ich ogromnie dużo. Właściwie gdzie się nie spojrzało, widziało się rozbite kufle. Małe i duże, cynowe i szklane a nawet kilka typowo krasnoludzkiej roboty, rozbite na drobny mak i z ledwo widocznymi ubytkami, tanie i drogie. Nazwa karczmy jak ulał pasowała do tego, co można było zastać w środku. Drugą ciekawą sprawa był fakt, że w gospodzie tej było naprawdę czysto i przytulnie. Wszystko wykonane w drewnie dawało naprawdę przyjemny efekt.

- Til – zwróciła się do niego Arveene - Nasza była lepsza, co?. Mama i papa włożyli w nią serce i zdrowie, nie to, co tu, jakieś durne, rozbite kufle na ścianach, jak to wszystko wygląda?. A właśnie, ciekawe, co u nich, wypadałoby niedługo ich odwiedzić i trochę grosza zostawić.
- Jasne, że była lepsza Arvee – odpowiedział tylko, nie chciał się z nią spierać, jeśli idzie o wygląd karczmy, gdyż każdy wiedział, że z rodzeństwa Starag to tylko ona odziedziczyła zmysł estetyczny. – Ano, musimy kiedyś odwiedzić staruszków, bez dwóch zdań. Ale najpierw musimy zdobyć jakieś porządne pieniądze, a nie tylko parę miedziaków. – dodał wymownie patrząc na siostrę.

Mężczyzna rozejrzał się dookoła po ludziach. Jakiś facet grał na...Tilian nie wiedział właściwie, na czym. W każdym razie grał, ale daleko mu było do jego siostry. Znowu będzie się przechwalać – pomyślał przez chwilę, po czym uśmiechnął się głupio. Wstał i wziął sobie wolny taboret, po czym usiadł z powrotem na swoje miejsce i położył wygodnie nogi na taborecie. Następnie brat Wiecznej Marudy zaczął rozglądać się po głównej izbie. Szukał już potencjalnego celu do obrabowania. Niestety nie znalazł nikogo ciekawego. Ani jednego przedstawiciela szlachty, żadnego pijaczyny czy oprycha. Jedyne wyglądające na zamożne osoby, to jakaś starsza para, a takich Tilian ogłuszać nie chciał. Z zamyślenia wyrwała go siostra, informując, że zna pieśń śpiewaną przez grajka. Tilian zaczął, więc słuchać i jak się okazało pieśń była o nich. Ciekawe – pomyślał – wychodzi na to, że jesteśmy teraz sławni. Niech no tylko dojdzie to do uszu naszego papy.

Po chwili ballada się skończyła a „Pod Rozbitym Kuflem” rozbrzmiały brawa. Mnóstwo ludzi zaczęło wlepiać gały w Tiliana i jego towarzyszy, co było mu strasznie nie w smak. Nie cierpiał być na widoku. Wolał cień, na ogół wolał pozostawać niezauważonym. Tak jak to powiedział kiedyś o nim pewien człowiek: „Jesteś Niewidzialnym Ostrzem, które przemyka się na skraju nocy, nie lubisz być widzianym ani słyszanym. Wolisz, bowiem cień”. Na szczęście ludzie szybko wrócili do swoich posiłków, także drużyna mogła zająć się jedzeniem, bo właśnie na ich stole wylądowały miski z jakąś zupą. Tilian zaczął jeść, siorbiąc głośno, czym lubił doprowadzać do szału swoja siostrę. Ta niestety tak samo, jak Maroco wdała się w rozmowę z karczmarzem. Biedny człowiek, musiał naraz rozmawiać z Arveene jak i z Maroco. Na szczęście dla niego panna Starag zamówiła pokój, więc zawołał z zaplecza jakąś małą dziewczynkę. Ta szybko pochwyciła plecaki rodzeństwa i poprowadziła bardkę na piętro. Gdy Arveene szła przez izbę wiele męskich oczu podążało za nią. Jednak troskliwemu bratu nie podobał się zwłaszcza wzrok tego, który wcześniej śpiewał. Wstał i wolnym krokiem podszedł prosto do niego. Nachylił się i rzekł uprzejmym głosem, tak by tylko ten to słyszał:

- Spójrz na nią tak jeszcze raz, a połamie Ci to cudo – wskazał na mandolinę – na twojej głowie. Miłego dnia – mówiąc to cały czas się uśmiechał w taki sposób, że zapewne wszyscy obserwatorzy myśleli, iż ten dziękuje skaldowi za pieśń. Aby dodać efektu, Tilian przyjacielsko poklepał człowieka po ramieniu.

Po chwili był już na piętrze. Ledwo na nie wszedł a minęła go rozradowana blondyneczka. Miała tak szczęśliwą minę, że włamywacz aż się uśmiechnął, mimo iż domyślał się powodu. Wszedł do pokoju gdzie spodziewał się zobaczyć siostrę i spojrzał na łóżko. Było zasłane świeżą pościelą a takim przywilejem mogli się cieszyć tylko specjalni goście, goście, którzy dobrze płacą.

- Zrujnuje nas ta Twoja rozrzutność. – powiedział wchodząc – A teraz bądź dobrą siostrą i przynieś starszemu bratu piwo i tą zupę, której nie ruszyłem. Mam zamiar wykorzystać trochę czas, kiedy nie będziesz w łóżku, bo przynajmniej nikt nie będzie zwalał mnie z łóżka.

Gdy Arveene wyszła Tilian chwycił swój plecak i wrzucił go do szafy. Następnie zdjął długie, brązowe buty i odpiął szary płaszcz. Buty rzucił przy łóżku, płaszcz zawiesił na krześle. Po chwili zdjął też swój pancerz i położył obok płaszcza. Rozpiął koszulę i już po chwili leżała ona na kolczej koszulce z lekkiego i bardzo mocnego metalu. Mężczyzna zaś przysunął do siebie miednice z zimną wodą, która stała przy oknie i spojrzał w taflę wody. Zobaczył młodą, pociągła i przystojną twarz z niebieskim oczyma. Jego czarno-brązowe włosy były w nieładzie. Tilian obmył sobie twarz a następnie usiał na łóżku i zanurzył nogi w miednicy. Tego mu właśni było potrzeba. Siedział, więc tak z zanurzonymi nogami w wodzie i zaczął zdejmować resztę ekwipunku. Wszelką broń czyli Tłuk, sztylety i jego dwa ukochane kukri położył na łóżku. Tubkę na zwoje i pojemnik na eliksiry położył za łóżkiem. Następnie wytarł nogi i położył się na świeżej pościeli. Był zmęczony, toteż nie za bardzo chciało mu się schodzić na dół. Jeśli coś byłoby nie tak jego siostra na pewno by go wezwała, więc nie ma się, co martwić, a na picie Tilian nie miał dziś po prostu ochoty. Przynajmniej na razie.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline