Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2005, 23:14   #1
Vendolan
 
Reputacja: 1 Vendolan ma wyłączoną reputację
Opowiadanie. (krótkie)

Nocleg w ruinach...

Albert kroczył w pośpiechu długim, kamiennym korytarzem zamku, dzwoniąc przy każdym kroku kółeczkami kolczugi. Co chwilę zerkał przez znajdujące się po jego prawicy okna, za którymi rozposcierał się zimowy krajobraz. Zasypany śniegiem jodłowy las. Pokryte srebrzystym lodem jezioro. Trakt, który mimo porannego odśnieżania, znów skrył sie pod grubą warstwą białego puchu.
*Dziwnym zdaje się być to, że nakazano mi wyruszyć w środku zimy.* - pomyślał Albert. *Ale rozkaz to rozkaz, nie ważne czy ma sens.*
Przystanął przy jednym z okien patrząc to na krajobraz, oświetlany bladym światłem zachodzącego słońca, to na swoje odbicie w szkle.
*Trzeba powiedzieć Rodrykowi, by osiodłał konie i przygotował zapasy.* - zamyślił się, czyniąc plany na podróż i zastanawiając się co powinien zabrać ze sobą.
Słońce skryło się już za wierzchołkami gór.
Rycerz ocknął się z zamyślenia i rozejrzał wokół, po panującym w korytarzu mroku. Zerknął jeszcze raz za okno, na upstrzone gwiazdami nocne niebo.
Wtem z przeciwległego końca korytarza dał się słyszeć irytujący dźwięk, na który Albert pewnie nie zwróciłby najmniejszej uwagi, gdyby nie martwa, nienaturalna cisza. Wyraźnie dobiegło go skrzypienie otwieranych drzwi. Mężczyzna zamarł w bezruchu, wzrokiem starając sie przebić gęstniejący jakby mrok.
Dobiegł go oczekiwany odgłos kroków, lecz nierównych i ciężkich... strasznych. Serce zabiło rycerzowi szybciej, swym szaleńczym łomotem niemal zagłuszając odgłos powolnych kroków z naprzeciwka.
Nagle jego źrenice rozszerzyły się a usta otwarły się w niemym krzyku przerażenia. To co ujrzały jego oczy, było szaleństwem...
Ochydny twór, który właśnie pojawił się w bladej poświacie rzucanej na korytarz, wyglądał jak stopiona masa ludzkich ciał, poruszająca sie na dwóch grubych jak konary nogach. Masa kłębiąca się dziesiątkami par rąk i wpatrująca się w niego dziesiątkami oczu.
Albert widział dokładnie jak ludzie krzyczą z jego wnętrza, nie wydając żadnych dźwięków, jak wykręcają się w straszliwej agonii, próbując oderwać się od tego upiornego kształtu. Jednak scalające ich przekleństwo wydawało się przybierać jedynie na sile dzięki ich straszliwym cierpieniom, deformując ich ciała w jeszcze ochydniejsze kształty.
Rycerz chwycił ręką o ścianę, by nie stracić równowagi, lecz szybko ją cofnął z obrzydzeniem, czując coś zimnego i śliskiego. Spojrzał na dłoń... była cała we krwi.
"...a wtedy ściany zaczną toczyć krew. I dla nikogo nie będzie ratunku..."
Potworne przekleństwo kroczyło powoli w jego stronę, zbliżając się z każdą sekundą, deformując... przygotowując się na wchłonięcie kolejnej istoty.
Rycerz zerwał się panicznym biegiem do drzwi, wpadajac na nie i rozpaczliwie mocując się z zamkiem, uderzając pięściami, kopiąc, klnąc w duchu. *Dość!*
Odwrócił się w gniewie, dobywając miecza. Odwrócił się by ujrzeć jedynie dziesiątki sięgających po niego rąk, łapiących go w żelazny uścisk i zaczynających rozrywać go na sztuki... A wtedy dziesiątki ust, odezwały się dziesiątkami głosów:
"- Chodź... Stań się jednym z Nas i bądź z Nami już na zawsze."
Poczuł straszliwe zimno...
... i oślepiające światło. Albert zdał sobie sprawę, że krzyczy, a ktoś potrząsa jego ramieniem. Osłaniając oczy ręką przed padającym śniegiem, spojrzał na otaczające go ruiny, a następnie na postać - był to Rodryk, jego giermek, który patrzył na niego ze zdziwieniem.
- Wybacz, że budzę Panie. Musimy ruszać w dalszą drogę...

- all rights reserved by Smitty. (- To ja, jakby co...)
Oceniajcie śmiało, i pozwólcie mi przedtem dodać, że jestem bardzo łasy na komplementy.
 
Vendolan jest offline