Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2008, 17:39   #1
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
[Wampir: Maskarada - Sabat] Gorzki smak Róży (18+)

„Gorzki Smak Róży”

Preludium cz. I
Alicja i Aleksander


Polska Kolejowa Patologia. Aleksander wpatrywał się w rozmyty, dawno już dopisany czarnym flamastrem napis na tabliczce. Była tak samo odrapana i stara jak reszta wagonu, w którym siedział. Poza nim, nikt nie zajmował środkowego, z trzech wagonów osobowego pociągu relacji Katowice-Kraków. Była godzina dwudziesta pierwsza. Tabor niedawno minął Trzebinię i mężczyzna wypatrywał już na horyzoncie sylwetki zamku, zwiastującego, że wkrótce dotrze do celu swojej wędrówki. Wyczulone, wampirze zmysły pozwalały mu dotrzeć granicę między atramentowo czarną plamą wzgórz a ledwo tylko jaśniejszym, ciemno granatowym niebem. Podróż, mimo że zaraz miała się zakończyć, zapowiadało się że nie będzie pozbawiona niespodzianek i atrakcji. Starał się słuchać radia na swoim odtwarzaczu mp3. Było to ciężki z powodu rumoru dochodzącego z tyłu pociągu.

„…a teraz najnowsze fakty i doniesienia z kraju. Warszawa, konflikt na linii premier – kancelaria prezydenta, trwa. Łódź, pracownicy służb oczyszczania miasta odnalazł na śmietniku porzuconego noworodka. Kraków – czy miastu grozi pogrążenie w ciemnościach, czyli awaria elektrowni w…”

Głośny, rubaszny śmiech, odpowiedź na jakiś niewybredny dowcip zagłuszyła speakera.
Od ostatniej stacji, w ostatnim wagonie pojawiło się dwóch wyrostków. Obaj mieli najwyżej po trzynaście, czy czternaście lat, jednak pili piwo i głośno używali języka, który jeszcze kilka lat temu, wywołałby u otoczenia szok wśród podróżnych. Teraz jednak spowodował tylko, że dwie starsze kobiety z ciężkimi tobołami pośpiesznie przemieszczało się na czoło pociągu. Ich pojawienie się wywołało w przednim wagonie jakieś drobne zamieszanie, kiedy starowinki zaczęły lamentować na poziomem dzisiejszej młodzieży. Jakaś młoda, atrakcyjna i elegancko ubrana brunetka ruszyła pewnym krokiem w przeciwnych kierunku. Wtedy też Aleksander zauważył, że mrugnięcia świetlówek rozjaśniających cały skład zaczęły stawać się coraz rzadsze, choć dla oczu śmiertelników było to wciąż niedostrzegalny. On jednak miał czas zareagować zawczasu, domyślając się, że zaraz wysiądzie oświetlenie. Trudno było o dogodniejszą sytuację dla wampira by móc się posilić. Sparaliżowani nagłym ogarnięciem przez ciemność współpasażerowie i jego ofiara. Coś w tej kobiecie przyciągało Aleksandra. Przez chwilę wsłuchiwał się w stuknięcia jej butów, wyczuwając w jej kroku stanowczość i determinację. Pewnie chciała zbesztać wyrostków. Od jakiegoś czasu Diabła pociągały tylko stanowcze ofiary. Pożywiając się na nich miał wrażenie, że nie tylko zaspokaja głód krwi, lecz też wysysa z nich pewną… spójność. Tylko osuszając ich do końca, jakby starając się ich zdiabolizować, odzyskiwał to poczucie, że ciągle jest jedną osobą. Zniekształcenie przemodeluje twoje ciało tak, by odpowiadało twojemu bestialskiemu wnętrzu, które przebudziło Przeistoczenie. Nie opieraj się, kiedy dusza zacznie przystosowywać się do nowej formy.. Nauki jego zaginionego mentora odbijały się teraz echem w jego myślach. Nie czas jednak było teraz na takie rozważania. Już za moment kobieta minie go i nadarzy się najlepsza sposobność do ataku. Była już od krok od Aleksandra gdy…

Nie zareagował. Nie potrafił. Po prostu musiał popatrzeć jak poradzi sobie z tymi rozwydrzonymi nastolatkami. Musiał mieć pewność, że jest odpowiednia. Tylko, czemu „musiał”? Aleksander sam dziwił się swojej reakcji, a w zasadzie jej brakowi. Patrzył…

Alicja minęła wpatrującego się w nią mężczyznę. Nigdy nie lubiła jak mężczyźni zachowywali się w ten sposób. Wiedzeni instynktem, jak psy za zabawką, wodzili wzrokiem za jej kształtami. Nie była szczególnie hojnie obdarzona przez naturę, ale oznaczało to tylko tyle, że dla mężczyzn gustujących w drobnych kobietach, jej kształty były wprost idealne. Od Przeistoczenia zaczęła dostrzegać w tym atut podczas polowań, a nie tylko powód, dla którego mężczyźni nie potrafią na nią patrzeć jak na wykształconą, nienagannie wychowaną młodą damę, zamiast tego widząc tylko atrakcyjny obiekt seksualny. Zamiast słuchać jej słów, patrzyli na nią jak na apetyczne łakocie. Cóż, dla niej to oni teraz byli tylko tyle warci, ile mogła im zabrać ich samych. Tyle ile mogli zaspokoić jej głód.

Ten mężczyzna jej jednak nie interesował. Zbyt szczupły, zbyt blady, prawie jak Kainita. Obecnie miała powyżej uszu krzyków tych smarkaczy i wiedziała, że jedyne, co pozwoli jej osiągnąć spokój to ujrzenie w ich oczach strachu, stłamszenie ich, zgnojenie...

Świetlówki, jedna za drugą, przy akompaniamencie głośnych trzaśnięć, wysiadały, pogrążając pociąg w ciemnościach. Maszynista gwałtownie zwolnił, najprawdopodobniej podejrzewając jakąś awarię. Taborem szarpnęło. Z przodu składu dało się słyszeć jęki przewróconych staruszek, a z tyłu „kurwowanie” wyrostków, którzy pooblewali się swoimi piwami. Obaj ruszyli się z wagonu, głośno krzycząc wyzwiska pod adresem maszynisty i konduktora.
Z kobietą w czerni, spotkali się w przedsionku. Drzwi zdezelowanego pociągu były oczywiście na wpół otwarte.

Te dziunia, suń się, bo idziemy zajebać temu celowi, co tym kieruje, ku…-nie zdążył skończyć. Jakaś niewidzialna siła, jakby sama ciemność, przez którą się przedzierali, wypchnęła go przez boczne drzwi.

Co je…-pozostały chłopak obejrzał się za swoim kompanem. W mroku nocy nie dojrzał już jak jego ciało, po uderzeniu w słup trakcji bezwolnie stacza się z nasypu. Nagle coś, jakby wielki wąż dusiciel oplotło jego głowę i szyję, uniemożliwiając mu nawet krzyknięcie. Niewidzialna siła, która przed momentem wypchnęła jego kolegą z wagonu teraz popychała jego głowę daleko poza drzwi. Czarna macka odwróciła jego głowę w lewo, tak by mógł dostrzec nadciągający w jego stronę kolejny betonowy słup…

Alicja nie lubiła uczucia, kiedy coś rozpraszało generowane przez nią „ramiona”. Czuła się jakby ktoś odcinał część jej samej. Może nie było to jak amputacja kończyny, ale przywodziło na myśl niemiłe wspomnienia, kiedy matka siłą zaprowadziła ją jeszcze jako małą dziewczynkę, by ścięła swoje piękne czarne włosy… Nieważne, było, minęło. Teraz trzeba jeszcze pozbyć się świadka. Atrakcyjny czy nie, wystarczy trochę upić, obić czoło o półkę przy oknie i facet po przebudzeniu uwierzy, że miał i tak szczęście w porównaniu z tymi nieszczęsnymi, biednymi chłopcami, którzy tak nieroztropnie pili piwo przy otwartych drzwiach rozpędzonego pociągu. Otumanienie, jakie sprowadzał Pocałunek załatwi resztę…

Odwróciła się, żeby dopaść szczupłego okularnika, nim ten zorientuje się, o co chodzi.

-Myślę, że zmierzamy w to samo miejsce.-Aleksander, który dobrze rozumiał co się stało, uśmiechnął się w stronę nieco zaskoczonej jego spokojem Alicja. W kącikach jego ust dojrzała wystające kły.



Preludium cz. II
Marlena i Hamid

Hamid biegł krętymi podziemiami. Co i rusz gubił się, wpadając do ślepego zaułka lub zagraconej piwniczki. Stłumione kneblem krzyki mężczyzny, którego ścigał były ledwo słyszalne, jednak na wpół skrępowany, rozbijał się co i rusz o zalegające wszędzie przedmioty, tak więc nie było problemów z jego zlokalizowaniem. Gdyby jeszcze tylko Hamid znał rozkład tych katakumb. Obudził się tu godzinę temu. Ostatnie, co pamiętał to wypadek samochodowy. Tir, który wiózł go tutaj z Chorwacji nagle stracił przyczepność i ściągnęło go na pobocze. Tzimisce ledwie pamiętał wstrząsy i huki, jakby najpierw strzelały opony. Kolejne, bezbłędnie to rozpoznawał, były wystrzałami, z broni. Nie mógł reagować, mimo że była noc. Podróż jako towar, w częściowym letargu, chyba nie była dobrym pomysłem, jednak czas go gonił. To była jedyna metoda żeby dostać się do Polski tak szybko. Szczęśliwie się złożyło, że „ruska mafia”, która napadła na jego tira była dowodzona przez Kainitę z którym dało się ułożyć. Tak czy inaczej, przywieźli go do tego miasteczka kilka dni temu, jednak dopiero teraz udało mu się wybudzić. Rany odniesione w tamtym wypadku jednak dały o sobie znać.
Kiedy ocknął się, leżał na wojskowej pryczy w jakiejś piwnicy. Towarzyszył mu poznaczony licznymi bliznami Kainita. Hamid ledwie powstrzymał swój głód. Mężczyzna poinformował go gdzie jest i ile już tu przebywa. Wyglądało no to, że ocknął się o jedną noc za późno. Szturm na Kraków już się rozpoczął. Tzimisce nie mógł jednak wyruszyć od razu, gdyż był jeszcze zdezorientowany i przede wszystkim – spragniony krwi.

-Mam dla ciebie coś do po ssania gagatku-Kainita zaczął gmerać kluczami w zamku ciężkich, odkutych drzwi, prowadzących jakby do celi. Nagle, ktoś ze środka naparł na nie i przewrócił zaskoczonego wampira. W oczach zakneblowanego mężczyzny, który wypadł z zamkniętego do tej pory pomieszczenia Hamid ujrzał desperację i obłęd. Półnagi więzień ruszył biegiem w stronę jednego z tuneli.-Na co, kurwa, czekasz? Goń go!

Allach nie był dla swego sługi zbyt łaskawy ostatnimi czasy. Chociaż, może wszystko to było częścią jego większego planu?
***




Marlena była zażenowana. Zawczasu poderwała dzięki wrodzonemu urokowi i odrobinie wampirzych zdolności… no dobrze, była Nosferatu… przy dużej ilości wampirzych zdolności, dzianego „łosia”. Nigdy z niego nie piła, bo naiwniak był marnego zdrowia. Prawdopodobnie bez jej krwi w jego żyłach, nie przeżyłby szoku gdyby ujrzał jej prawdziwe oblicze. Po zdobyciu zaplecza finansowego, to znaczy wydojeniu go, zmusiła go do przywiezienia się do Krzeszowic. Kontakt w miasteczku miał odebrać ją ze stacji benzynowej. Zostawiła faceta na chwile, poszła do sklepu zapłacić za benzynę, żeby miał chłop za co wrócić. Zastała go niemalże osuszonego przez zadowolonego z siebie wampira, uśmiechającego się do niej szerokim uśmiechem, pełnym gnijących szczątków zębów.
Oświadczył jej, jak gdyby nigdy nic, że wyssał i otumanił jej „Stopa” i mogą znikać…
Żenujące. Buc zaprzepaścił kilka miesięcy ustawiania. Schronienie, pieniądze, samochód, wszystko poszło w diabły. No, ale z drugiej strony, miała tu zacząć nowe nie-życie…

-Poczekaj tutaj moja droga. I przestań się tak dąsać. Jesteś już dużą Prawdziwą Sabatniczką i wiesz już przecież, że śmiertelnicy to tylko zabawki prawda?-uśmiechnął się do niej parszywie.„Próchnica”, bo tak przedstawił się buc, zostawił ją samą w głównym holu dużego, opuszczonego pałacyku. Zgodnie z tym, co mówił, było to lokalne Schronienie. Obecnie było najwidoczniej opustoszałe, a spodziewała się zastać, co innego, biorąc pod uwagę plotki o tym miejscu. Gdzieś z oddali, docierały tylko przytłumione odgłosy jakiejś głośnej muzyki.

Nagle, jedne z bocznych drzwiczek otwarły się z głośnym hukiem. Wyważył je ostatkiem sił półnagi mężczyzna, który zaraz po tym wysiłku padł na kolana. Miał zakneblowane usta i ręce związane za plecami. Rozpaczliwie próbował odciągać się jak najdalej od drzwi, które, jak widziała teraz Marlena, prowadziły do piwnicy. Do jej wyczulonych uszu dotarły z dołu odgłosy kroków. Po kilku chwilach pojawił się drugi mężczyzna. Atletycznie zbudowany arab. Przystojny.

-No na chwile spuścić cię z oka a już podrywasz innego, maleńka.-„Próchnica” zamknął za sobą na klucz oszklone zewnętrzne drzwi. Szyby, potłuczone i niemalże nieprzejrzyste od brudu, podklejone były gazetami i gdzieniegdzie zastąpione dyktą.-Poznajcie się, Marlena, Hamid. W ogóle to miło, że wstałeś, myśleliśmy co by cię wyssać jeśli nie podniesiesz się w ciągu tygodnia hehe…

Marlena nawet nie zauważyła, kiedy drugi Nosferatu płynnie zmienił język na rosyjski. Za to od razu dostrzegła, że arab jakoś dziwnie wpatruje się w nią…

Scena I

„Zaciągnij się, powiadali, zaciągnij…” wycedził przez powybijane zęby, mocno pobity, leżący na wznak w trawie rzymski legionista. Po chwili, tuż za nim przebiegł rozpaczliwie krzyczący centurion. Mały, biały piesek zawzięcie wgryzał się w jego tyłek. Dookoła rozgrywała się zażarta, choć zdecydowanie nierówna walka, między pstrokato ubraną hordą galów w karykaturalnych hełmach z przytroczonymi doń skrzydełkami, przeciw regularnie umundurowanym legionowi. Rzymscy żołdacy dostawali mocno w kość…
Odgłosy dobiegające z telewizora zlewały się z muzyką wydobywającą się z głośników, szczelnie wypełniając wnętrze zrujnowanego pałacyku istną kakofonią. Wydawało się, że jeszcze trochę i od ścian zacznie odpadać resztka tynku, trzymającego się ich jakimś cudem. W jednym z tuneli pod rozsypująca się z wolna rezydencją, przed szklanym ekranem, na którym przewijały się kolejne sceny kreskówki, kołysała się samotna sylwetka siedzącego w kucki „Wieszaka”. Obleczony w ubabrany jasno szarym błotem skórzany płaszcz chudzielec, obłędnym wzrokiem wpatrywał się w ekran, raz za razem wybuchając salwą śmiechu. Kilkanaście metrów dalej, na pierwszych stopniach, dwie osoby prowadziły konwersację, przyglądając się jego pociesznemu zachowaniu. Choć oboje mieli straszliwie zdeformowane twarze, bez krzty obrzydzenia przyglądali się sobie. Żadne z pary Nosferatów nie krępowało się swoją brzydotą i nie ukrywało jej żadnymi sztuczkami. „Próchnica” oparty o ścianę odcinał od swoich przedramion zrogowaciałe płaty skóry długim myśliwskim nożem i spoglądał na swoją rozmówczynię. W końcu uśmiechnął się, prezentując w pełnej krasie uzębienie, które przysporzyło mu w stu procentach adekwatnego przezwiska.

-Spokojnie, powolutku. Co nagle to po diable-jego głos brzmiał jakby starał się przemówić do dziecka.

-Spóźniliście się, najazd trwa już od wczoraj. To znaczy od paru nocy siły Arcybiskupa zajęły kryjówki po całym mieście i dziś zaatakowali. Jak będziecie jechać puśćcie sobie jakieś radio. RMF jedzie na awaryjnym i nawijają że w pół Krakowa niema prądu. Omija was największy burdel.-„Próchnica” uśmiechnął się krzywo.-Dla ciebie to nawet lepiej. Ale nie ciesz się zbytnio…

Kolejna salwa śmiechu przerwała wypowiedź Nosferata. Marlena i jej towarzysz poczekali aż Malkavianian uspokoi się nieco. Trwało to dobrą minutę. Kiedy na chwilę w całych katakumbach zaległa względna cisza, gdzieś w niższego poziomu odbiło się echem jakiegoś rozpaczliwego skomlenia…

-Wdepnęłaś, i mam tu na myśli nie twoje Przeistoczenie, tylko to jak tu trafiłaś moja piękna. Jesteś w gównie po zęby trzonowe.-westchnął, powodując że powietrze wokół nabrało nieprzyjemnego, słodkawego posmaku, charakterystycznego dla zapachu zgnilizny –Górne, dodajmy.

-Przyjechaliście na szturm, najwyraźniej nie rozumiejąc istniejącej tu sytuacji. Zacznijmy od tego, że komuś zdrowo podpadłaś mam wrażenie. Oczywiście, możesz też być bezdennie głupia tak sama z siebie, tego też nie wykluczam… W każdym razie, najwyraźniej nikt cię nie poinformował, że cały nasz klan umywa ręce od tego. Mówiąc cały, mam na myśli hm… obie strony barykady. Arcybiskup dogadał się z naszymi z Camarilli – oni nie pomagają nikomu, w zamian za to nasza Sekta ma zostawić ich samym sobie. Z powodu tej ugody żaden antitribu Nosferatu, jeśli w ogóle dzielimy nas tak, nie ruszył dupy do Krakowa… Jeśli nikt cię o tym nie poinformował to znaczy że masz moja droga jakichś poważnych wrogów w Sabacie… -nie dał Marlenie czasu na odpowiedź.

-Jedź, dużo możesz zyskać, jeśli przetrwasz oczywiście. Ominęły cię, nie z twojej winy, co najważniejsze, główne starcia w tej bitwie. Ciesz się i korzystaj. Pamiętaj jednak jak wygląda statut naszego klanu w tym konflikcie.

-Mam dla ciebie ślicznotko, jeszcze jedną radę.-popatrzył jej prosto w oczy –Zauważyłaś, że jesteście jedynymi ochotnikami z poza regionu? Zastanów się, czemu? Myślisz, że te wszystkie sfory od Śląska do Bieszczad mają lepsze zajęcia? Hanysy są tak bezczelne, że twierdzą. że są zajęci walką o wpływy. Że niby mają problem z Giovannimi… Żałosne. Jakie wpływy? Chyba na grabarzy, o dostęp do ich szop na cmentarzach! Wszyscy w okolicy znają po prostu historię tego konfliktu i trzymają się z daleka…-Nosferatu spojrzał najgłębszych górę schodów. Na ich szczycie czekała na nich kobieta. Jak Marlena miała się już okazję zorientować, była to biskup tego miasteczka a za razem przywódczyni Sfory do której należał jej poznany przed chwilą kompan. Nosferatu odebrał ją dwie godziny temu i przyprowadził do schronienia. Kobita natomiast musiała być tą, z którą do tej pory kontaktowała się telefonicznie. Marlenę zastanowił fakt, że Nosferatka mogła ją pospieszyć ale tego nie zrobiła podczas ostatniej rozmowy. Zresztą, nie ostrzegła jej też o tym, o czym mówił teraz jej rozmówca…

-Próchnica, może porozmawiamy w szerszym gronie?-rzuciła krótko, po czym odwróciła się i odeszła.

-Jak dasz rade, pogadaj z tym warzywem, które siedzi i ogląda telewizję. Opowie wam historię jak to się zaczęło…

***

W najgłębszych zakamarkach walących się z wolna katakumb pod schronieniem Sabatu w Krzeszowicach przebywała trójka ludzi. Dwóch z nich znajdowała się tam z własnej woli i mieli swoją śmierć już dawno za sobą. Wyższy, przystojny arab nie zwracał w ogóle uwagi na rozpaczliwe błaganie zakneblowanego, trzeciego przeciwieństwie nich. Ten, w przeciwieństwie do pozostałych, nie miał jeszcze śmierci za sobą i właśnie oczekiwał na swoją kolej.

-Hamidzie, pomóż mi wepchnąć na niego tą oponę do cholery. na wpół rozebrany mężczyzna, o torsie poznaczonym setkami wydrapanych blizn ciągnął po podłodze jakiegoś skrępowanego i zakneblowanego nieszczęśnika. Zatrzymał się koło wiadra wypełnionego jakąś gęstą cieczą, oraz stojących obok kilku opakowań środków do udrażniania rur. Rozmowa toczyła się po rosyjsku. Skrępowany, otumaniony nieszczęśnik sądził zapewne że jest w rękach jakiejś wschodniej mafii. -Dzięki niej nie będzie się w stanie wytarzać i zedrzeć z siebie tego syfu. Potem zresztą obleje się go benzyną i zatuszuje nieco całą zabawę. Ponownie, dzięki oponie, nie będzie się mógł zagasić - w jego głosie brzmiała niemalże dziecięca radość.

Hamid popatrzył na niego krytycznym wzrokiem-Jest za słaby. Tamten drugi byłby lepszy. Jeśli w ogóle od razu nie zajdzie reakcja z klejem, to i tak ból powali go po pierwszym kontakcie z wodą. Zabawa będzie krótka i nie warta zachodu. Mam parę lepszych pomysłów, jeśli pozwolisz…-reakcją na słowa araba, była agresja. W kącikach ust pojawiły się długie kły, a oczy zaświeciły czerwonym blaskiem.

-Kurwa, całą Wielkanoc byłem na przeszpiegach na Śląsku, gapiąc się z za drzew na jakieś szopki Giovannich po cmentarzach! Ominął mnie śmigus-dyngus do cholery! Potem prawie kwartał kebabie Krakowie… Ty kebabie pewnie nawet nie wiesz, co to jest śmigus-dyngus? Wytłumaczę ci. Dawniej bandy wieśniaków latały za młodymi panienkami i smyrały je po kostkach baziami, dając do zrozumienia, którą by chcieli puknąć. Dzisiaj śmiertelni latają za nimi z wodą i leją je jak popadnie. Zresztą, co bardziej nabuzowani, leją ją wiadrami, na kogo popadnie. Innych chłopów też! Ba! Inwalidom do wózków! Takie czasy, rewolucja seksualna, te sprawy…-rozbawiony chyba swoim własnym żartem Malakavienian nieco ochłonął.

-Rok w rok, świętujemy razem z śmiertelnikami, tylko na swój sposób. Łapiemy jakiegoś dowcipnisia biegającego z wiadrem po nocy, oblepiamy go tym syfem i obsypujemy „kretem” od stóp do głów. Breja nie wywołuje reakcji, ale przytwierdza ten syf do jego skóry, taki klej. Reakcja zachodzi w nim powoli, więc się nadaje. Trochę czasu i ludzików poszło na marne przy eksperymentach z mieszanką, ale nie powiem żeby nie było przy nich frajdy… No więc, potem puszczamy tego cwaniaczka samopas i ganiamy z wiadrami, zraszaczami, butelkami z mineralną, no z czym popadnie! W tym roku mnie ominęła zabawa, a nie mogłem sobie odbić, bo Arcybiskup wprowadził prohibicję na zabawy z powodu przygotowań do szturmu. Dziś mam to w dupie i sobie pobiegam za tym bukłakiem choćby do bladego rana! Pomóż mi do cholery z ta oponą, bo sam nie dam rady…

W dwójkę jakoś wepchnęli ją na ramiona wierzgającego i zawodzącego okrutnie, niemalże nagiego kloszarda. W trakcie tego, Malkavianin stękając wytłumaczył Hamidowi, że napoił nieszczęśnika już swoją krwią kilkakrotnie, więc na pewno wytrzyma trochę ich zabiegów…

-Dobrze, teraz byłbyś tak miły i podał mi pędzel. Jak skończymy, to przedstawię cię w nagrodę Edkowi…

***

-Wszyscy?-Biskup Krzeszowic wyraźnie chciała mieć całą tą sytuację za sobą.

-Nie, tego kebaba poprosiliśmy żeby zaniósł Matuszkę do piwnicy. Nie obudziła się tej nocy. Myślę, że ten wypadki z wczoraj jej mocno zaszkodził i trochę potrwa zanim się ocknie…-w głosie „Próchnicy” można było usłyszeć delikatną nutę zakłopotania…

-Ty to, kurwa, nazywasz wypadkiem?!- Marysia nie krępowała się i nie ukrywała agresji w stronę podwładnego – Dobrze że ją Arcybiskup taumaturgi nauczył to się zorientowała po smaku że z tym jej dresem jest coś nie tak. Chwila nieuwagi i wszyscy byśmy po Vaulderie wszyscy mieli syfa. Myślisz ile by potrwało nim by to wyszło i wszyscy poszli byśmy z dymem?-owrzodzenie które dziewczyna starała się zakryć grzywką, wraz z jej rosnącą wściekłością nabrzmiało i zaczęła się z niego sączyć czarna, smolista jucha.

-Dobrze, Maryśka, darujmy sobie to teraz. Matuszka dostała łomot za to, srogi. Teraz mamy problem, bo niema komu Rytuałów odprawiać. Kapłana trzeba znaleźć pilnie nowego a kandydatów u nas, jak widać, po prostu masa. Wiem, że ciebie to wali, ale niektórzy przywiązują do tego większą wagę.-spojrzenia dwójki lokalnych Brzydali spotkały się na moment-Nie patrz tak, wiesz że nie o sobie mówię tylko o Arcybiskupie. Daruj sobie. Zapraszałaś nas tutaj z moją nową koleżanką po coś szczególnego czy tylko opiłaś się jakiejś baby z okresem i jakimś cudem na ciebie to przeszło?

-Teraz ty sobie daruj. Idź przygotuj coś na prowizoryczną vaulderie, sama odprawie szopkę…-dziewczyna przetarła ręką twarz, wcierając ściekającą po niej maź w swoją jasną grzywkę. Obejrzała się na stojącą obok niej, nieco zdezorientowaną parę. Nosferatka ostentacyjnie westchnęła. Po skromnym pokoiku rozniósł się odór zgnilizny, nie gorszy od tego bijącego od Próchnicy. Młody mężczyzna w okularach skrzywił się i odwrócił w stronę okna. Otaczające go ściany w całym budynku były pomalowane jakimiś odrażającymi grafiti, co powodowało, że Aleksander nie czuł się tutaj zbyt komfortowo. Przez brudne, nie myte latami szyby ledwo widać było jasno świecący na niebie księżyc. Poniżej, wokół starego pałacyku rozciągał się spory park. Śmiertelnicy nie zapuszczali się na jego teren nocą. Przynajmniej nie ci normalni. Aleksander podszedł bliżej i wyjrzał przez wybity fragment szkła, zwabiony jakimś ruchem. Między drzewami ujrzał przemykającą się grupkę młodych ludzi. Było ich troje, wszyscy ubrani w bluzy zespołów metalowych. Blondynka o długich, prostych włosach ledwo nadążała za swoimi kompanami. Wyraźnie starała się doskakiwać do bruneta w bluzie Children of Bodom żeby zamienić z nim choć kilka słów. No krok niemal, uciszał ich wiodący cala trójkę w stronę pałacyku krótko zgolony blondyn o koziej bródce…

-Ekhm… przepraszam, ale w stronę schronienia zmierza grupka śmiertelników. Chyba, że plotki o nadmiernej liczebności Kainitów w tej okolicy nie są przesadzone…-Tzimisces poprawił swoje okulary odwracając się do Marysi.

-Wiem…-zbyła go i niewzruszona zaczęła swoją przemowę. -Pomijając araba, wasza trójka stanowi całość „hordy” ochotników spoza miasta, którzy przybyli tutaj na zaproszenie naszego Arcybiskupa. Macie szczęście, że trafiliście na naszą Sforę, bo przynajmniej się czegoś dowiecie. Każda z okolicznych band, które ostrzą sobie od lat pazurki na Kraków pewnie posłałaby was, mimo że –podobno- jesteście Prawdziwymi Sabatnikami, prosto pod ostrzał ochroniarzy jakiegoś Torreadora. W ramach darmowego mięsa armatniego. My, nie ukrywamy tego, mamy całą ta sytuację głęboko w dupie. W Krzeszowicach nam dobrze i nie zamierzamy się stąd ruszać. Nękamy od lat Camarillę, robimy swoje. Inni jednak cenią bardziej ryzyko od świętego spokoju i dobrej zabawy. Życzymy wam jak najlepiej, nie dla tego, że robicie na nas jakieś dobre wrażenie czy coś, od siebie dodam, że jest wprost przeciwnie, ale wole was od bandy tych oszołomów knujących z częścią Camarilli, jak dopaść resztę...

-Arcybiskup chce wasz w mieście jak najszybciej-
ciągnęła dalej- bo brakuje mu ludzi. Nas nie chce, od razu odpowiadam na nasuwające się od razu pytanie. Mamy wam zorganizować Vaulderie i posłać do Krakowa jeszcze przed północą. Mamy więc jakieś półtorej godziny, góra. -dziewczyna przeciągnęła spojrzeniem po zgromadzonych. Próchnica wyjrzał przez dziurę w oknie, tak jak przed chwilą Aleksander.

-Krótko, czy któreś z was ma ochotę, oraz przede wszystkim umiejętności, żeby zostać Klechą w waszej nowej sforze?-pytanie zawisło w powietrzu. Z zewnątrz budynku dobiegł śmiech dziewczyny. Śmiertelnicy zbliżali się do pałacyku.

-Wyłączę muzykę i przygotuję zabawę.-Nosferatu wyszczerzył kikuty swoich zębów i puścił perskie oko w stronę siedzącej na rozpadającym się krześle brunetki. Kobieta prychnęła z pogardą.

-Dobrze, widzę, że choć raz twój ghul się do czegoś przydał. Idź i pospiesz się. -Biskup znów skierowała się do swoich gości.- Więc?
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 23-11-2008 o 19:00. Powód: Ortografia
Ratkin jest offline