Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2008, 14:38   #8
Blyth
 
Reputacja: 1 Blyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znany
Rohatyńska karczma

Jak zaczarowany spoglądałem na Nią. Lekko zadymione wnętrze, gromada warholstwa pomrukująca z ukontentowaniem czy złością poznać nie sposób, żyd uwijający się z kuflami i Ona siedząca okrakiem na wielgaśnym chłopie. Poznałem Rocha, w najlepszym, wyjątkowo dostatnim odzieniu. Kontusz przetykany srebrnymi nićmi, złote haftki, perłowe guzy, karmazynowy żupan, buty z Milanu, czy Genui -wiem bo i sam takowe nosiłem.
Marianna wyglądała na opanowaną, zimną wręcz, jednak znając ją tak dobrze dostrzegałem lekkie ale znaczące objawy zdenerwowania. Przerażenia bez mała. Lekkie zwężenie oczu, nerwowe ruchy palców, które co jakiś czas zaciskały się nieświadomie w piąstkę... oj musiał jej szurzy Roch dostarczyć zgryzoty niemałej.
Co robiła sama w tym niezbyt przyjaznym, a już na pewno niebezpiecznym dla niewiasty miejscu. Potoczyłem wzrokiem, pełnym stali niemniej ostrej niz ma wierna szabla drzemiąca w jaszczurze. Oczy zawadiackie, pełne dziwnych emocji, dyskretnie choć bez zbytniego przestrachu unikały mego zaczepnego spojrzenia. Od dnia, kiedym na rynku w Haliczu ściął jednym płynnym ciosem łeb podchmielonego rajtara, spokój mam od drobnicy. A zacniejsi szermierze rozum zwykle mają, coby nie walczyć dla pokazu jeno. Zdarzenie to przysporzyło mi niepotrzebnego rozgłosu, ale też i dobrą miało stronę. W ratuszowej celi, kiedym opowiadał się z owego czynu panu starościcowi halickiemu, ów okazał się być zacnym nader człekiem. Pan Kajetan stał się mi drugiem i wiedziałem, że liczyć na jego wsparcie w tropieniu prawdy o zgubie imć Radzewskiego mogę. Zanotowałem w pamięci, by lista doń wysłać z zapytaniem o hultaja Niecieckiego, i koncepta jakieś by sprawie biegu nadać.
Tymczasem Marianna powściągnęła gniew, nie wyglądało na to , by obić pijanego draba zamierzała. Spojrzała na mnie, co spowodowało gorąco nieznośne, a jednako miłe przy tym.
Lekko skinąłęm jej głową, uśmiechnąłęm się iście po bratersku.
- Marianna! Kłaniam się nisko. Przy Waćpannie mężczyźni rezon tracą, a co poniektórzy i przytomność jak widzę. Pozwól sobie ulżyć, niech ten opój znajdzie wytchnienie na świeżym powietrzu... Myhajło, weź pacholika i do koryta z nim, niechaj się odświeży.
Uchwycony chwacko pod pachy i za kolana bezwładny Roch, otworzył na moment oczy, ryknął "To znowu TYYYYYYYY" i w sen spokojny, niemowlęcemu bliski zapadł, bez zmór żadnych i bez świadomości.
- Raczysz miła Marianno wesprzeć się na mym ramieniu? Porywam Cię przyjaciółko luba z miejsca tego.
Dość zdecydowanym ruchem ująłem jej dłoń, stając się protektorem czci, pozwalając bez ujmy żadnej opuścić Jej miejsce tego kłopotliwego zdarzenia. Wychodząc rzuciłem w kierunku karczmarza złotego dukata, który nieomal magicznym sposobem pomimo rąk zajętych kuflami, zdołał złapać monetę, zgryźć ją dla sprawdzenia jakości kruszcu, schować w kieszeń i zgiąć się w ukłonie.
Marianna wtuliła się w me ramię , czując ewidentnie, że stary przyjaciel może być ostoją w pełnej zakłopotania chwili. Kiedy wyszliśmy już z karczmy, szepnąłem:
- Stęskniłem się za Tobą miła Marysiu. Kopę lat i mnóstwo zmian jak słyszę, choć tyś nieodmiennie jako Gwiazda Zaranna, rozświetlasz ten ziemski padół blaskiem niezwykłej urodziwości. Nic się nie zmieniłaś, Promyczku.
Mój uśmiech był szczery, szeroki i czułem jak w jego serdeczności topnieje rezerwa jaką czuła nie wiedzieć czemu wobec mnie.
- W coś Ty się wplątała, biedna? Czy dasz mi zezwolenie, bym wespół z Tobą zajął się odkrywaniem mrocznych kart przeszłości, a co najważniejsze - pomsta srogą, na krzywdzicielach świętej pamięci Mikołaja.
Musiała wyczytać coś w mej twarzy... żałość wielką, że on nie ja...
Tętent kilku nadjeżdzających galopen koni przerwał magię chwili. Czułem, zę prawie była gotowa się otworzyć...Wszak to ja, od otroka powiernik, obrońca, kawaler. Czemuż nie miłośnik?
Bracia Radzewscy zatrzymali konie.
Spoglądali w całkowitej ciszy, słyszałęm tylko skowronka wysoko na niebie, czułem powiew jasminowej woni jaką pachniała Marianna i ciszy szelest poprawianej w pochwie karabeli mego przyjaciela kozaka.
Napięcie dało się kroić nożem.
Najstarszy z braci, Tomasz, z moich informacyj najmniej krewki, a nawet dośc rozumny, obrzucił nas stojących przed karczmą ramię przy ramieniu spojrzeniem bystrych bladoniebieskich oczu. Nie spodobał mi się wyraz tych dwu kpiących, świdrujących źrenic. Jemu nie spodobało się co zobaczył. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, czując, zę nadeszło nieuniknione w ten cudnie rześki, pełen błękitu i radosnego słońca dzień.
- Boh pamiłuj, ja pudu k Tebe, no ne sam budu idti, wazmu swołoczi z saboj... - gardłowe warczenie Myhajły przerwało bezruch, nagle wszystko ożyło. Szable wyskoczyły z pochew, ugięte kolana, wzniesione do ostatecznego zwarcia i gotowe do ciosu klingi, refleksy tańczące na stali, piękno i śmierć zaklęte w sekundzie dzielącej od rozlewu krwi.
- Staaaaać! Wara od nich psie krwie! - Marianna potrafiła w takiej chwili zachować zimną krew. Nawykli do posłuchu bracia zamarli w pozycjach wyjściowych do walki, ale już nie zblizając się ni na piędź ku dwójce broniących wzajem swych pleców towarzyszy.
- Won mi stąd, kozie syny, chowaj żelazo jeden z drugim, bo oćwiczyć każę!
Pewny głos i harda postawa malutkiego hajduczka podziałała na wszystkich... Sam odruchowo skryłem szablę, nawet krewki kozak z szacunkiem wycofał się w podcień karczmy i przestał mielić kresowe przekleństwa. Złożyłem Jej głęboki ukłon, zerkając przez sekundę filuternie w oczy. Na chwilę pojawiły się w nich ogniki rozbawienia.
- Winienem Ci życie Waćpanna. Aleś i ocaliła kilka z tych żywotów.
Zerknąłem na Tomasza, całkowicie ignorując pozostałych siedmiu braci. Spokojnie kiwnął mi głową, zauważyłem w nim całkowity brak złości. Zbliżyłem się doń powoli, wyciągnąłem dłoń. Uścisk miał mocny i pewny.
- Wierzaj mi, nie masz ci we mnie wroga. Sojusznikiem waszym w pana Mikołajowej pomście mienić się pragnę. Jeśli zechcecie. Jeśli Marianna się zgodzi.
- Niech się stanie - rzekł głębokim, przyjemnym dla ucha głosem - Niech jednak nasza Lisiczka decyduje.
 

Ostatnio edytowane przez Blyth : 21-10-2008 o 17:54.
Blyth jest offline