Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2008, 17:02   #9
vixenn
 
Reputacja: 1 vixenn nie jest za bardzo znany
czaty na dachu

Śledziłem ją od dawna. Wiedziałęm o niej wiele, więcej niż o kimkolwiek innym. Czułem do niej pewnego rodzaju podziw, no może raczej niechętny szacunek. Sposób w jaki okiełznała i kierowała zgrają niesubordynowanych, gorącokrwistych obwiesiów zasługiwał na słowa uznania. W siodle siedziała niczym amazonka, ale bez niepotrzebnej ułomności ściętej piersi. Te zaś miała niczym dojrzałe, dorodne jabłuszka, chciało się poczuć ich sok wdzierający się do gardła.
Skarciłem sie w myśli. Dni jej policzone, nie trzeba mi myślenia z którego tylko słabość bije.
Rohatyń nie jest dobrym miejscem na skrytobójcze zamachy. Za mały by się skryć, zbyt ludny by być do końca nie zauważonym.
Wolnym ruchem zdjąłem najlepszej jakości strzałę z cięciwy, Wyrobrażając sobie jak po samą brzechwę chowa się ona w jej ciele. Jak błękitne pióra lotek nasiąkają czerwonym przerażeniem. Oddałbym ucho za to, by być przy niej, kiedy oczy jej się zamglą, kiedy spierzchnięte wargi gorączkowo będa smakować ostatnie łyki powietrza.
Kiedy zemsta siÄ™ dokona.
Ona musi jednak wiedzieć dlaczego umiera. Olśniło mnie nagle, że nigdy, przenigdy nie wolno mi zabić jej z odległości. Przecież umrze, a ja nie poczuję wcale ulgi. Nie! Będzie odchodzić z imieniem Wolfganga w uszach i zrozumieniem na tej słodko-niewinnej buzi skrywającej najczarniejsze podłe serce.
Ukryty w koszu połaci dachowych, wygodnie umoszczony między dwoma częściami dachu, spoczywając na grabowych gontach trwałem bez ruchu , pomimo zdrętwienia nóg. Obserwując scenę, kiedy to jakiś szlachcic, chciał samowtór ze swym kompanionem rzezać się z jej ochraną. Durni są ci Polacy. Lepiej nam by było pod Szwedem, lud tam zimny, lecz cywilizowany i mądrości w jednej głowie więcej niż ma pułk cały jazdy pancernej Koronnej.
Wróćiłem pamięcią do mej kochanej Kurlandii. Jakież wszystko tam piękne, jakie wszystko czyste, nieskażone. Wolf już nigdy nie poczuje Bałtyckiej soli w powietrzu. Mój brat. Jedyny prawdziwie dobry człowiek na tej ziemi. Teraz śpiący słodko pod jej powierzchnią. Z jej ręki kilkanaście niedziel temu położony, kiedy to Mikołajowa wataha wpadła przypadkiem na naszą grupę dezerterów. Było nas ośmiu byłych rajtarów, ale żołd opieszały i niski nie dawał nadziei na wilekie dostatki, toć sami brać zaczęliśmy. Bez okrutności, bośmy zacni ludzie, sześciu Inflantczyków, jeden Danziger no i jeden renegat Moskwicz, nie nasz ,ale miły towarzysz. Kiedyśmy uczciwie dobijali bez męczenia tych 2 kupców z Przemyśla i ich pacholików, spadli na nas hałlakując jak wilki, pobić bez pardonu chcieli i głusi byli na nasze namowy do podziału łupu. Wolfgang sięgnął wtedy zręcznie za kaftan i dobyć miał małą pistolę z przemyślnym zamkiem, jaką zwykł rozstrzygać karczmiane spory. Wtedy ona uwidziawszy błysk lufy bez namysłu, bez zatrzymywania konia, wyszarpnęła bandolet i nie mierząc prawie wypaliła. Uncja miekkiego ołowiu zdjęła głowę mego brata z ramion. Uciekłem ja i inni też. Uciekli Radzewscy, bo całkiem przypadkiem ront lekkiej jazdy nadciągał z pobliskich zagajników. Dobro sie pomarnowało, frojndowie poginęli, a mnie zaostała pomsta.
 
vixenn jest offline