Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2008, 23:46   #10
Marianna
 
Marianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Marianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znanyMarianna nie jest za bardzo znany
Spojrzenie w osiem par oczu, które tak podobne były do ... Spojrzenie w przepastną toń tego, którego znałam od dzieciństwa. W jednych wyczekiwanie, w drugich niecierpliwość.
- Przyjaciel z lat mych młodości. Niemalże od kołyski znajomość nasza trwa. Niejedno razem spsociliśmy, z niejednej opresji mnie wybawił był, o cięgach zebranych za mnie już nie wspomnę. Oto jest Marcin Jarema Rokicki.
- To szwagrowie moi, Radzewscy, Tomasz, Jan, Michał, Drogomysł – przy tym imieniu zawsze nawiedzała mnie myśl, jaką rodziciele krzywdę dziecku wyrządzić mogą, bądź raczej, jak ambicyje wielkie, pobożnymi życzeniami ostają jeno - Krzysztof, Janusz, Bartłomiej i Łukasz – bliźniacy, a Rocha - tu wskazałam na wóz - już poznałeś niestety.
Kiedy całemu ceremoniałowi zapoznawczo-powitalnemu już zadość uczyniono, zwróciłam się do Marcina jak zwykle, bez ogródek i nie klucząc. Przez chwilę miałam wątpliwości, czy wypada mieszać obcego do ambarasów rodzinnych, czy nienadużyciem będzie narażanie go na bycie powiązanym z naszą sprawą. Patrzył na mnie jakoś tak, że precz odrzuciłam dywagacje i wahania. Cum finis est licitus, etiam media sunt licita.
- Marcinie, zali masz wieści jakoweś, które nas wspomóc mogą?
Kiwnął głową i już chciał odpowiedzieć, lecz nie dałam mu czasu.
- Nie będziem na drodze rozprawiać. Radzim będziemy cię przyjąć u siebie. Nie odmawiaj. Toż tyle lat się nie widzieliśmy...
Roześmiał się tylko i pokręcił głową.
- Nic się nie zmieniłaś, oj nic...
- Niestety jednak tak, niestety... - mruknęłam pod nosem. - Jedźmy, szkoda czasu. - pogoniłam konia.
Trochę zbałamuciliśmy czasu więc przed dworem stanęliśmy już o zmierzchu. Prędko zakręciłam się po obejściu, czeladzi rozkazując ze spiżarni ściągnąć wędzonego mięsa, serów, słoniny, kaszy uprażyć i oprawić kuropatwy com je ostatnio w krzakach przy stawie ustrzeliła. - A i izbę gościnną wyszykujcie. Goście na noc ostaną. - Tylko sprawcie się migiem!
Miałam już wpaść jak wicher do świetlicy, gdy nagle dostrzegłam błoto... plamy. Dotknęłam warkocza. Matko przenajświętsza. Jak ja wyglądam? Chwila refleksji doprowadziła mnie do przerażającego odkrycia. Od kilku miesięcy stałam się prawie mężczyzną. Zarzuciłam damskie stroje, na korzyść wygody męskiej mody. Odkąd on... chociaż i on nie przywiązywał do tego wagi. Na ten czas coś mi kazało odmienić się. Wylazła, głęboko ukrywana pod pretekstem żałoby, natura kobieca. Umyłam się, przywdziałam suknię domową. Mała fiolka, całkowicie pusta powędrowała do kufra. Tak lepiej. Nie daj boże gdyby ją przy mnie znaleziono. Zacisnęłam ostatni raz na niej palce. - Rochu, zdrajco, taki sam los ci zgotowałam. -Wspomnienie leżącego w karczmie. -Nie zasłużyłeś by ginąć w otwartej walce... - Splotłam jeszcze raz włosy. - ... Pijany... usta spragnione...- Lepiej, chociaż ta siność pod oczami, nie dodawała mi urody, brak snu w nocy takie skutki przynosi... Trudno. Pomaszerowałam do biesiadujących. Oczy wszystkich zwróciły się ku mnie. Dzielnie zniosłam spojrzenia i ruszyłam do swojego miejsca.
Od pogrzebu tak strojna nie byłaś – chciał szepnąć Łukasz, gdy przechodziłam, jednak trunek niechybnie na wyższe tony wzniósł jego głos. - Bacz swego nosa! - warknęłam i z całej siły zdzieliłam go kopniakiem w kostkę.
- Mamy jeszcze tego zacnego węgrzyna? - najwyraźniej naszła mnie ochota, by smutki utopić.
 

Ostatnio edytowane przez Marianna : 23-10-2008 o 23:52.
Marianna jest offline