To już pewien krok naprzód. Czasem nie sposób tego z siebie wydusić siedząc z kimś twarzą w twarz. Po latach samotnego zmagania się z problemem, nie tak łatwo ot tak sobie wziąć kogoś za frak, posadzić przy piwie i zacząć wylewać z siebie żale, wątpliwości i strach. Po pierwsze trzeba umieć, a po drugie trzema mieć kogoś komu ufasz, że Cię nie zlekceważy ani nie wyśmieje. Bo jeśli to zrobi będzie jeszcze gorzej niż było dotąd. Zamkniesz się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej odosobnisz. To nie znaczy, że nie ma szans. Ma, ale musi zacząć delikatnie. Metodą małych kroczków
Bardzo dobrze, że o tym pisze. Przynajmniej dowie się, że to nie tylko jego przoblem. Że nie jest jakimś dziwolągiem, i że takich jak my jest więcej
W sumie nie chodzi nawet o to, by znaleźć jakieś gotowe rozwiązania. Chodzi o to, aby poprostu ktoś nas wysłuchał i powiedział, że nie jesteśmy pozostawieni samym sobie i że wszystko będzie dobrze. Nie jesteśmy maszynami. Każdy coś czuje i każdego coś dręczy. Tylko nie każdy potrafi to z siebie wyrzucić.
Faktem pozostaje, że kiedyś będziesz musiał spróbować, bo na dłuższą metę można z tym oszaleć. Powodzenia.