Wątek: Viva Allracja!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2008, 17:39   #15
Odyseja
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
***

Gościniec… Niewiele o tej porze wędrowców przemierzało drogę od Sol’orazan do Allracji. Księżyc w pełni oświetlał drogę samotnego jeźdźca. Półszeptem poganiał on konia do cwału. Płaszcz z kapturem powiewał za nim, niesiony pędem tej szaleńczej ucieczki. W miarę oddalania się od elfiego miasta, dało się rozpoznać słowa, które zmuszały karą klacz do tak porywistego biegu. Był to głos kobiety. Młody, przepełniony rozpaczą i desperacją głos.

Gdy rodzinne miasto zostało wystarczająco daleko za plecami dziewczyny, cichym rozkazem zatrzymała ona konia na rozstaju drogi. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. Powietrzem wolności. Delikatnie pogładziła sierść zwiniętego w kłębek kota, leżącego przed nią w siodle. Wyczuwała niepokój chowańca, który spowodowany był jej stanem ducha.

- Mam dla ciebie zadanie, maleńka. – szepnęła cicho do kotki, ściągając z palca pierścień. Sygnet, będący symbolem rodowym jednej z głównych rodzin szlacheckich w Sol’orazan. Prawdopodobnie najbardziej wpływowego i najstarszego w mieście rodu Linra’kh. Podała go kotce. – Biegnij, Shamil. Gdy dobiegniesz do tamtego drzewa, upuść go w dobrze widzialnym miejscu. Nie możesz zostawić po sobie śladów. – wyczuła potwierdzenie od kotki, która natychmiast skoczyła i pobiegła we wskazanym kierunku.

Zrzuciła kaptur, a lekki i ciepły wiatr rozwiał jej czarne, rozpuszczone włosy.

- Jestem wolna i niezależna. Jak kotka. Nie wrócę, dopóki tego nie zaakceptujecie… - powiedziała cicho, wpatrując się w kierunku niewidocznego
Już miasta, a jej jedynym słuchaczem był stojący wokół od wieków lat. Odczekała, aż Shamil wróci i upewniła się, że kotka siedzi bezpiecznie w siodle naprzeciw niej i ruszyła dalej. Drogą przeciwną niż ta, na której wśród traw delikatnie błyszczał w świetle księżyca złotem i rubinami mały pierścień…

Klacz wiozła teraz swą panią powoli, stepa. Lane’rhal wiedziała, że do świtu nie będą jej szukać. Zajechanie konia nic tu nie pomoże. Powoli więc zbliżała się do Allracji. Dlaczego skierowała się właśnie tam? Może przez wrodzoną przekorę i nieposłuszeństwo? Od małego przecież wmawiano jej, jak podłym miejscem jest Allracja. Jak należy jej unikać. Właśnie dlatego ruszyła do tego ogarniętego ostatnimi czasy chaosem, miasta.

Po jakimś nieokreślonym czasie, na horyzoncie pojawiła się delikatna łuna zwiastująca powolne nadejście jutrzenki.
***

Przez bramy miasta codziennie przechodziły setki ludzi, elfów, półelfów, krasnoludów i innych istot żyjących w Tais. Jedna elfka, z ukrytą w cieniu kaptura twarzą, z łatwością przemknęła więc do miasta. Bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi. Niewielkie były szanse, by ktokolwiek ją rozpoznał. Stroniła od większych gal i bali. Rzadko też pozwalano jej wyjść poza obszar dworu. Nie obawiała się więc zrzucić kaptura i rozpuścić włosy.

Błyskawicznie delikatny węch elfki uderzył odór gnijących ciał nieumarłych, mieszający się ze zwykłymi zapachami miasta i targowiska. Delikatny grymas przeszedł po twarzy czarodziejki. ~No cóż… Będę musiała się przyzwyczaić…~

Zatrzymała konia w centrum targu. Powiodła oczami dookoła, przyglądając się otoczeniu. I nasłuchując. Urywki rozmów potwierdzały tylko to, co dokładnie wiedziała z lekcji. W Allracji nie działo się dobrze.
~Trzeba postarać się o jakiś nocleg…~

Zawróciła konia, szukając jakiejś porządnie wyglądającej karczmy. Gdy wzrokiem odnalazła takową, podjechała bliżej. Zostawiając konia w odpowiednim miejscu, wzięła na ręce Shamil i weszła do środka. Nie rozglądając się wokoło, podeszła dostojnym, tak wyuczonym, że już odruchowym krokiem do karczmarza.

- Witam. Czy mogę dostać pokój na najbliższe… hm… Powiedzmy, że na razie na dwa dni?

Pomimo, że nie miała na sobie bogatych sukien i klejnotów, w jej twarzy, mowie i postawie, można było dostrzec, że nie jest zwykłą podróżniczką, jakich wiele. Można było ujrzeć w jej obliczu szlachciankę. Jedynie ciepły głos i błysk nieposłuszeństwa i niezależności w spojrzeniu przeczył reszcie faktów. Szlachta zazwyczaj wszystkim osobom niższego stanu okazywała swą wyższość. U tej dziewczyny, takiej cechy próżno było szukać.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline