Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2008, 22:42   #3
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Przejście przez drzwiczki okazało się o wiele trudniejsze niż to się mogło z początku wydawać. Wydawało się jakby ktoś budował je z myślą o dziecku niż osobie dorosłej jednak mimo tego, udało ci się przejść na drugą stronę bez większych problemów pomijając niewygody oraz ubrudzenie sporej części odzienia, Wstając już po drugiej strony próbowałeś niezgrabnie zatrzeć negatywne wrażenie jakie musiałeś sprawiać w lekko obdartej czarnej od ziemi piżamie. Widząc jednak że to równie bezcelowe co walka z wiatrakami, postanowiłeś udawać przed samym sobą, że to jak w tej chwili się wygląda nie ma takiego znaczenia zwłaszcza jeśli człowiekowi i tak ten wygląd tylko się wydaje. Zachwiałeś się od nadmiaru logiki i potrząsnąłeś głową odganiając od siebie chwilowo wszystkie głosy rozsądku. Rozejrzałeś się wokół chcąc dowiedzieć się czegoś o miejscu w którym aktualnie się znajdowałeś. Gdzieś w drzewach słychać było ćwierkanie ptaków. Prawdę mówiąc wiele się tu nie różniło się od tego skąd przed chwilą przyszedłeś. Przed tobą wznosiła się kolejna ściana żywopłotu w nawach której tkwiły rzeźby przedstawiające dobrze znane ci i każdemu dziecku zwierzęta. Były tam słonie, lwy, zebry i antylopy, przystrzyżone w żywopłocie z precyzją chirurga. Nie mogłeś wyobrazić sobie żeby ludzka ręka uchwyciła je w bardziej majestatyczny sposób. Wpatrując się uważnie zdawało się, że słoń porusza lekko swą trąbą a lew zaraz rzuci się w pogoń za galopująca kawałek dalej antylopą. Może sprawiał to lekki wiat a może gra wyobraźni. Teraz znajdowałeś się pośrodku korytarza który odgałęział się w dwie strony. Trzeba było, więc podjąć pierwszą decyzję, iść w prawo czy w lewo? Pomyślałeś o tym ilu ludzi staje codziennie przed podobnymi wybory. Decyzja pozornie prosta jednak stanąłeś w miejscu niepewny w którą stronę się udać. Świadomy przy tym, że z każdym wyborem wiążą się niekiedy konsekwencje zbyt trudne do udźwignięcia. Kiedy skłaniałeś się już do tego żeby ruszyć w jedną ze stron wyraźnie usłyszałeś coś co przerwało ciszę i zagłuszyło śpiew ptaków. Parę metrów dalej tuż przy rzeźbie zebry, ściany żywopłotu rozstąpiły się i z radosnym piskiem przebiegło przez nie dwoje goniących się dzieci. Zdążyłeś tylko wyciągnąć rękę a one już zniknęły niczym rozwiana iluzja a wraz z nimi zarówno przejście którym się tu dostali jak i to w którym sekundę temu zniknęli. Zamrugałeś oczami niepewny czy wszystko to wydarzyło się naprawdę, ale w głębi duszy byłeś pewien, że wciąż słyszysz ten najbardziej niewinny śmiech jaki było dane ci słyszeć w życiu.

---

???

Wnętrze namiotu było tak ciemne, że musiał zmrużyć oczy żeby dostosować się do nowego światła. Zakaszlał od zapachu kadzidła, który momentalnie przypomniał mu czasy kiedy był jeszcze ministrantem w kościele w Salem. Można powiedzieć, że to był jedyny epizod podczas całego swojego życia, że wierzył w coś większego niż siła pieniędzy i brutalne prawa rządzące światem. Kiedy rozwiedli się jego rodzice a on został z matką przeprowadzając się do Utah nie wiedział, że los pokieruje jego drogami poza wymarzone seminarium. Dzisiaj ciężko było uwierzyć komukolwiek z jego otoczenia oraz jemu samemu, że kiedyś był zupełnie innym człowiekiem. Dużą zasługę w jego wczesnym wychowaniu miał tu Ojciec Callahan, którego wprost uwielbiał. Słyszał, że jeszcze przez wiele lat nauczał w Salem by potem udać się w nieznanym kierunku. To i tak było dla niego już nieważne bo on sam jakoś nie mógłby się zmusić żeby ponownie odwiedzić rodzinne strony i zobaczyć rozczarowanie w oczach starego księdza. Poza tym zostawił ten okres życia zakopany głębiej niż niejedno złe wspomnienie. Kochał swe życie, a kiedy tego nie robił a było to zdecydowanie częściej przeklinał je jak szewc użalający się na niskie zarobki. Westchnął prawie niesłyszalnie wracając myślami do rzeczywistości. Powoli skierował swe kroki do stolika w centrum namiotu oświetlanego pojedynczym knotem świecy. Nigdzie nie było widać żadnego magika, ale usiadł i odwrócił się bokiem równomiernie uderzając palcami o blat stołu. Tak jak przewidział, na stole spoczywała szklana kula klasyczny wręcz motyw jeśli chodzi o wyobrażeniach o magii. Od razu poprawił mu się humor, odgarnął nawet obrus spodziewając się, że ujrzy maszynę do tworzenia sztucznej mgły ale zawiódł się widząc, że nic tam nie ma. Podniósł głowę w momencie kiedy wyraźnie dało się słyszeć jakieś odgłosy na tyłach namiotu, najwyraźniej zwietrzono klienta. Przez myśl przemknęło mu, że ten ktoś spodziewający się kolejnego naiwniaka marzącego o wygranej w totka tym razem gorzko się rozczaruje trafiając na niego.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 06-11-2008 o 22:48.
traveller jest offline