Wątek: Viva Allracja!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2008, 20:24   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
1 Mondeus Crudusa 5466 CK, Allracja


Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Kozłem”


Satyr Kraxus Tenebra miał dzisiaj szczęście do klientów. Po żaboludziu i elfie, zjawił się elfia dziewczyna. Karczmarz uśmiechnął się lubieżnie...Nie bez powodu ta rasa fairfolk znana była ze swych nieokiełznanych chuci. Gdy więc słodziutka ptaszyna zapytała.- Witam. Czy mogę dostać pokój na najbliższe… hm… Powiedzmy, że na razie na dwa dni?-
- Oczywiście panienko...Za dwie sztuki srebra dziennie...Posiłki są ekstra.-rzekł przymilnie...Niestety nie mógł zbyt długo rozmawiać z Lane’rhal, gdyż zjawił się kolejny potencjalny klient...Vertigo. Co prawda draew wolałby karczmę o ciut wyższym standardzie. Ale problem polegał na to, iż lepsze karczmy były zajmowane przez bogatych kupców, a Vertigo nie miał w sobie dość pokory by wyżebrać w nich miejsce. Nie był też dość hojny by przepłacać. Humor draewa poprawiła co prawda kąpiel...droga, ale warta każdej wydanej na nią monety. W pachnidłach, z ciepłą wodą, świecami zapachowymi, bąbelkami i z delikatnie przyciemnionym światłem, tak że przez dłuższy czas nie musiał mrużyć oczu. Zakupił pokój na noc i ruszył by załatwić sprawę pracy.
Po drodze minął siva dźwigającego nieprzytomnego człeka. Gdy Maahr zjawił się w karczmie taszcząc nieprzytomnego starca, satyr rzekł.- Nie uzgodniliśmy jeszcze ceny za nocleg sivie. To będzie 4 sztuki srebra dziennie za jedną osobę, osiem za dwie.-
Maahr nie był w stanie w tej chwili mówić, ale wiedział, że jak tylko ulokuje swego „gościa” w pokoju trzeba będzie wrócić do sprawy opłat za nocleg...I rozliczyć się z karczmarzem.

Targowisko, Karczma „Pod Pijanym Kozłem”, pokój siva


Maahr rzucil nieprzytomnego starca na łoże...Czuł, że przesiąkł jego zapachem, czuł na sobie ludzki pot i smród. Niemniej Szajbus wydawał się odzyskiwał przytomność...A przynajmniej mobilność. Zaczął się bowiem wiercić na łóżku i majaczyć. W nadziei na uzyskanie za darmo interesujących go informacji, Maahr przybliżył głowę i...to okazało się błędem. Starzec wybełkotał jedynie.- Znalazłem ksieżniczkę, zaklętą w żabę !-
I chwyciwszy pysk Maahra, pocałował go ...Zaskoczony i zszokowany obrotem sytuacji siv, dopiero po chwili wyrwał się objęć. Ten pocałunek jednak okazał się dobrą terapią szokową. Bowiem Morgan bardziej przytomnym głosem wymamrotał.- Gdzie ...na wszystkie...piekła...jestem?-
Dzielnica Reprezentacyjna , Restauracja „Pod Złotym Lotosem”


Dzielnica reprezentacyjna była chyba najcichszą dzielnicą Allracji. I najelegantszą. Tutejsze rezydencje elity miasta były wkomponowane w stylowe ogrody. A ich urok dalece bardziej dyskretny i wysublimowany od krzykliwej Świetlistej Dzielnicy. Tu bogactwo było widoczne jedynie dla spostrzegawczego oka...Oka pełnego dobrego gustu. Vertigo mijał patrole w magicznych zbrojach, szlachciców, potężnych czarodziei w szatach z najrzadszych tkanin i złotogłowiu. Dyskretny urok bogactwa emanował zarówno z miejsc jak i z osób. Nic dziwnego że i sama restauracja miała stylową fasadę. Kolumny rzeźbione w węże, drzwi ozdobione złoconym kwiatowym motywem i klasyczny, lekko pozłacany szyld. Żadnych tandetnych iluzyjnych światełek i innych krzykliwych bzdur, jakich pełno było w Świetlistej dzielnicy.
Nawet wejście pilnowane było przez umięśnionych półolbrzymów uzbrojonych w zdobione kostury. Półolbrzymów o rysach twarzy i budowie ciała godnych mistrzów dłuta. Pełnili oni zapewne rolę wykidajłów. Draewowi nie pozostało nic innego, jak tylko zgłosić się tam.
- Najmocniej przepraszam Pana, ale czy mógłby Pan poświęcić odrobinę swego cennego czasu na małą pogawędkę? Na imię mi Vertigo.- rzekł uprzejmym tonem do jednego z pólolbrzymów.– Jestem tutaj w sprawie ogłoszenia, którego wyczytałem na targowisku, zdaje się, że, jeśli jestem oczywiście godny, powinienem dowiedzieć się tutaj o szczegółach mojej misji.
-Poczekaj waść chwilę.- rzekł z wikidajłów po czym udał się do środka. Wrócił wraz ze służką, w dopasowanej z sukni i jak ocenił Vertigo, z dość drogich materii.

- Proszę się udać za mną. – rzekła dziewczyna i przyprowadziła elfa , poprzez pomieszczenia dla obsługi do prywatnej komnaty, w której przebywał już rudowłosy elf, jak się później okazało, o imieniu Vanyred N`althis. Mieli trochę czasu by się dogadać, bowiem po chwili ta sama dziewczyna wróciła z pieczonym bażantem w buraczkach i butelką dobrego wina mowiąc.- Milady przybędzie nieco później. Dlatego też, w dowód przeprosin przesyła wam posiłek, na jej koszt. I prosi o cierpliwość.-
Draew i szlachetny zostali zostawieni razem w pokoju z posiłkiem i butelką przedniego wina. Aż na całą godzinę...Po tym bowiem czasie w komnacie zjawiła się kobieta, ubrana w dość gustowną białą suknię i delikatną kolię wartą fortunę.

Towarzyszył jej półelf trzymający się jednak w cieniu i, póki co, nie wtrącający się do rozmowy. Gdy kobieta przysiadła się, oba elfy poczuły silny zapach jaśminowych perfum. Kobieta musiała mieć do nich słabość...albo słaby zmysł powonienia.
- Dzielni bohaterowie, musicie mi pomóc!- zaczęła mówić egzaltowanym tonem głosu.- Ci barbarzyńcy...brutale...te dzikie bestie niegodne miana istot rozumnych, te potwory bez serca porwały ...mego Pimpusia! najpierw żądali pieniędzy, ale potem słuch o nich zaginął...A mój biedny Pimpuś jest sam...bezbronny...z dala ode mnie, musicie mi pomóc. Oczywiście zapłacę każdą cenę, za jego uwolnienie. Ważne jednak byście robili to bez rozgłosu. Mój dobry przyjaciel twierdzi, że gdyby to się rozniosło. Próby porwania Pimpusia zdarzałyby się częściej. -

Targowisko, Karczma „Szczurza Nora”


- Wybacz mi bezpośredniość, ale... odkąd tu wszedłem... czułem się zupełnie inaczej, niż czuję się zazwyczaj, kiedy wchodzę do karczmy... - Kris mówił bardzo wolno, robił długie pauzy i bacznie wpatrywał się w Ratkina. - Chodzi mi o to, że Szczurza Nora jest dość... oryginalna. Nie wygląda na to, żeby ludzie tu często zaglądali. Widzisz... - Kris wziął głęboki oddech i uśmiechnął się nieznacznie - Zastanawiam się, czy to faktycznie jest karczma. Do cholery! Nie wierzę, żeby w ostatnich dniach zajrzał tutaj ktoś oprócz mnie!-
Podczas całej tej przemowy Ratkin niewielką uwagę poświęcał Krisowi, ba...w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Nalał sobie tylko odrobinę trunku do szklanego kieliszka. Był to dość luksusowy przedmiot jak na tą budę. Prędzej można by spodziewać się tu glinianych kubków.
- Mnie też to martwi...że nikt tu nie zagląda.- odparł Ratkin. Kłamał i nawet nie starał się zamaskować swych kłamstw. Następnie dodał.- Jest szyld, to i musi być karczma, prawda?-
Grok usiadł przy jednym ze stolików i od czasu do czasu obserwował szczury. Gobliny nie są wybredne, jeśli chodzi o posiłki. A Grok robił się głodny.
- Do czego służy ten budynek? Te pomieszczenia? Czy faktycznie ktoś tu sypia, jada, pije i prowadzi rozmowy z innymi gośćmi? W końcu sam mówisz, że klientów raczej brakuje. Wspomniałeś o specyficznym klimacie Szczurzej Nory... Jakoś nie łapię. Zapłaciłem za zakwaterowanie. Mam zamiar spędzić tutaj kilka nocy. Domagam się więc wyjaśnień! -desperackie krzyki Krisa, przyciągnęły uwagę Ratkina. Karczmarz spojrzał na niego, uśmiechając się tajemniczo. -Gdybym prowadził, tu nielegalne interesy, to byłoby czystą głupotą przyznać się do nich, prawda? Zapłaciłeś za zakwaterowanie, moje sekrety kosztują ...ekstra.-
- Ty też nie wyglądasz na zwykłego karczmarza. Chociaż różnych już widziałem. Chociaż w Allracji pewnie nie takich jeszcze zobaczę. No ale chyba niewielu ma opaskę na oku i takie problemy z poruszaniem się, że musi podpierać się laską. To świadczy o dość... interesującej przeszłości. Brałeś udział w jakiejś wojnie? Wyglądasz na rasowego weterana!- dodał Kris.
- Przemoc? Brzydzę się przemocą.- rzekł Ratkin.- Jednak to prawda, miałem ciekawe życie. Szlaki na Tais bywają pełne niebezpieczeństw. Niemniej postępujesz... nieuprzejmie. Żądasz czyichś sekretów, nie okazując w zamian zaufania.-
- Potrzebuję paru informacji na temat Portu. Wchodząc tam ktoś będzie mnie sprawdzał? Przeszukiwał? Hmm... Gdybym, tak hipotetycznie, chciał przejść przez tą wspaniałą dzielnicę niezauważonym... jak duże miałbym z tym trudności? Jak będzie z przejściem na bagna? Znasz może kogoś, kto mógłby mi w tym pomóc? Po prostu chcę wraz z moim przyjacielem - Kris wskazał ręką na Groka. - nie wzbudzać zbędnego zainteresowania naszym malutkim wypadem na bagna. Iść i wrócić. Wszystko bez zbędnych komplikacji. To jak?-
- W Porcie nie ma nic, co by mnie interesowało. A od gangów przemytniczych trzymam się z daleka.-
odparł Ratkin.- Widać jednak, że nie wiesz na co się porywasz. Jaszczurodzie nazywają bagna Zielonym Piekłem, nie bez powodu.
Allracja, Port, wrota celne

Port zdecydowanie różnił się od reszty Allracji...A także od typowego pojęcia portu. Jaszczuroludzie mimo bogactwa nie porzucili tradycyjnego stylu życia. Nadal żyli w szałasach, nadal piekli przy ogniskach złowione ryby i inne dary bagien. Budowle w porcie pozostawały niezamieszkane, lub były przerabiane na magazyny. A niezamieszkane budowle powoli obracały się w ruinę...Co mieszkańców Portu mało zresztą obchodziło. W Porcie stacjonowały jedynie niewielkie dłubanki i tratwy. Okręty na bagiennych wodach nie były użyteczne. Na wyprawę na wielkie rozlewiska nadawały się tylko płaskodenne łodzie. Przy wejściach do Portu byl spory ruch i harmider. Tu bowiem jaszczuroludzie handlowały z kupcami, tu pobierały cła od transakcji. Dwójka chwiejących się przechodniów szybko zwróciła uwagę czujnej straży plemiennej. Trzy rosłe jaszczuroludy , uzbrojone w długie magiczne włócznie i toporki podeszły do Somka i Thokka. Jeden z nich wysyczał.- A wy tu? Czego?-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-05-2009 o 13:41.
abishai jest offline