Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2008, 12:49   #9
Verax
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
W pokoju panował półmrok, niwelowany jedynie kilka żyrandolami na styl barokowy, przymocowanymi do ścian. Całość podążała za tym samym stylem, było tak jak sobie to upatrzył młody mężczyzna dumający sobie na wyścielanej zdobionym aksamitem barokowej kanapie.
W półśmiechu, z zamkniętymi oczyma leżał i wspominał wydarzenia minionej nocy, jak z diaboliczną wręcz precyzją i niewysłowionym spokojem odebrał życie kolejnemu aktywnemu
-Biedaczek, chyba nawet nie był do końca świadomy swojego daru... Nieładnie, oj nieładnie!
Zaśmiał się ironicznie, gdy nagle na zewnętrznych schodach schronu posłyszał stukot czyichś butów.

Skupił się na obiekcie i zlokalizował moc, tak, to był jego mistrz. Oddech zwolnił tempa, a przez stalowe drzwi wpadł Nathan "Liv". Jak zwykle w lekkim poddenerwowaniu rzucił niedbale podniszczoną teczkę na stół i syknął
Standardowa akcja, idziesz, likwidujesz i odchodzisz.
Spokojnie Nathanie, kiedyś Cię zawiodłem?- podłużna, blada twarz Williama przyodziała się drwiący i usatysfakcjonowany uśmiech- Zbyt drogi jesteś dla mnie "Liv", jesteś dla mnie niczym ojciec.- zadumał się na chwilę, podniósł się z kanapy szybkim, niesamowicie zwinnym ruchem i już będąc przy mistrzu szepnął mu do ucha- Zginie zanim zdążysz wrócić do domu.

Nathan poprosił o przyniesie z domu przyszłej ofiary jakąś kamienną tabliczkę, a skoro mam za to dostać jeszcze coś, nie widzę przeszkód, by tego nie zrobić.
Nathan powolnym krokiem wyszedł, żegnając się ze swoim podopiecznym. Gdy tylko drzwi z zimnym hukiem zatrzasnęły się za nim, Soansuer rzucił krótkie spojrzenie na akta... Podszedł najpierw do lustra, zarzucił na siebie czarny płaszcz, poprawił długie czarne włosy i podwiązał krawat. Z zadowoleniem rzucił spojrzenie w swoje odbicie, po czym z nieukrywanym zadowoleniem i satysfakcją podszedł do niewielkiego stoliku, zabierając akta.

Wyszedł i skierował się w pożądany adres, dokładnie zamykając drzwi.
Szedł długim korytarzem byłego metra, po torach walały się resztki gazet i inny śmieć, i gdzieniegdzie dobiegały go odgłosy rozmów bezdomnych.
Nie zwracał na nich uwagi, wyjął ze swojej skórzanej, niewielkiej torby rękawice z metalowymi hakami i zaczął je powoli zakładać, cały czas kierując się w stronę celu.

Mijał spowite ciemnością bardziej lub mniej zniszczone budynki, koncentrując się na swoim zadaniu. Nawet nie zauważył, kiedy doszedł do kamienicy. Jeszcze raz otworzył akta i przeczytał w myślach:
Imię... Hans Martich, Narodowość... Niemcy, wiek 28... Miejsce zamieszkania, ulica Boa 3/4... Moc, Brak danych.
Rozejrzał się po okolicy, gdzieniegdzie jakiś cień przemknął po ścianie budynków, a w oknie mieszkania jego ofiary paliła się lampka.
Susem wskoczył na klatkę kamienicy i począł wchodzić na drugie piętro, przymknął oczy i zaczął lokalizować Hansa i jego moc, musiał to wiedzieć zanim jego cel będzie świadomy obecności Blackera...
 
__________________
Bo nie wiemy co za tym dniem,
Za horyzontem, za dniem...
Verax jest offline