Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2008, 23:28   #10
ppaatt1
 
ppaatt1's Avatar
 
Reputacja: 1 ppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwuppaatt1 jest godny podziwu
Aiden Visel


Padał cały czas deszcz. Aiden szedł i szedł, rozmyślał. Stracił pamięć, znalazł kilka trupów. Nagle z tyłu usłyszał nadjeżdżający kolejny pociąg. Był jeszcze dosyć daleko, ale przyspieszył kroku. Po chwili ujrzał "prowizoryczną" stację. Dużo żołnierzy, dużo kontenerów. Także stało tam kilka czołgów i innych pojazdów wojskowych. Visel przeczuwał ,że coś się dzieje, ale co? Schował się w krzaki, i dalej przypatrywał się stacji. Po chwili dojechał pociąg. Był inny niż poprzedni jaki widział. Po pierwsze był o wiele krótszy, po drugie był z wagonami dla "elity". Tak się zwało opancerzone wagony, w których zazwyczaj jechały ważne osobistości. Dlaczego pociągami, a nie innymi środkami transportu? Oferowały niemal 100% ochronę. Posiadały technologię wykorzystującą kryształy Eghtu. Przez co nawet po wysadzeniu torów potrafiły jechać wzdłuż ustalonej trasy kilkanaście kilometrów, dopóki nie wyczerpała się moc kryształów. Z racji tego ,że kryształów na Ziemi było bardzo mało to wiezione były zazwyczaj przez lokomotywę.


Pociąg się zatrzymał, kilkunastu żołnierzy podeszło do niego. Trzy wagony - bo tyle ich było nie licząc lokomotywy - otworzyły się. Żołnierze ustawili się obok wyjścia środkowego i stanęli na baczność. Najpierw wyszło pięciu żołnierzy z jednostki specjalnej "Beelzebub". Następnie kilku ludzi w garniturach, zapewne prywatna ochrona. W międzyczasie z pozostałych dwóch wychodzili Azjatyccy jeńcy. Wnet wszyscy zgromadzeni bliżej żołnierze zasalutowali. Powoli z cienia wyłoniła się dosyć wysoka postać. Aiden go znał, choć nie mógł sobie przypomnieć przez chwilę kim on jest. Mężczyzna białej karnacji, miał na oko 40 lat. Włosy siwe. Mina bardzo poważna. Powoli zszedł schodami. Szedł wprost spoglądając na twarze niektórych żołnierzy. Zaraz wyszła kolejna osoba. Generał Michael Ghost. Dowódca armii "Nowy York", czyli wszystkich oddziałów broniących Nowego Jorku i okolic. Zaraz też dołączył do swojego kolegi. Rozpoczęli rozmowę z pułkownikiem. Zapewne dowódcą całej "stacji". Po chwili Aiden zrozumiał kim jest tamten człowiek. To dr. "Lucyfer", takie przynajmniej miał przezwisko w Black Wind. Był osobą ,która opiekowała się wszystkimi nowymi członkami Black Wind. On też dawał tabletki i zastrzyki. Możliwe ,że był twórca całego projektu.

Alexander Kostylowitz i "Sudden Death"


Trzy strzały, trzy trupy. Alex wyskoczył przez okno. Wokół niego latały naboje. Na szczęście Azjaci nie byli zbytnio wyszkoleniu. Trafienie graniczyło z cudem. Nadrabiali za to liczbą i fanatyzmem. Nie patrzyli w co strzelają, liczyło się dla nich tylko zlikwidowanie przeciwnika. Nagle naboje przestały lecieć w jego stronę. Kolejni zdziwieni Azjaci padali od zadanych ran na ziemię. Ciemny płomień ogarnął ich. Z czołgu poleciały strzały, masakrujące swoich ludzi. Kule przelatywały przez płomień, trafiając w ciężarówkę. Kostylowitz wskoczył prędko do zniszczonego budynku. Miał nadzieję ,że obsługa czołgu go nie zauważyła, inaczej było by nieciekawie. Gdy się opanował spojrzał na ciężarówkę, Blankę przeszył jeden nabój w okolicy brzucha gdy wyskakiwała z pojazdu. Była twarda, wstała weszła do tego samego budynku co Alex.
- Wiesz co z tym zrobić - powiedziała rzucając dwie mini-bomby.
Czołg cały czas jechał i ostrzeliwał miejsce akcji.

Arsene


Arsene zsunął się ze schodów oddając kilka celnych strzał. Nieznajomy był "napakowany", włosy miał czarne, zaskoczony całą akcją zdziwił się. Jeden nabój wleciał w kolano, drugi w prawy łokieć. Gość upadł na ziemię, po chwili wstał i wyjął z tyłu spodni pistolet. Podniósł do góry lewą rękę, zacisnął pięść i zamknął oczy. Do jednego z okien zaczęły dobijać się wściekłe owady. Osy, pszczoły, szerszenie. Robiły to z taką determinacją ,że szyba powoli zaczynała pękać. Nie było dużo czasu. A przeciwnicy byli po dwóch stronach ściany...


Keath Bradley


Mężczyzna złapał Shotguna, ale nie zamierzał strzelać, wiedział ,że nie zdąży po prostu wziął zamach i uderzył nim Keath`a. Ten zdążył się utrzymać na nogach, ale lekko go zamroczyło. Gdy się w końcu otrząsnął przeciwnik wziął kolejny zamach. Tym razem Bradley zwinnie obrócił się złapał za Shotguna, przerzucił go wraz z właścicielem przez ramię i trzasnął nim wroga w twarz. Zabrał i przeładował. Nagle poczuł jak jego nogi wpływają w ziemię. Powoli zaczynał się topić. Przeciwnik wstał, i zaczął się śmiać, będąc gotowym do szybkiej reakcji w razie wystrzału.


William Soansuer


Kamienica była niezadbana. Pełno robaków i pijaków. Budynek prawie że się rozlatywał. Ściany poniszczone. Po chwili Will znalazł się przed drzwiami ofiary. Były w pół otwarte. Korzystając z okazji wszedł. Wnętrze zbytnio nie różniło się od samej kamienicy. Ba, wyglądała nawet gorzej. Pełno butelek po alkoholu. Meble poniszczone. Ciężko uwierzyć ,że ktoś mógłby mieszkać w takich warunkach. Ale mieszkał. W największym pokoju na środku, siedział na starym fotelu cel tyłem do drzwi. W prawej ręce trzymał dumnie jakieś wino. Zapewne też niezbyt wyszukane. Zaś w drugie ręce rewolwer.
- Po co znów przyszyłeś? Zobaczyć swojego ojca zalanego w trupa? Nie masz po co tutaj wracać. Ja już przepadłem, zginąłem, spadłem na samo dno. Mym przyjaciele tylko to - podniósł wyżej butelkę - A to mym demonem - poniósł pistolet - Synu, jak się wku*** to się zastrzelę. Życie jest do d***.
 
ppaatt1 jest offline