Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2008, 14:49   #2
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację


Loki czujnie rozglądał się wokół, wyszukując wzrokiem agentów korporacji, mogących narobić problemów, gdy już się zacznie. Dzięki swej posturze - ponad 2m wzrostu i 130 kilo masy robiło swoje i mało kto zbliżał się do tego noszącego skóry, obutego w glany rasowego heavymetalowca, skrywającego oczy pod przypominającymi gogle okularami. Ostatni krzyk mody w Europie, w Stanach dopiero zaczynają być popularne.

Skrzywił się lekko, gdy poczuł pierwszy, jeszcze nie tak obezwładniający ból głowy, świadczący o rychłym ataku migreny będącej skutkiem kilkuletniego brania wojskowych prochów. Dawały przewagę w walce, lecz pustoszyły układ nerwowy. Jakiś czas temu wyszedł z tego, jednak pozostały porażające ataki migreny, możliwe do złagodzenia po zażyciu silnych środków przeciwbólowych. W ostateczności pozostawał wszczepiony edytor bólu, lecz implant lepiej radził sobie z postrzałami, niż szwankującym układem nerwowym. Połączone działanie edytora i prochów pozwalało przetrwać. Ale złego nastroju Szweda już nie poprawiało.

Sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął czerwone plastikowe opakowanie z białą nakrętką. Wydłubał ze środka dwie różowe pastylki. Połknął, popił piwem z puszki. Po chwili namysłu wziął kolejne cztery. Dopił piwo do końca, zgniótł puszkę w dłoni, jakby była z papieru i rzucił na ziemię.

Skórzana kurtka odstawała z powodu wypychających ją po bokach kabur z Glockiem i obrzynem oraz zapasem amunicji. Do tego w sportowej, zniszczonej torbie przewieszonej przez ramię przyjemnie ciążył karabinek LA-15 produkcji Federated Arms.

Bjorn Olafsson, zwany przez znajomych Loki, czekał na rozwój wydarzeń...

Szef jego grupy, młody Andrew, poszedł pogadać z Mayhew'em. Loki odprowadził go przez chwilę wzrokiem, aż sylwetka Andrew'a zniknęła w kolorowym tłumie. Splunął na ziemię. Nie ufał temu smarkaczowi. Zresztą, z reguły nikomu nie ufał - i tej zasadzie zawdzięczał to, że jeszcze żyje.

Sięgnął po pogniecioną paczkę Lucky Strikeów. Jedna z niewielu marek, która była wierna tradycji i do produkcji używała prawdziwych liści tytoniu, zamiast chemicznie i genetycznie wspomaganych roślin, z których wyrabiano większość produktów tego typu. A przynajmniej tak twierdzili...

"Już niedługo rozpęta się piekło..." - myślał, odpalając zmiętego, żeby nie rzec - zmaltretowanego papierosa od płomienia benzynowej zapalniczki Zippo. Zapaliła za pierwszym razem.

- God bless America... - mruknął pod nosem, nie wiadomo czy w kontekście zapalniczki, czy też rychłego rozpoczęcia ulicznych zamieszek przez prowadzony przez Mayhew'a tłum.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 18-11-2008 o 21:43. Powód: kosmetyka
Gob1in jest offline