Loki czujnie rozglądał się wokół, wyszukując wzrokiem agentów korporacji, mogących narobić problemów, gdy już się zacznie. Dzięki swej posturze - ponad 2m wzrostu i 130 kilo masy robiło swoje i mało kto zbliżał się do tego noszącego skóry, obutego w glany rasowego heavymetalowca, skrywającego oczy pod przypominającymi gogle okularami. Ostatni krzyk mody w Europie, w Stanach dopiero zaczynają być popularne.
Skrzywił się lekko, gdy poczuł pierwszy, jeszcze nie tak obezwładniający ból głowy, świadczący o rychłym ataku migreny będącej skutkiem kilkuletniego brania wojskowych prochów. Dawały przewagę w walce, lecz pustoszyły układ nerwowy. Jakiś czas temu wyszedł z tego, jednak pozostały porażające ataki migreny, możliwe do złagodzenia po zażyciu silnych środków przeciwbólowych. W ostateczności pozostawał wszczepiony edytor bólu, lecz implant lepiej radził sobie z postrzałami, niż szwankującym układem nerwowym. Połączone działanie edytora i prochów pozwalało przetrwać. Ale złego nastroju Szweda już nie poprawiało.
Sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął czerwone plastikowe opakowanie z białą nakrętką. Wydłubał ze środka dwie różowe pastylki. Połknął, popił piwem z puszki. Po chwili namysłu wziął kolejne cztery. Dopił piwo do końca, zgniótł puszkę w dłoni, jakby była z papieru i rzucił na ziemię.
Skórzana kurtka odstawała z powodu wypychających ją po bokach kabur z Glockiem i obrzynem oraz zapasem amunicji. Do tego w sportowej, zniszczonej torbie przewieszonej przez ramię przyjemnie ciążył karabinek LA-15 produkcji Federated Arms.
Bjorn Olafsson, zwany przez znajomych Loki, czekał na rozwój wydarzeń...
Szef jego grupy, młody Andrew, poszedł pogadać z Mayhew'em. Loki odprowadził go przez chwilę wzrokiem, aż sylwetka Andrew'a zniknęła w kolorowym tłumie. Splunął na ziemię. Nie ufał temu smarkaczowi. Zresztą, z reguły nikomu nie ufał - i tej zasadzie zawdzięczał to, że jeszcze żyje.
Sięgnął po pogniecioną paczkę Lucky Strikeów. Jedna z niewielu marek, która była wierna tradycji i do produkcji używała prawdziwych liści tytoniu, zamiast chemicznie i genetycznie wspomaganych roślin, z których wyrabiano większość produktów tego typu. A przynajmniej tak twierdzili...
"Już niedługo rozpęta się piekło..." - myślał, odpalając zmiętego, żeby nie rzec - zmaltretowanego papierosa od płomienia benzynowej zapalniczki Zippo. Zapaliła za pierwszym razem.
- God bless America... - mruknął pod nosem, nie wiadomo czy w kontekście zapalniczki, czy też rychłego rozpoczęcia ulicznych zamieszek przez prowadzony przez Mayhew'a tłum.