Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2008, 18:48   #6
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ten sen był dziwny, szczególnie w momencie, w którym napotkał tego staruszka spokojnie drzemiącego (i przy tym okropnie chrapiącego, co przypominało warkot starego silnika) na ławce, całkiem podobnej do tej, w której się obudził. W przeciwieństwie do tych dzieci, starzec wydawał się być bardziej realny, a przynajmniej daleko mu było do nagłego rozpłynięcia się w powietrzu. Carl podszedł do niego obawiając się, by go nie obudzić. Uklęknął i przyjrzał się jego pomarszczonej twarzy, wykrzywionej sennym rozmyślaniom. Widział go już kiedyś? Nie, to raczej wątpliwe. Choć przecież sny w dużej mierze składają się z już widzianych obrazów. Dziadek coś tam wymamrotał pod nosem. Może widział tego ciekawskiego gościa. Carl wstał, aby nie zostać uznany za jakiegoś chama.



Okulary, stare w drewnianej oprawie, spadły mu z twarzy, a potem stoczyły się, by lekko upaść na ziemię. Whistlecore wahał się, czy znowu podejść do starca, jednak pewna grzeczność wymagała, aby podniósł okulary. Zrobił to ostrożnie. W tym niezwykłym świetle, wydawały się jeszcze bardziej dostojne oraz starsze. Oglądnął je, lecz jedyną ciekawą rzecz jaką zauważył, był napis wygrawerowany w drewnie.

"siviv aiuq des satorgea aiuq non sireierom ailuq satorgea"

Nie znał języka w którym został napisany. Przypominał trochę łacinę pomieszaną z językiem hiszpańskim lub podobnym. Tak go to zaintrygowało, że nie położył okularów na ławce, obok starca, lecz przyjrzał napisom starając się znaleźć w głowie jakieś wskazówki. Zrobił rzecz najprostszą - odczytał napis od tyłu;

"Aegrotas quia morieris non quia aegrotas sed quia vivis"

No to było już bardziej sensowne, a przynajmniej wyglądało jak łacińska sentencja. Problem w tym, że nie znał zbyt dobrze tego języka. Owszem, podczas studiów aktorskich, było to niekiedy wymagane. Szkoda, że nie ma przy sobie tych słowników... Wiedział na pewno, że "morieris" znaczy umrzeć, (tylko nie był pewien w jakim czasie i osobie, przyszłym drugiej osoby? a może trzeciej?), "non" nie, "sed" lecz albo ale, a "vivis" to chyba żyć. Jakby to wyglądało?

"Aegrotas quia umrzeć nie quia aegrotas lecz quia żyć"

Teraz żałował, że nie przykładał się do nauki łaciny, bo teraz miałby zagadkę rozwiązaną. Tymczasem nie potrafił rozszyfrować tej sentencji. Gdy obudzę się, muszę natychmiast się tym zająć - pomyślał. Spojrzał na okulary i nałożył je na oczy. To było irracjonalne. W sumie nie zobaczył nic, oprócz tych niechlujnych szkieł. Szybko zaczęły Carla piec oczy, co było spowodowane dość dużą mocą soczewek.

Do tego doszedł niemiły, specyficzny zapach przypominający stęchliznę. Czyżby starzec już się obudził? Nie, spał wciąż. Ale skądś ten fetor wydobywać się musiał i kto, u diabła, dmucha mu w kark! Carl ściągnął okulary i błyskawicznie obrócił się na pięcie o 180 stopni.

Nikogo za nim nie było, za to towarzyszyło aktorowi głupie wrażenie, jakby podobna sytuacja już miała kiedyś miejsce. Tylko gdzie? W snach to normalne. A jeśli to nie jest sen? Lepiej dmuchać na zimne... Choćby te kamienie wpijające się w stopę bardzo realnie. Znów założył okulary na nos, próbując przejść w przód kilka kroków machając przed sobą rękami. Jak ktoś może się w tym poruszać. Ściągnął je i podszedł do starca, by mu je oddać. Nie chciałby znaleźć się bez nich, a Whistlecore wolał trzymać z dala od siebie reputację złodzieja. Zresztą... przecież to sen.

Wówczas zobaczył... To była chwila. Krzyk zaskoczenia i strachu. Ta twarz, zła twarz. Co to było, co przed chwilą obserwowało go z tym swoim demonicznym uśmiechem? To coś... gniło. W dodatku miało na głowie dziwne żelastwo, cudem nie odrywając jej od reszty, tak zwanego, tułowia. Czy to był człowiek? Okulary spadły na ziemię, tłukąc szkła. Carl ruszył biegiem z powrotem do labiryntu, a następnie skręcił w dalszą drogę głównym korytarzem labiryntu. Ciągle towarzyszyło mu chrapanie starca. Niepokojąco przypominało to śmiech...

Nie chciał spotkać znowu tej gnijącej postaci. Uczuł nagle wyrzuty sumienia, że mimo wszystko zostawił starca w tamtym przeklętym miejscu. Może jednak nieprzypadkowo on tam był. Jak przynęta? Przystanął i odwrócił się, by zobaczyć czy aby nie goni go ta pozszywana istota. Teraz, gdy sobie ją przypomniał, zbierało go na mdłości. Następnie skręcił w pierwszą, lepszą wnękę. Ten sen podobał mu się coraz mniej.
 
Terrapodian jest offline