Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2008, 18:04   #1
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
[Autorski] Sala Luster (18+)

Narodziny

Stado Białego Kła należało do najbardziej niezaspokojonych w całym Thagorcie. Nie, nie chodzi tu o to, iż każdy z członków owego stada był martwy i nie miał już możliwości odczuwania otaczającego ich świata, tak jak my - ludzie. Śmierć była oczyszczającą łaską w tym miejscu. Zgon dawał każdemu, kto go zasmakował poczucie nowej przynależności, doskonalszej. Martwi ciałem lecz mimo to żywi byli najbliższym stadem dla Idvy. Oni po prostu mogli poddać się instynktowi, pierwotnym żądzom, które aż w nich huczały. Tak będąc martwymi nie odczuwali jak my, ludzie. Człowiek próbuje racjonalizować każde odczucie, badać pod każdym kątem, analizować ! Umarli mają łatwiej, przestają myśleć, zaczynają tylko czuć.

Lorence szedł pewnie ulicami Meridol - pierwszej dzielnicy Thagortu. Nie śpieszył się jednak, nic nie mogło przeszkodzić w przywitaniu Opiekuna nowego stada. Czuł to w każdej najmniejszej części swojego umarłego ciała. Nowe dziecię Idvy poczyna kroczyć w Meridol, jest gdzieś niedaleko. Każdy syn czy córka Idvy mogła z łatwością poznać miejsce pobytu swego rodzeństwa. Wystarczyło skupić swe myśli na Idvie, poprosić ją o pomoc. Nigdy nikomu nie odmawiała wsparcia.

Czemu ten młody mężczyzna tak bardzo chciał poznać nowe rodzeństwo ? Lorence należał do osób ciekawskich. Zapewne teraz miał nadzieję znaleźć nowe dziecię Idvy. Jak najszybciej poczuć zapach nowo narodzonego rodzeństwa, dotknąć jego skóry, zasmakować jego potu. Będąc umarłym czuł więcej, każdym ze swoich pięciu zmysłów. Stał się więźniem swych żądz. Jeśli będzie mieć szczęście, nowy Opiekun jeszcze nie odzyskał przytomności. A wtedy bez zbędnych wyrzutów sumienia, będzie mógł podziwiać, smakować, dotykać.

Lorence pamiętał każde narodziny, których był świadkiem. Zdarzyło już się ich kilkanaście, odkąd on sam obudził się w Meridol. Czemu narodziny nowego dziecka Idvy wyzwalały takie emocje ? No cóż. Thagort dla każdego potomka Idvy przygotowywał unikalną ceremonie narodzin. Niezmienne pozostawały tylko dwie rzeczy, stado nowo narodzonego Opiekuna rozsiane było po ulicach Meridol oraz symbol Idvy, który wykluwał się na ciele Opiekuna. Każde dziecię pamiętało doskonale swoje narodziny, nie każde zaś pragnęło je wspominać.

Dziś ulice Meridol istniały dzięki powiązaniu drobinek piasku oraz wody. Ściany budynków zbudowane z przezroczystych, wodnych ziaren piasku pozwalały dostrzec wnętrza budynków. Każda tafla wody odbijała promienie słoneczne, jasno niebieska przezroczysta barwa ścian nadawała całym ulicą niebagatelnego uroku. Wyobraźcie sobie tylko, gdzie okiem nie sięgnąć można było zobaczyć to, co skrywały za sobą ściany budynków.

Supermarkety pełne puszek z jedzeniem, mrożonego mięsa, słodyczy, przypraw, słowem wszystkiego czego ludzka głodna dusza zapragnie. Niektóre z mijanych przez Lorenca pomieszczeń skrywały w swym wnętrzu dziecięce pokoje pełne zabawek, łoża małżeńskie schludnie posłane, stoły jadalne z naszykowanym na nich posiłkiem. Meridol świętowało. Miało to oczywiście związek z przybyciem do miasta nowego stada. Lorence był tego pewny. Nie wiedział tylko dlaczego.

Mężczyzna nie mógł powstrzymać się przed zbliżeniem do jednej ze ścian budynku i dotknięcia tafli wody. Ściana była mokra, chłodna, tak przyjemnie chłodna. Drobinki piasku przykleiły się do jego ręki. Miejsce które dotknął zafalowało niczym po wrzuceniu do niego ciężkiego kamienia. Z ciekawości zgarnął trochę piasku, przyłożył do języka, tak ta substancja nadawała się do spożycia niosąc ze sobą ukojenie pragnienia.

Nie dla wszystkich członków stada, nowy wizerunek Meridol napawał szacunkiem. Nie wszyscy oddawali mu należytą cześć, jaką darzył tą dzielnice Lorence. Marcus jeden z wilkołaków należących do stada, stanął na swych owłosionych nogach, chwiejąc się nieznacznie. Wyjął swą pytie, wywiesił język i z spokojem skupił się nad wątpliwą przyjemnością oddawania uryny.

- Marcus ! Z łaski swojej rusz swój zapchlony tyłek i przestań szczać na wszystko dookoła !

Przyszło mi pilnować owłosionego debila. Gdyby od czasu do czasu nie okazywał się niezbędny w opiece nad Idvą, już dawno poprosiłbym Lorenca o wydalenie tego kundla ze stada

Andrio już od kilku dni miał serdecznie dość wilkołaka z którym przyszło mu dzielić stado. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż mięśnie Marcusa przydawały się zdecydowanie zbyt często w Thagorcie. Chyba tylko z tego powodu Lorence pozwalał wilkołakowi na swawole. Nie liczył się wszak jego rozum, tylko ogromna siła i kondycja atlety. Jednak tym razem przesadził.

Lorence poczuł swym wyostrzonym węchem zapach nieprzyjemny, niegodny tego miejsca. Odwrócił się w stronę skąd pochodził ów smród. Co ujrzał ? Owłosiony zad wilkołaka skocznie bujał ogonem raz w lewą raz w prawą stronę, doprowadzając Opiekuna do białej gorączki. Marcus oddawał się przyziemnej czynności, bezczeszcząc miejsce narodzin Idvy. Lorence syknął z niesmakiem, z jego górnej szczęki wyrosły dwa długie, ostre kły. Sekundę później był już obok Marcusa. Chwycił głowę wilkołaka i z całej siły włożył włochaty łeb do wodnego muru.

- Wyliżesz teraz każdą najmniejszą cząstkę tego gówna.

Uryna, która jeszcze chwile temu zanieczyściła ścianę budynku, teraz krążyła dookoła oczu wilkołaka. Tworząc dzieło sztuki nowoczesnej, której nawet sam Gauguin by pozazdrościł.

- Reszta ma dopilnować tego abyś zlizał nawet najmniejszą kroplę. Zrozumiano ! Pamiętaj Marcusie, mój drogi kundlu, to miejsce jest święte.

Wilkołak próbował uwolnić się swemu Opiekunowi, jednak był bezsilny. Powoli drobinki piasku dostawały się przez nozdrza do układu oddechowego, uniemożliwiając swobodne oddychanie. W końcu padł martwy z głową wbitą w ścianę.

Ktoś chwycił go za nogi, pociągnął do siebie. Na szczęście dla Marcusa, będąc blisko swego opiekuna nie mógł umrzeć, nie przynajmniej w rozumieniu naszym - ludzkim. Już po chwili wilkołak oddychał ponownie. Spojrzał wściekle na swojego Opiekuna, jednak rozpoczął proces odzyskiwania harmonii tego miejsca.

Samo zajście okazało się jednak zbawienne w swych skutkach. Lorence dostrzegł, iż na wprost miejsca w którym stał, leżało nieprzytomne, półnagie ciało jakiegoś człowieka.

Dziecię Idvy. Musi to być ono. Tak, teraz czuję wyraźniej. Tak !

Myśli pełne ekscytacji zaplątały mu umysł. Wampir wbiegł do ściany. Na całe szczęście nie musiał oddychać, więc nie przejmował się drobinkami wodnego piasku wdychiwanymi przez niego z każdym krokiem. Omal nie przewrócił się o krzesło stojące tuż obok ściany, z której wyszedł. Nie liczył pokoi, przez które musiał się przedrzeć, nie miało to wszak najmniejszego znaczenia. Może były ich cztery, może dziesięć, a może więcej. W końcu znalazł się po drugiej stronie budynku. Czuł, że jego stado posłusznie stało w miejscu, w którym wilkołak odbywał swą karę.

Lorence zaś mógł podziwiać, najwspanialszy widok, jaki ujrzały jego martwe oczy. Pół naga kobieta, ubrana jedynie w nocną koszulę, leżała nieprzytomna na ulicy. Drobinki piasku łagodziły stan w jakim się znajdowała. Jej ciało pokryte było niezliczonymi symbolami, które razem tworzyły malowidło piękne i niezrozumiałe dla żadnego śmiertelnika. Lorence przykląkł obok jej ciała, drżącą ręką pogładził delikatną skórę jej stóp. Była nieziemsko ciepła i wilgotna zarazem. To pewnie przez drobinki piasku, które musiały osadzić się na jej skórze. Wampir zbliżył swe usta do lewej stopy kobiety, językiem powoli oddał się pokusie zlizywania z jej ciała wodnych drobinek.

Czemu to robił ? Wyobraźcie sobie, że na moment znów jesteście dziećmi, rodziców nie ma koło was, a wy znajdujecie się w pokoju pełnym słodyczy. Na półkach świeże, pyszne pachnące słodkie bułki, ciasta, rogale. Z sufitu zwisają słodkie sople lodu. Co trochę mijacie piramidy zbudowane z waszych ulubionych batonów. Rozumiecie co mam na myśli ? Dobrze więc, dlatego nie powinno was zdziwić to, co stało się wtedy tamtego dnia.

Lorence nie śpieszył się, powoli jego język posuwał się coraz wyżej i wyżej, zaglądając pod koszulę kobiety, włożył jej między nogi swoją głowę i ... ponad dziesięć minut rozkoszował się zapachem jaki unosił się z jej ciała, a był nieziemsko kojący. Lorence trzymał nos jak najbliżej muszelki, rozkoszował się tą chwilą w końcu jednak nie wytrzymał. Rozszerzył szczękę wystawiając kły. Podniósł głowę lekko do góry, przygryzł materiał z którego uszyta była koszula kobiety. Wykorzystując rozcięty skrawek materiału, przedarł ją odsłaniając tym samym piękne ciało córki Idvy.


Idva jeszcze się nie wykluła, drobne czarne linie na ciele niewiasty pokrywały coraz większą część jej ciała. Były jednak miejsca, w których skóra siostry Lorenca pozostawała bez zmian. Wampir podziwiał w milczeniu Idvę. Kobieta nie wiedziała jeszcze jakie szczęście daje ten symbol. Fakt, narodziny są bolesne, jednak możliwości Idvy wszystko rekompensują. Lorence doskonale pamiętał ból swoich narodzin. Pamiętał też rolę jaką odegrało w nim samo Meridol. Pamiętał doskonale.

Mężczyzna wyjął z kieszeni płaszcza, w jaki był przyodziany, lnianą chustę. Przyłożył ją do tafli wody ulicy. Zwilżoną już chustą powoli, z wyraźną czcią dotykał ciała kobiety. Starał się nawilżyć rozpalone miejsca jej skóry. Miejsca, w których nie pojawiła się jeszcze Idva. Jego uwagę przykuło miejsce, w którym pojawił się symbol jej stada. Lewa pierś była nadal rozpalona, przez co symbol nie był wyraźny. Lorence mokrą chustą przetarł miękką skórę piersi kobiety, odsłaniając tym samym symbol białej róży.


Czemu poczuł sympatię do tej siostry ? No cóż nie pytajcie mnie o rzeczy oczywiste ! Przypomnijcie sobie tylko zapach świeżego pieczywa, polanego miodem. Zastanówcie się jak byście się zachowali, gdybyście wyczuli ból płynący od kromki, którą darzycie czcią. Teraz może zrozumiecie Lorenca bo właśnie to oznacza być martwym. Czujesz wszystko wokół ciebie z zdwojoną siłą.

Wampir nie wiedział tylko jednej rzeczy o swej siostrze. Pod żadnym pozorem nie należy dotykać jej dłoni. Pod żadnym.

Minęło chyba dwadzieścia minut, odkąd Lorence próbował zmniejszyć cierpienia swej siostry. Obmył jej twarz, ramiona, piersi, brzuch, uda. Lnianą chustką w końcu dotknął wierzchniej części dłoni kobiety. Dając dostęp do bardzo ważnego wspomnienia.

Zapytacie co poczuła ? Tego nie wiem, wiem natomiast ,iż owa lniana chustka należała do pierwszej osoby, którą Lorence się posilił. Właścicielem owej chustki był młody mężczyzna szukający nocnych wrażeń. Nie było trudno zwabić tego chłopca do łóżka, w którym Lorence lubował się w oddawaniu cielesnych igraszek. Po upojnie spędzonej nocy, wgryzł mu się w udo. Powoli, kropla po kropli wysysał życiodajny płyn z ciała młodzieńca.




Fakt, pozostawał zaś faktem. Domnique Nightsmit odzyskała przytomność. A gdy pochylony nad nią Lorence zorientował się w sytuacji, przemówił spokojnym, pełnym szacunku głosem.

- Witaj siostrzyczko. Od dziś jesteś córką Idvy. Nie bój się, ból minie zaraz po tym jak Idva skończy rytuał narodzin. Do tego czasu będę przy tobie. Czy jest coś co mógłbym dla ciebie zrobić ?

Wampir nadal miał wyciągnięte kły. Śnieżnobiała kość równych zębów odsłoniła się w nieznacznym jego uśmiechu. Domnique bolało całe ciało. Zupełnie jakby ktoś podpalał ją i zaraz gasił. Nie mogła się ruszyć.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 22-11-2008 o 18:57.
kabasz jest offline