Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2008, 10:29   #7
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Z ledwością powstrzymałeś skurcze powodujące wymioty, przykucnąłeś oparty ręką o ściany żywopłotu zmagając się chwilę z własnym żołądkiem. Zajęło to jakiś czas, ale polepszyło ci się na tyle by móc iść dalej. Ciężko to wyjaśnić, ale coś mówiło podpowiadało ci, że lepiej nie zatrzymywać się w jednym miejscu na dłużej, oczywiście w głowie kłębiły ci się lawiny myśli. Byłeś bardziej świadomy tego co tu się dzieje wokół niż na początku, człowiek w takim momencie zwykle powinien się obudzić, ale ty jednak wciąż tkwiłeś w jednej z tych cholernych wnęk. Nastrój beztroskiego snu uleciał niepowrotnie, a to, co ci się śniło - o ile to był sen - zaczęło bardziej przypominać koszmar. Podniosłeś się z klęczek i walcząc ze strachem, myślami i mdłościami powlokłeś się do przodu. Po krótkiej chwili i jakieś kilkanaście metrów dalej zauważyłeś żelazną bramę w dość dobrym stanie. Nie spiesząc się podszedłeś do niej spokojnie licząc, że może jest to wyjście z tego labiryntu a może nawet bilet powrotny do realnego świata. Miałeś na jakiś czas serdecznie dość zieleni a właściwie jej dziwnego odcienia - na co znacząco wpływało światło tego świata. Nie miałbyś nic przeciwko temu gdyby okazało się, że masz rację i zaraz obudzisz się w bezpiecznym łóżku. Brama była utrzymana w idealnym stanie, podobnie jak żywopłot. Wydawało się że żaden liść i żadna gałązka nie rosły tam gdzie nie chciał tego twórca tego miejsca. Nagle zamek zaskrzypiał tak jakby przekręcano w nim klucz i po chwili drzwi stały przed tobą otworem zastygając w zapraszającej pozie. Zdążyłeś się już przyzwyczaić, że ciężko objąć ludzką logiką tego co dzieje się we śnie, ale mimo to miałeś pewne obawy po tym co wydarzyło się przed chwilą. I nagle usłyszałeś znów ten obojętny, ale kojący głos. Głos, który zdawał się należeć jakiejś części ciebie.

-Nie ma się czego bać Carl

I nie bałeś się, przeszedłeś przez bramę, już bez strachu.
Znalazłeś się jakby w magicznym ogrodzie. Jak inaczej nazwać dziesiątki odmiany kwiatów których nie widziałeś nigdzie wcześniej? Widziałeś przelatujące między nimi motyle, cicho bzyczące pszczoły a z kilku pojedynczych drzew rozlegał się cichutki śpiew słowika i innych ptaków. Trochę dalej widać było niewielką chatkę i to tam postanowiłeś skierować swoje kroki. Pomiędzy to poletko kwiatów wyraźnie przechodziła kamienista droga, podobna do tej która prowadziła cię przez cały czas trwania snu, tylko tutaj nie czułeś już żwiru pod nogami czy ostrych kamyczków. Ktoś wyraźnie dbał o to miejsce. Idąc dalej przyjrzałeś się bliżej drewnianej chacie. Nie było to nic specjalnego ale trzeba przyznać, że miała urok z którego chętnie byś korzystał, żeby w weekendy zapomnieć o pracy. Obszedłeś powoli chatę i twoim oczom ukazał się mężczyzna w białej znoszonej koszuli, roboczych spodniach umazanych od ziemi i słomianym kapeluszu. Najwyraźniej miałeś przed sobą ogrodnika. Podszedłeś bliżej nie pewny czego możesz się spodziewać. Wydawało się, że nieznajomy jest tak pogrążony w swojej pracy, że nie zdaje sobie sprawy z twojej obecności. Jednak kiedy zbliżyłeś się do niego na bliższą odległość odezwał się stojąc wciąż tyłem do ciebie przyjaznym i nieco zmęczonym tonem.

-Mógłbyś mi pomóc z tymi różami młodzieńcze?



---

???

Cyganka przestała tasować karty i całe szczęście bo od samego śledzenia szybkich ruchów kart można było dostać zawrotu głowy. Mężczyzna chciał się odprężyć, spodziewał się że to wszystko będzie dla niego śmieszne, dostarczy rozrywki na resztę dnia. Przedstawienie, które właśnie zaczynało swój konkretny przebieg, wydawało mu się bardziej ciekawsze niż śmieszne więc zdecydował się poczekać i dać szansę cygańskiej wróżbitce. Ta spojrzała mu się przelotnie w oczy on jednak bez trudy wytrzymał ten jak to uznał marketingowy trick. Wytrzymywał już o wiele gorsze spojrzenia. I nagle przypomniał sobie Wietnam, usłyszał wrogo brzmiące słowa, poczuł raz jeszcze niekończące się cierpienie tamtych dni, ale to trwało tylko chwilę odgonił to wszystko od siebie potrząsając stanowczo głową. Postanowił, że skupił swą uwagę na tym co miał przed sobą zanim na dobre zaginie w odmętach swej pamięci. Potem może wypiję kilka piw w barze, może nawet więcej niż kilka piw. Nagle cyganka zatrzymała palec na pojedynczej karcie, następnie przesunęła ją na środek stołu. Zamknęła na sekundę oczy i szybko odwróciła kartę na drugą stronę.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 20-09-2009 o 11:33.
traveller jest offline