Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2008, 12:49   #8
Glyph
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Reynold obudził się. Przez zamknięte powieki docierało światło, nieomylny znak nowego dnia. Nie rozbudzonymi jeszcze zmysłami czuł miękkość materacu. Teraz wydawał się twardszy i bardziej, co mogło zdziwić wilgotny, lecz Burke nie przejmował się tym. Prawdziwe łóżko, spełnienie obietnicy, którą sobie złożył. To było ważne, nie zaś detale, obskurny pokój w motelu, nocne krzyki zza ściany. Prawdziwe łóżko.

Pierwszy raz, od tak dawna miał okazję przespać się na prawdziwym, wygodnym łóżku.

W głowie huczało mu jeszcze po wczorajszej nocy. Mgliście pamiętał bar, w którym ją spędził, nie potrafił powtórzyć co pił i w jakiej ilości, lecz nie to się liczyło. Nieważne, że z natury od alkoholu stronił. Kwestia nie leżała w chęciach, a w zakazie i możliwości. Skoro mógł w końcu napić się, porządnie wyspać, to wykorzystał okazję. Teraz, po prawdzie po trochu żałował, czując każdy ruch głowy. Stało się, trudno, czas zmierzyć się z rzeczywistością.

Westchnął z niedowierzaniem. Pierwszy raz od tak dawna upił się porządnie.

Pomalutku budził się do życia, otwierał oczy. Przyćmione, rozszczepione światło przywodziło mu na myśl podwodną toń. Teraz lepiej czuł ciepły dotyk na policzku, delikatne muśnięcia. Przyglądał się głaszczącej go dziewczynie leżącej z zamkniętymi oczami tuż przy nim. Kątem oka dostrzegał wodniste zarysy ścian. W takiej scenerii kojarzyła mu się z nimfą i to, mógłby przysiąc, znajomą nimfą, choć w tej chwili nie mógł zrozumieć skąd takie wrażenie.

Uśmiechnął się. Pierwszy raz od tak dawna spędził noc z kobietą...

Naraz umysł dogonił ciało zmuszając do wyciągnięcia szybkich wniosków. Ciało zawtórowało i mężczyzna gwałtownie odskoczył w tył, zatrzymując się dopiero na ścianie. Z całą pewnością, mimo wypitego alkoholu był przekonany, że tego ani nie zaplanował, ani nawet pamiętał. Dziewczyna była młoda, przy sprzyjających okolicznościach mógłby być jej ojcem. Wydawała się tak znajoma, tak łudząco podobna do kogoś, że zaczynał rozważać taką możliwość, co chwile zerkając na podnoszącą się powoli półnagą osóbkę.

-Co to znaczy? Gdzie.-wykrztusił zachrypniętym głosem i oniemiał.

Jego wzrok przykuło pomieszczenie. To, co w majakach brał za toń wody rzeczywiście wodą było. Domy z wody, coś czego racjonalny umysł matematyka pojąć nie potrafił. Jak gdyby na chwilę zapomniał się, dotknął dłonią wodnej powłoki. Ciecz wzmogła w gardle uczucie suchości. Kantem dłoni ściął wierzchnią warstwę i przystawiając usta do ściany ugasił pragnienie. Z nowymi siłami spróbował na nowo podjąć dialog.

-Kim jesteś, gdzie my jesteśmy?

Pytań, jakie mu się nasuwały było znacznie więcej. Począwszy od oczywistych, ważnych, w rodzaju co tu robimy, jak się tu dostałem, jak i tych mniej ważnych pytań o godzinę, wliczając w to zboczenia zawodowe, w rodzaju chęci oszacowania ilości drobin wody w otaczających ścianach. Przez chwilę je rozważał, a gdy wreszcie się ocknął z zakłopotaniem stwierdził, że wpatruje się w biust dziewczyny. Fakt ten unaocznił mu również drugą kwestię, iż sam jest półnagi.

Spojrzał na siebie, z gołym torsem, w bokserkach, z srebrnym zegarkiem na reku. W tym momencie trudno było określić, czy bardziej zdziwiony jest budową ścian, czy sposobem w jaki zdołał zdjąć spodnie pozostawiając buty.
Gorączkowo począł rozglądać się za swoim ubraniem, lecz pokój był pusty. Dziewczyna siedziała dalej sztywno na podłodze z lekko podciągniętymi pod siebie nogami i szeroko otwartymi wielkimi ciemno piwnymi oczami otoczonymi wachlarzem czarnych rzęs. Była nieruchoma jak kamienna rzeźba, której nie potrafi speszyć widok prawie nagiego mężczyzny. Reynold o tym nie mógł wiedzieć, a jednak wiedział, że to częsty stan Aleksandry, który wielu ludzi uważało za dziwny. Sama na podłodze wyglądała jak szmaciana lalka zostawiona po świetnej zabawie. Nie uśmiechała się widząc zakłopotanie mężczyzny wciśniętego w ścianę za nim, jednak na chwilę opuściła wzrok na swój dekolt, który przed minutą był obiektem tak "żywego zainteresowania" i delikatnie dotknęła białej róży na swojej lewej piersi. Dziewczyna nie była biednie obdarzona przez naturę, jednak nie potrzeba samoakceptacji czy też ograniczenie samouwielbienia w tym aspekcie jej własnego ciała była przyczyną czegoś na podobieństwo zdziwienia, zaskoczenia, czy tez oskarżenia, które pojawiło się w jej spojrzeniu, gdy podniosła głowę. Wstała i powoli, tak żeby znów nie wystraszyć Reynolda podeszła do niego. Zdecydowanym ruchem uniosła mu głowę i przyjrzała się takiemu samemu znakowi na jego piersi. Wyciągnęła dłoń...
Mężczyzna znów czuł na sobie jej delikatne dłonie. Tym razem choćby chciał się cofnąć, drogę zagradzała mu ściana. Chrząknął znacząco, w nadziei, że to coś pomoże, lecz dziewczyna była niewzruszona. Coraz większe zdziwienie i zakłopotanie rosło w jego sercu. Delikatnie próbował zdjąć jej rękę, gdy również i on zauważył znak. Wzburzyło go to mocno. Skąd u licha wziął się na jego ciele. Przyłożył dłoń obok jej dłoni, musnął po białych liniach.
"Tatuaż? "-myślał
Spróbował się opanować. Ścisły umysł domagał się natychmiast wyjaśnień, inaczej gotów zwariować.

-Kim jesteś? Wiesz co to jest, skąd to mamy? Rozumiesz mnie?- spytał łagodnie. Starał się nie podnosić głosu, choć z trudem mu się to udawało. Czuł się jak na leczeniu w psychiatryku, z tym tylko wyjątkiem, że przecież on nie był chory.

"Pięknie"- pomyślał, zirytowany. Wstał, odtrącając rękę dziewczyny. Począł miotać się po pokoju. "Zwariowałem, lub śnie". Sen słowo klucz, wkradło się w umysł Reynolda. Sen, przypomniał sobie dokładnie gdzie widział tę twarz. Przypomniał lustro i jej odbicie w nim. Jej czy może jego własne, bowiem we śnie był wewnątrz niej. Czy to możliwe, czy sny się spełniają?


-Aleksandra.-szepnął sam do siebie, po czym postanowił spróbować raz jeszcze -Enshuldigung Sie-przeszedł na łamany niemiecki-rozumiesz mnie?

Dziewczyna ciągle pustymi oczami wpatrywała się w twarz Reynolda, po czym po prostu zrezygnowała z pozy i marzeń o tym, że ktoś ja zrozumie... nawet we śnie. Pociągnęła go za rękę żeby usiadł obok niej i nie patrząc na niego wyrzuciła z siebie garść informacji, którą od dłuższego czasu starał się uzyskać:

-Aleksandra Nassau, rozumiałam Cię od samego początku i od razu ustalmy zasady – stwierdziła bez ogródek - nie spaliśmy ze sobą, po prostu dalej mi się śnisz i nie ja tatuowałam Ci kwiatek na piersi, która jakieś 10 lat temu straciła formę.

Mimo oczywistej ironii w samym sensie słów, nie dało się ani jednej jej nutki znaleźć w głosie dziewczyny. Popatrzyła na niego spokojnie, po czym zaczęły do niej docierać pewne fakty:

-Jak to A-lek-san-dra?

W tym czasie podświadomość Reynolda szybko przyjęła do wiadomości, iż może być jedynie sennym wytworem. Była to najbardziej sensowna i jedyna możliwość, choć on widział to raczej z drugiej strony, jakby to jemu coś się śniło. Tak też postanowił traktować całe zdarzenie. Spokojnie przyjął porcję informacji, jaką przekazała mu Aleksandra. Starał się nie dziwić niczemu, ani że dziewczyna zachowywała się niecodziennie, ani że nie odpowiedziała nic dotychczas. Znał ją przecież. Tyle razy czuł się jak ona, dotąd myślał, że jest częścią jego. Nazwał to podświadomością, a dziś spotyka ją tutaj.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że popełnił błąd i się zdradził. Zdenerwował go ten fakt, lecz pamiętając o mocy, jaką dysponuje dziewczyna spróbował się opanować. Efekt, jaki osiągnął wydawał się tylko jeszcze bardziej podejrzany.

-A więc droga Aleksandro, to jest sen-postanowił brnąć dalej w tą dziwną rozmowę-Jako twa myśl jakże bym nie znał Twego imienia.-odczekał chwilę, by zobaczyć, jaką reakcję wywrze to na dziewczynie. Jak mógł się spodziewać niewielkie.-Problem w tym, że Twój sen miał kiedyś sen o Tobie, stąd znam Twoje imię, lecz to nie wyjaśnia, co robię tutaj. Teraz.

Przez chwilę przeszło mu na myśl, czy nie jest to któraś z jej mocy? Sam władał czasem, czyżby ona potrafiła sprowadzić go tu we śnie. Jeśli tak to dlaczego i co dziwniejsze czemu o tym nie wiedział ?

-Skoro jesteś snem, to po co mi w nim facet, który boi się mnie dotknąć?

Przez głowę przebiegło jej tysiąc myśli, a ta, która dotarła bezpośrednio do głowy Reynolda była wyjaśnieniem jej całego światopoglądu na te kwestie: "Czasami przypadkowe myśli trafiają do przypadkowych ludzi..." Coraz bardziej wkręcała się w tą dziwną rozmowę.

-Różne są myśli.-nie wiedział skąd nagle przyszło mu to do głowy- Może rzeczywiście jestem tą myślą, która się boi. Czy Ty czegoś się boisz?

-Nie, strach dla mnie nie istnieje, jeśli zechce może przestać istnieć i dla ciebie, chcesz?

Zabawa w słowa czasami sprawiała jej cos na wzór drobnej przyjemności, uśmiechnęła się zachęcająco.

-Jeśli strach nie istnieje cóż ja bym uosabiał? - Zaryzykował. Jeśli rzeczywiście ma moc, obudzą się w domu, jeśli nie, wspólnie dojdą do wniosku, że nie jest to zwykły sen.-Jeśli nie istnieję, spraw bym zniknął. To Twój sen, postaraj się.

-Cóż byś uosabiał?- udała zastanowienie-To zależy tylko ode mnie, ale dla przykładu podam żądze, rozkosz, namiętność... Czemu nie? Przecież miałam się postarać...

Odczekała krótką chwilę, żeby zobaczyć wyraz twarzy rozmówcy, po czym dodała, jakby lekceważąc swe poprzednie słowa:

-Nie da się przez zabranie komuś uczuć sprawić by nie istniał, dobrze wiesz, że jestem materialna...

Znów lekko dotknęła jego dłoni, dotyk nie mógł być nieprzyjemny, jednak nawet najwspanialsze rzeczy, których doświadcza się cały czas z dnia na dzień, staja się zupełnie bezbarwne...

Mówi prawdę, czy udaje? Reynold nigdy nie potrafił wyczuć kłamstwa. Nie wiedział, co miałby czynić. Rzucić się na nią pełen żądzy jak tego oczekuje? Czy, aby na pewno tego oczekuje? Załapał się na tym, że usiłuje myśleć jej myślami. Cały czas miał wrażenie, jakby rozmawiał z drugim sobą. Człowiekiem, który siedzi w tym samym ciele, a jednak jest zupełnym przeciwieństwem. Nie, Aleksandrze nie zależało przecież na żadnym z uczuć, nie takiej jaką znał. Pogładził ją po dłoni, dał złudzenie, że rzeczywiście jest gotów robić co rozkaże, zaraz jednak brutalnie strącił tą myśl na ziemie:

-Przykro mi Alicjo, musze być innym uczuciem, ale to Twój zaczarowany ogród. Co dalej, gonimy białego króliczka, czy szukamy lustra?

Jej usta wykrzywił lekki uśmiech sympatii i przebłysk zainteresowania.

-Gratuluję panu erudycji, jednak za głęboko pan szuka odpowiedzi. Jeśli ja pana czuje, pan czuje mnie fizycznie to znaczy ze oboje istniejemy. Pojawia się pytanie, dlaczego zna mnie pan ze snów?

Czas był najwyższy skończyć grę i poszukać odpowiednich drzwi...

-Niezaprzeczalny, logiczny wywód. Przypuszczam, że to jedna z zagadek, którą mam nadzieję rozwiązać nim opuścimy to miejsce.-zrezygnował z udawanej maski, wiedział, że nie ukryje uczuć przed tą dziewczyną. Jego twarz nabrała pogodnego wyrazu.-Mów mi Ray, jeśli tylko sen nie narzuca nam bardziej formalnych stosunków. Jak więc będzie czekamy aż odpowiedzi znajdą nas same, czy wyjdziemy im na spotkanie?

Wyraźnie chciał zmienić niewygodny temat. Być może nazbyt wyraźnie.

-A co chciałabyś spotkać w śnie? Opanujmy się przez chwile, a może inaczej - opanuj się i zacznij myśleć, bo dajesz się ponosić emocjom. Wiesz więcej niż mówisz i to widać. Jednak nie dotyczy to świata, w jakim się znajdujemy. Jesteś anglikiem, nie podobne to do was. Dotykałeś ścian, wdziałeś, co się za nimi kryje, czułeś to zmysłami, wiec to jest. Poza tym to naprawdę jest, bo we mnie się nic nie zmieniło - możesz powiedzieć to samo o sobie?

Zaskoczyło go to pytanie. Aleksandra, znał ją na wylot, a mimo to okazywała się trudnym przeciwnikiem. Rozszyfrowała go, czuł to. I choćby teraz nie wiem jak zaprzeczał nie miało to sensu. Znał jej możliwości, prędzej czy później dowie się prawdy, po co więc odkładać to w czasie? Teraz czy później, to jedna i ta sama chwila.

-Dobrze. Koniec tajemnic. Spójrz, sama oceń, kim jestem.

Skoncentrował się. Starał się przywołać w myślach wszystkie jej wspomnienia, jakie znał. Pamiętał ze szczegółami wycieczkę, wypadek, szpital. Aleksandra mogła jak na przyśpieszonej taśmie oglądać całe swoje życie. Każdą z chwil choćby nie wiem jak głęboko ukrytą w swej podświadomości.

-Jestem Tobą? Czy Ty jesteś mną? Powiedz, czy to prawda, czy zmyśliłem to wszystko?

Zdziwienie, to jedyna z niewielu emocji, na którą nie można się całkowicie uodpornić, bo przede wszystkim trwa za krotko. Teraz Aleksandra trafiła do świata, którego nie rozumiała, mimo że chwilę wcześniej była pewna tego że zamknęła potrzask wokół nieznajomego mężczyzny. Odrobina zabawy prowadząca tak daleko... Odsunęła się od niego, próbowała wyjść z pokoju bez słowa... zatrzymała się jednak w pół kroku, chyba nawet w dokładnie tym samym miejscu, w którym zrobiła to wchodząc do tego pomieszczenia. Czuła granice tego świata... Może właśnie w tym miejscu skończyła się czyjaś droga?

-Ty też widzisz wspomnienia... Pokaż mi inne.

-To jak przekroczyć granicę dobrego smaku. Wspomnienia są prywatne.

Wzdrygnął się na samą myśl, żeby ujawnić swoje życie. Sam znał jej, mógł sobie wyobrazić jak nieprzyjemnie musi się z tym teraz czuć i sam nie chciał tego doznawać. Starał się nie myśleć o przeszłości, lecz trudno myśleć, żeby o czymś nie myśleć. Paradoks, którego rezultatem stało się zaprzeczenie. Stąd sondując głowę mężczyzny Aleksandra mogła dowiedzieć się kilku faktów. Postanowił szybko z tym skończyć. Zmienił taktykę, począł wyobrażać intensywnie zwykłego szarego człowieka, idącego spokojnie ulicą. Przez chwilę wszystko wydawało się zwyczajne dopóki w kadrze nie pojawił się statek kosmiczny. Trudno jednak by jego pojawienie zignorować, gdyż Reynold rozmyślał nad treścią ksiązki, którą czytał ostatnimi czasy. Jedyna rozrywka, której nie miał zabronionej od dawna.

-Mogę udać wspomnienie, mogę sprawić byś uwierzyła w nie, lecz po co? Nie, nie czytam wspomnień innych niż Twoje, swoich zaś nie dam Ci dostępu. Przykro mi, nie ja chciałem tej mocy tylko ona mnie wybrała. -dodał usprawiedliwiająco.

-Nie możesz sprawić bym w cos uwierzyła, nie masz tej mocy. A jeśli masz spraw żebym uwierzyła w swoje człowieczeństwo.

Zdawało się ze na chwile uspokoił się jej oddech. Otworzyła spokojnie oczy.

- Wiesz wszystko o mnie? Czy wszystko, co wiesz jest o mnie?

Rozmowa brnęła coraz głębiej w sferę metafizyki, lecz kto powiedział że sny muszą trzymać się ziemi.

-Człowiek wierzy w to, co widzi, tak nas stworzono. Potrafisz zajrzeć w duszę, spójrz we własną i odnajdź je w sobie. Sama musisz je odnaleźć. Zrozumieć na nowo. Cóż to widać Twój cel tej duchowej wędrówki.

Zastanowił się nad własnymi słowami. Pasowały prędzej do ust kapłana niż naukowca. Czym było właściwie dla niej człowieczeństwo? Możliwością odczuwania? Potrafił myśleć i czuć jej uczuciami, czyżby był tym czego szukała? Po powrocie zamierzał wyprostować swój świat, a teraz jak na złość wszystko tylko się gmatwało.
Zatrzymał się by nabrać tchu i staranniej złożyć kolejne zdania. Pragnął by brzmiały przekonująco, czując, jakby od przekonania jej mogło zależeć jego życie.

-Znam Ciebie, wiem o Tobie wszystko, co lubisz, gdzie mieszkasz, co robiłaś przez ostatnie szesnaście lat życia, być może nawet dłużej. Znam tylko Ciebie i nikogo więcej. I uwierz mi to i tak o wiele więcej niż prosiłem.

-Ja nie mam celu i nie wiem czy wierzę w duszę, są granice, które mogę przesuwać, ale nie widziałam ich końca, mimo że miały swoje efekty... Wiec o co prosiłeś Reymondzie? Może znajdziemy twój cel, a może też wyjaśnienie, czemu tu jesteśmy.. Bo chyba kwestia takich samych tatuaży jest już dość oczywista... Albo się taka wydaje - jesteśmy częścią jedności..

Cala rozmowa wydawałaby się nierzeczywista, niezdolna do wydarzenia się w ogóle gdyby nie to ze przez cala rozmowę ton Aleksandry nie zmienił się ani razu... On był taki jak w sanach- wyprany z uczuć... bez emocji, za to pełen refleksji... Zdaje się ze tak mówią bardzo starzy ludzie, którzy juz wszystko przeżyli i nie maja juz nic do stracenia.

-Widać ktoś obrał cel za nas-spróbował zakończyć filozoficzny wywód, w jaki się wdali-może kiedyś się przekonamy, kto i dlaczego. Masz jednak racje, tutaj nie znajdziemy odpowiedzi.

Aleksandra była juz przemarznięta do kości, trzęsła się na całym ciele, a koszulka na jej plecach zupełnie przemokła od opierania się o ścianę z wody, bose stopy przemarzły do tego stopnia ze przestawała czuć podłogę... Zniechęcenie zaczęło do niej docierać falami wraz z fizycznymi odczuciami...

-Nie kiedyś i nie będziemy szukać odpowiedzi... Poszukamy wyjścia, ja nie wiem jak ty, ale zostawiłam tam na zewnątrz trochę spraw do zakończenia.

Spojrzała wymownie na jego "niekompletny strój"... Jakby sugerowała, ze on pewnie sam ma ochotę cos skończyć. Uśmiechnął się skrępowany i skinął głową. Stanowczo wolał być świadkiem życia dziewczyny niż ich uczestnikiem. Było to bezpieczniejsze dla zdrowia fizycznego jak i psychiki.

Nie musieli długo szukać wyjścia. Nim ruszyli ulicami dziwnego miasta, przez chwilę stali obok siebie, wpatrzeni w zielone niebo. Mężczyzna i jego podświadomość, czy może kobieta i jej dusza, a może jeszcze coś? Czas miał pokazać.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 27-11-2008 o 20:35. Powód: literówki i inne chochliki
Glyph jest offline