Wątek: Dom Asteriona
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2008, 21:55   #2
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany



W tej krótkiej chwili, gdy słońce chylące się ku zachodowi roztaczało ostatki swego blasku, najwspanialszy, najpiękniejszy, najcudowniejszy młodzieniec stał się również najbardziej zdziwionym mężczyzną, jaki stąpał po tej ziemi.

Zaiste, scena ta musiała mieć w sobie coś z bajki o królewiczu ratującym piękną księżniczkę. Jedynie białego rumaka brakowało, a zamiast wielkiej, strzelistej wieży książę miał do dyspozycji tylko zniszczoną skrzynię... Nie wspominając już o tym, że zamknięta w kufrze panna niezbyt przypominała bajkową księżniczkę, a jej zniszczonemu odzieniu daleko było do wspaniałych, atłasowych sukni, jakie zwykły nosić dobrze urodzone dziewczęta.

Jednak nic, a już w szczególności tak drobne szczegóły, nie mogło ostudzić zapału Aramila Marivalda, młodego, przystojnego i świeżo mianowanego kapitana przygranicznego patrolu, którego marzeniem było stać się najwspanialszym z legendarnych bohaterów Cesarstwa. Choć życie, jak na złość, nie chciało zapewnić młodzieńcowi stosownych okazji do wykazania umiejętności, ten nie poddawał się i bez wytchnienia szukał swojej szansy.

I szansa się zdarzyła, choć może nie taka, jak w snach młodzieńca, ale zawsze lepsza niż żadna. Patrol, pod dowództwem młodego kapitana, natrafił na ślad sporej grupy osób poruszających się wzdłuż granicy. Właściwie nie byłoby w tym nic szczególnie podejrzanego, gdyby owa „granica” nie stanowiła najnudniejszego i najmniej istotnego fragmentu, dzielącego Cesarstwo Aleksiusa II od sporego kawałka opuszczonej i niezamieszkałej ziemi.

W tej sytuacji, ciekawość i poczucie obowiązku nakazały Aramilowi podążyć tropem dziwnych śladów, równocześnie dając mu nadzieje na zaznanie prawdziwej przygody i stawienie czoła wielkiemu wyzwaniu, którego dobrym przykładem z pewnością nie było dowodzenie niewielkim, przygranicznym patrolem.

Nie pierwszy raz bogowie podarowali Aramilowi więcej niż ten potrzebował. Dali mu okazję do walki, z której nie skorzystał, ponieważ nie chciał mazać swoich rąk krwią prostaków. Zyskał również sposobność pokazania swoich umiejętności, ale młodzieniec nie miał zamiaru pokazywać czegokolwiek, bo sytuacja nie wydawała się godna wykorzystania jego wielkich talentów. A na koniec... Na koniec, dali mu kobietę. Prostą, zwyczajną, przeciętną, zamkniętą w skrzyni kobietę!

Po pierwszej chwili zaskoczenia i zawodu, nadszedł czas na mądrą myśl:

”Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.” - pomyślał świeżo upieczony wybawca, choć zasłyszane gdzieś powiedzonko wcale nie poprawiło mu humoru.

Silna dłoń ujęła Alraune za ramię i pomogła dziewczynie wydostać się ze skrzyni. Gwałtowna zmiana oświetlenia oślepiła wiedźmę na moment, a nadmiar świeżego powietrza sprawił, że zakręciło jej się w głowie i niechybnie przewróciłaby się, gdyby nie podtrzymał jej stojący obok mężczyzna.

W czasie, gdy Alrauna dochodziła do siebie, coraz więcej bodźców docierało do zmęczonego długimi uwięzieniem umysłu. Nareszcie mogła poczuć ciepłe promienie słońca na swojej skórze i lekki wiatr muskający twarz. Na wszystkich Świętych, cóż za wspaniała odmiana! Dziewczyna wzięła głęboki wdech, rozkoszując się dostatkiem świeżego powietrza, i wtedy wyczuła ten dziwny zapach... Zapach krwi. Dopiero, gdy oczy przyzwyczaiły się do nowego oświetlenia, dziewczyna mogła rozejrzeć się dookoła, a to, co zobaczyła, wcale nie było przyjemnym widokiem.

Pierwszy raz w swoim życiu, Alrauna widziała prawdziwe pobojowisko, pełne martwych ludzi, krwi i najprawdziwszych żołnierzy, najpewniej należących do Cesarskiej Armii. Twarze poległych, całe umazane posoką i zastygłe w przerażeniu, budziły lęk w sercu dziewczyny, która, choć bardzo chciała, to jednak nie potrafiła odwrócić spojrzenia od tych okropnych scen. Świeże wspomnienia, ciało Babci Jagódki, płomienie, stos, wykrzywione z nienawiści gęby motłochu... Wszystkie te sceny przelatywały przed oczami dziewczyny i powoli spływały wraz ze łzami, znacząc wyraźne ślady na brudnych policzkach.

Oszołomiona i przestraszona Alrauna nie zareagowała nawet, gdy ktoś rozciął krępujące ją więzy i okrył jej ciało grubym płaszczem, choć odruchowo wzdrygnęła się, czując czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Przez łzy ledwo dostrzegła twarz starszego mężczyzny, który, niezbyt wiedząc co powinien zrobić, uśmiechem próbował dodać dziewczynie otuchy. Obok stał jeszcze młodzieniec, chyba ten, który pomógł jej wydostać się ze skrzyni.

- Nic ci nie jest? Słyszysz mnie? Gadrir, do jasnej cholery, co się z nią dzieje?- dopytywał młodszy z mężczyzn.
- Toć ona głupia jest... albo i głucha. Widać po gębie.- odpowiedział mu ten drugi, nazwany Gadrirem, choć uśmiech nawet na moment nie zniknął z jego twarzy.
- Lepiej byś milczał, stary koźle, zamiast głupoty prawić. Idź zająć się czymś pożytecznym, choćby ludzi przygotować do wymarszu.- zarządził młodzik- I wody z ziołami każ przynieść, byle szybko!
- Tak jest, panie, ino więźniów chwyciliśmy i myślał ja, że zechcesz ich wybadać.
- Więźniów też przyprowadź, ale spiesz się, bo nam dnia nie starczy!

Tymczasem, gdy dwaj mężczyźni rozmawiali, Alrauna powoli dochodziła do siebie. Wciąż przez jej głowę pędził tabun najróżniejszych myśli, ale zaczynała odzyskiwać panowanie nad swoim ciałem. Wierzchem dłoni otarła łzy i ostrożnie, ponieważ wciąż nie ufała zdrętwiałym nogom, usiadła na niedawnym „więzieniu”, próbując dyskretnie przyjrzeć się swoim wybawcom. Niefortunnie zrobiła to w tym samym momencie, gdy Aramil zakończył rozmowę ze swoim zastępcą i ponownie skoncentrował uwagę na dziewczynie.

Ich spojrzenia spotkały się, ale młoda wiedźma, onieśmielona widokiem przystojnego i bogatego odzianego młodzieńca, niemal natychmiast spuściła oczy. W Cesarstwie nie było przyjęte, by wpatrywać się w twarz „lepiej urodzonych”, chyba że chciało się dostać po gębie, albo zostać wychłostanym. Aramil natomiast, zupełnie nie miał takich problemów. Z uwagą i bez najmniejszego skrępowania przyglądał się dziewczynie, oceniając jej wygląd i odruchowo porównując Alraune do dam, jakie nieustannie widywał na dworze swojego ojca.

”Policzki zbyt wydatne, usta mogłyby być nieco mniejsze, włosy... bogowie... żadna dwórka, nawet zamurowana w ciasnym lochu i przykuta do ściany, nie dopuściłaby do takiego nieładu na własnej głowie! Szyja za chuda, ramiona... no dobra, powiedzmy, że całkiem dobre, choć w sumie zbyt kościste. Zresztą, jak cała reszta, ale pewnie ją głodzili, więc co się dziwić. A te spracowane dłonie?! To jak skromnie spuszcza wzrok?! Dlaczego musiałem trafić na wiejską dziewczynę, a nie na egzotyczną piękność z odległych krain? Dlaczego?! Tyle wysiłku, żeby uratować prostaczkę, chłopkę z zawszonej dziury!”

Zawiedziony Aramil westchnął jedynie i przeniósł wzrok na krzątających się dookoła żołnierzy. Zdawało się, że całkiem zapomniał o wybawionej przez siebie kobiecie, jakby ta nagle rozpłynęła się w powietrzu, choć wciąż siedziała tuż obok niego, niemal na wyciągnięcie ręki. Pomiędzy Alrauną, a Marivaldem zapadło dziwne milczenie. Teoretycznie, młodzieniec powinien przepytać dziewczynę, dowiedzieć się czemu ją porwano i kim są, albo raczej byli, jej porywacze, dokąd chcieli ją zabrać... ale kapitan nie miał na to najmniejszej ochoty.

Bogowie raczą wiedzieć, jak długo trwałaby ta cisza, gdyby ponownie nie zjawił się Gadrir w asyście kilu żołnierzy i trójki skrępowanych więźniów. Stary żołnierz stanął pomiędzy swoim kapitanem, a Alrauną, obojga mierząc uważnym spojrzeniem spod krzaczastych, ciemnych brwi. Zbyt dobrze znał przełożonego, by nie zauważyć, że młodzieniec ma parszywy humor i lepiej obchodzić się z nim ostrożnie. Na dobry początek, zgodnie z poleceniem, Gadrir podał dziewczynie kubek z wodą i dodatkiem wzmacniających ziół, a dopiero później odwrócił się do przełożonego i przemówił, starając się ostrożnie dobierać słowa.

- Panie kapitanie...- zaczął niezdarnie-... tylko tych trzech uchowało się z potyczki. Trupy udawali i cud, że ich nasi nie stratowali. A po walce próbowali się cichcem wymknąć w kierunku gór, ale drugiego cudu już im z wyżyn poskąpiono. Tu nie ma się gdzie kryć, to któryś z naszych szybko ich obaczył. A dalej, jakeśmy ich dognali, to te szczeniaki od razu o łaskę skomleć zaczęły, więc ich na arkana wzięli i przyprowadziliśmy te nasze zbłąkane owieczki.
- Dobrze zrobiłeś, Gadrir.
- pochwalił zastępcę Aramil- Wypytywałeś ich już?
- Nie, nie, nie, wiedziałem, że kapitan sam będzie chciał.


W odpowiedzi Marivald skinął jedynie głową i dokładniej przyjrzał się więźniom. Rzeczywiście wyglądali na zbite i przestraszone szczeniaki. Wydawali się młodzi, pewnie niewiele starsi od Aramila, ale porośnięte kilkudniową szczeciną szczęki, szerokie bary i wielkie dłonie, sugerowały ludzi przyzwyczajonych do ciężkiej pracy i niewygód. Nie to, co młody kapitan, który nigdy nie zajmował się niczym bardziej męczącym, niż nauka fechtunku i kilka niezbyt ciężkich ćwiczeń koniecznych dla zachowania zdrowego ciała. Jedynie ubrania zdawały się nie pasować do całej reszty. Oceniani jedynie po strojach mogliby zostać uznani za zwyczajnych kupców, ale jak na takich zbyt biegle władali orężem. Niedawna potyczka i trupy kilku żołnierzy Cesarskiej Armii, były dostatecznym dowodem umiejętności tych ludzi. Więc kim naprawdę byli i czego chcieli od tej dziewczyny?

- Poznajesz któregoś? I w ogóle, jak ty masz na imię?

Pytanie Aramila, ku zdumieniu Alrauny, musiała być skierowane właśnie do niej. Dziewczyna przez dłuższą chwilę siedziała onieśmielona faktem, że ktoś tak bogato i całkowicie niepraktycznie odziany pytał o jej imię. Już sama obecność młodzieńca, na którego przemykający w pobliżu żołnierze spoglądali z mieszaniną zawiści, szacunku i strachu, sprawiała, że czuła się nieswojo i niepewnie. Kim on był? Znanym rycerzem? Księciem? Synem generała? A może jednym z tych strasznych urzędników, którzy zajmowali się odbieraniem chłopom ich dorobku?

- Alrauna.- odparła w końcu, ściszając głos do niemal niesłyszalnego szeptu.
- Słucham? Mówże głośniej dziewczyno i przestań gapić się w ziemie, tylko spójrz na nich i powiedz, czy znasz któregoś.
- Alrauna.- powtórzyła nieco pewniej.
- Świetnie, mamy już jakiś sukces!- kpina w głosie młodzieńca była aż nadto wyraźna- Ja jestem Aramil Marivald, syn... zresztą, nieważne... W każdym razie, ja tu dowodzę i oczekuje, że będziesz jasno, szybko i głośno opowiadać na moje pytania. Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, to powiesz nam łaskawie, Alrauno, czy znasz tych ludzi? A może wolisz, żebym kolejny raz powtórzył swoje pytanie?

Dziewczyna zaczerwieniła się nieco, choć przebywanie w pobliżu Babci Jagódki nauczyło ją jak znosić podobne docinki, i spojrzała na trójkę więźniów. Niejasno przypominała sobie, że widziała ich twarze w tłumie tych bandytów, którzy zamykali ją w skrzyni, ale czy na pewno? Wszystko działo się tak szybko... Nie była pewna, więc pokręciła jedynie przecząco głową, co Marivald skwitował kolejnym westchnieniem.

- To może wy zechcecie powiedzieć, czemu uprowadziliście tę dziewczynę?
- Dla zabawy, panie. Od dawna nie mieliśmy żadnej kobiety, więc skorzystaliśmy, że się napatoczyła, gdzieś po drodze. - odpowiedział najodważniejszy z trójki więźniów, choć najwyraźniej niezbyt dobrze sobie radził z wymyślaniem wymówek.
- Czyli kobiety wam trzeba, tak? To czemu od razu tak nie gadaliście, tylko moich ludzi niepotrzebnie w bezsensowną walkę wciągnęliście? Chcecie kobiet? To my wam damy piękne, jędrne dziewczęta, które zapewnią wam doznania, jakich do końca życia nie zapomnicie!

Więźniowie z niedowierzaniem i nieufnością wpatrywali się w przyjaźnie uśmiechniętą twarz Aramila. Nawet do ich niewielkich móżdżków powoli docierał fakt, że coś tu jest nie tak, jak być powinno. Gdzie bicie, darcie pasów, wyrywanie zębów i cała reszta normalnych sposobów przesłuchiwania?

- Widzicie, zgodnie z ostatnimi rozkazami mam obowiązek odtransportować wszystkich schwytanych na granicy więźniów do Jergot...- spokojnie kontynuował Marivald-... i przekazać ich w ręce Sióstr Miłosiernego Serca.

Młody kapitan mógł się spodziewać różnych reakcji, od błagania, przez krzyki i przekleństwa, aż po bezsensowne próby ucieczki, a jednak nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego więźniowie spuścili jedynie oczy, jak dzieci przyłapane na podkradaniu ciastek, i trwali w milczeniu, niczym zaklęci. Nikt, na miejscu Aramila i Gadrira, nie mógłby uwierzyć w to, co wskazywałyby jego oczy. Przecież każdy mieszkaniec Cesarstwa wiedział, że „Siostrzyczki”, jak czasem nazywano je w pewnych kręgach, zajmowały się szeroko pojętymi zdrajcami i heretykami, których jednako traktowano w państwie, gdzie cesarz uznawany był za boga, a ustanowione przez niego prawo powszechnie uchodziło za niemal największą świętość. Nadrzędnym celem Sióstr Miłosiernego Serca było zapewnienie zbawienia nawet najgorszemu łajdakowi, a osiągały to poprzez „przeniesienie części cierpienia, jakie po śmierci doznałaby potępiona dusza, na materialne ciało grzesznika, dzięki czemu przed śmiercią może on odkupić część ze swych win”. Po oddarciu z całej teologiczno-filozoficznej otoczki, działalność Sióstr Miłosiernego Serca w praktyce sprowadzała się do torturowania więźniów, oczywiście w imię ich przyszłego zbawienia. Wszystkie Siostry powszechnie uważano za miłe, sympatyczne kobiety, prowadzące domy dla sierot i zajmujące się bezdomnymi, a równocześnie taktownie zapominano o ich drugiej działalności.

Początkowo młody kapitan nie miał zamiaru spełnić swojej groźby, ale, gdy cisza zaczęła się robić dziwnie nieprzyjemna, Aramil ostatecznie stracił cierpliwość i odezwał się jedynie pozornie spokojnym głosem:

- Nie chcecie mówić, to nie mówcie. W Jergot prędzej, czy później z pewnością wyciągną z was każdy, nawet najdrobniejszy grzeszek, jaki popełniliście od swoich narodzin. A co do ciebie.- młodzieniec oskarżycielsko wycelował wskazujący palec w Alraune, jakby to ona była wszystkiemu winna- O cokolwiek chodzi w tej idiotycznej sprawie, ty też jesteś w nią zamieszana, więc pojedziesz z nami. Siostry z pewnością zechcą z tobą porozmawiać i wybadać, jaki był twój udział w tym wszystkim. I nawet nie próbuj dyskutować! Gadrir będziesz za nią odpowiedzialny. Jeżeli ucieknie gdzieś po drodze, to ty za to odpowiesz!

Zastępca dowódcy zdążył jedynie wymamrotać ciche „Tak jest, panie.”, nim Aramil zniknął pośród krzątających się dookoła żołnierzy. Wcale nie był zadowolony i w pełni było to widać po jego twarzy, ale najwyraźniej nie miał zamiaru się uskarżać. Gestem ręki odprawił więźniów i pilnujących ich strażników, poczym odwrócił się do Alrauny mierząc ją zadziwiająco łagodnym spojrzeniem.

- Dalej sikorko, w drogę nam czas, póki jeszcze widno. Później zatrzymamy się gdzie, to dam ci coś do zjedzenia. No i rozchmurz się. Wszystko się ułoży, tych nicponi powieszą, a ty wrócisz do rodziców.

Choć żołnierz najwyraźniej chciał dobrze, to jego słowa wcale nie dodały dziewczynie otuchy. Wręcz przeciwnie, jedynie przygnębiły ją jeszcze bardziej, ale Alrauna nie miała innego wyboru, jak ruszyć za Gadrirem i bezwiednie poddać się losowi...

***





... który na razie wcale nie był tak niesprawiedliwy, jak mogło się zdawać. Księżyc lśnił wysoko nad horyzontem, swym blaskiem dając znak, że nadeszła noc. Alrauna siedziała na przyjemnie miękkiej trawie, który była cudowną odmianą po jeździe na koniu Gadrira. Stary wojak posadził ją w siodle przed sobą, jakby bał się, że gdyby pozwolił jej jechać samodzielnie, to uciekłaby przy najbliższej okazji. Tylko dokąd miałaby pójść?

Teraz jednak, Alrauna zajadała, a właściwie pożerała, niczym wygłodniały wilk, swój pierwszy od wielu dni posiłek. Przyjemne ciepło ogniska, przy którym siedziała wraz z Gadrirem i kilkoma innymi żołnierzami, rozgrzewało jej zmarznięte członki, a niewybredne żarty mężczyzn nieco poprawiały jej humor. Poczucie bezsilności i strach odeszły gdzieś na drugi plan, ustępując miejsca senności i zmęczeniu. Powieki dziewczyny same opadały i Alrauna niezbyt przytomnie osunęła się na ramię Gadrira.

***




”Miasto Siedmiu Niebios”



Najnowocześniejsze i najwspanialsze miasto Cesarstwa, jak zwykle tryskało życiem. Hałas i ruch zdawały się stałym elementem tego miejsca, nawet gdy nadchodził wieczór i dzień zbliżał się ku końcowi. Jednak nie tym razem... Bowiem oto zbliżały się piętnaste urodziny jednego z trojki synów Aleksiusa II i wokoło Katedry Oświecenia nie widać było żywej duszy, gdyż żołnierze dokładnie odcięli cały teren. Tylko szczególni goście mogli zbliżyć się do świętego przybytku, gdzie trwały gorączkowe przygotowania do należytego uczczenia urodzin syna Cesarza. W tym wyjątkowym dniu, Miasto Siedmiu Niebios zdawało się nadzwyczaj spokojne i ciche, choć były to tylko pozory...

Melissa krążyła po pokoju, wściekła niczym osa, ale znacznie bardziej niebezpieczna. Nawet najdrobniejszy ruch zdradzał furię wiedźmy, a chyba każdy wie, że nie ma nic gorszego ponad zawiść wzgardzonej kobiety. Ta przeklęta dziwka, Avieris, nazwała ją starą, grubą jędzą i to w obecności Aleksiusa! Przeklęta kurwa, zdzira, jedna z setek, cesarskich kurtyzan, ośmieliła się tak odezwać do niej, Melissy, najpotężniejszej kobiety w całym Cesarstwie! A Cesarz?! Ten stary dureń nie dość, że nie skazał tej suki na śmierć, to jeszcze zaśmiał się! Owszem, zasłonił usta dłonią, ale wystarczyło spojrzeć w jego oczy. Śmiał się... Śmiał się!

Brzdęknęły srebrne ozdoby i wspaniała suknia zsunęła się po jedwabiście gładkiej skórze. Całkiem naga Melissa stanęła przed jedną ze ścian jej prywatnej komnaty, której powierzchnie w całości zajmowało idealne, pozbawione jakiejkolwiek skazy lustro. Na specjalne życzenie wiedźmy, w kryształową tafle zaklęto duchy, których obecność nadawała zwierciadłu magiczne właściwości. Mianowicie, sprawiała, że odbijała się w nim najszczersza prawda, pozbawiona jakiejkolwiek, choćby najmniejszej obłudy.

- Czy ja naprawdę jestem gruba?- spytała samą siebie, równocześnie odwracając się bokiem i przyglądając swojemu ciału.

Melissa bez wątpienia była piękna. Może nie najpiękniejsza w całym Cesarstwie, ale i tak wiele kobiet mogłoby jej pozazdrościć. Więc dlaczego Aleksius ją odtrącał? Przecież zawsze była jego ulubienicą. A teraz wszystko zaczynało się walić. Melissa czuła, że sytuacja wymyka się jej z rąk, a przecież to był dopiero początek. Skoro takie psy, jak Avieris, rzucają się do gardła, to niechybny znak, że trzeba działać szybko i stanowczo. Cesarska Wiedźma musiała udać się na uroczyste przyjęcie na część drugiego z synów Aleksiusa, który właśnie wkraczał w wiek męski, i to właśnie na tym balu przypomni Avieris i wszystkim jej podobnym, gdzie jest ich miejsce. Ale najpierw długa, relaksująca kąpiel.

Lustro skrywało jednak jeszcze jedną tajemnicę, o której nie wiedziała nawet jego właścicielka. Opasły, łysy mężczyzna, który siedział w specjalnym pokoju ukrytym po drugiej stronie zwierciadła, ociężale podniósł się ze swego miejsca i przeszedł do drugiego z tajnych pomieszczeń. Rozsiadł się w kolejnym fotelu i znów oddał się swojemu jakże przyjemnemu obowiązkowi. W końcu dostał polecenie, by ze szczegółami informować o każdym kroku Cesarskiej Wiedźmy, a z tego zadania miał zamiar wywiązać się perfekcyjnie. Szczególnie, że jego pani nie należała do osób nazbyt łagodnie obchodzących się ze swoimi sługami.

***



"Dies irae"



Ciemne, wzburzone fale uderzały o ląd powoli, ale wytrwale rzeźbiąc jego kamienny brzeg. Rinvald zawsze podziwiał charakteryzujący naturę upór w dążeniu do celu. Siebie uważał za co najmniej równie wytrwałego i cierpliwego, jednak nigdy nie potrafił pojąć, jak to jest, że przyroda zawsze ostatecznie zwycięża. Teraz bez strachu stał na samej krawędzi i z podziwem spoglądał w dół na pieniące się fale.

Był młody, cholernie młody... zasadniczo miał dopiero trzynaście lat. A jednak większość osób, z tych nielicznych, którzy go znali osobiście, uważała go za wiele starszego i zbyt poważnego, jak na tak niedojrzały wiek. Tyle, że Rinvald miał w dupie ich zdanie. Wiedział kim jest i miał jasno wyznaczony cel. Oczywiście znał też cenę, ale ona liczyła się równie bardzo, co inni ludzi i ich przekonania.

- Zaczynajcie.- cichy szept rozległ się za plecami chłopaka, choć ten wiedziała, że nikogo tam nie ma.

Magia... Przeklęta, po stokroć przeklęta magia! Jedyna niewiadoma w jego planach i jedyne, co umożliwiało mu ich realizacje. Zabawne. W końcu, czyż nie była ona przeżytkiem, który miał umrzeć wraz z nadejściem nowego porządku, a zarazem, czymś koniecznym do wprowadzenia niezbędnych zmian? Tak właśnie określił to ten chłopak, który wskazał mu właściwą drogę... jedyną drogę. Ten, który go przebudził.

Po ciele Rinvlada przeszedł dreszcz, jednak nie z zimna, lecz wręcz odwrotnie... z gorąca. Trzynastolatek dotknął ręką czoła i natychmiast cofnął dłoń. Było dokładnie tak, jak się spodziewał. Był rozpalony tak bardzo, że pewnie tylko zimny wiatr bijący od morza utrzymywał go przytomnym. Wyschnięte gardło piekło okropnie, a cały krajobraz rozmazywał się i wirował, jak w szalony tańcu. Nim Rinvald stracił przytomność, zdołał wyszeptać jedynie dwa słowa.

- Dies irae...

Bezwładne, pokonane przez chorobę ciało chłopca runęło na spotkanie spienionych fal. Jeden z wielu, którzy skończyli swój żywot w ten sposób. A jednak Rinvald był na swój sposób wyjątkowy, choć o tym wszyscy mieli się dopiero przekonać.

***

- Hej, księżniczko! Jeszcze nie czas na sen.

Czyjś nieco podpity głos brutalnie wyrwał Alraune z jej sennych marzeń. Dziewczyna usiadła na nowo, dłońmi przecierając zaspane oczy i spojrzała na Gadrira, który tak bezpardonowo przerwał jej drzemkę. Księżyc tkwił wciąż w tym samym miejscu i w jego blasku uśmiech starego żołnierza wyglądał dość złowieszczo. W taki sposób mógłby się uśmiechać wilk do owcy, tuż przed tym, jak rzuciłby się na nią z kłami. Nie dając Alraunie szans na dobudzenie, Gadrir wcisnął w ręce dziewczyny jakąś tace z jedzeniem, chichocząc przy tym, jak dziecko zadowolone ze splatanego właśnie psikusa.

- Masz, zanieść to dowódcy.- rozkazał, równocześnie wskazując właściwy kierunek- Ino postaraj się być miła i podziękuj, wszak to mu zawdzięczasz ratunek. No, idź już i nie zgub niczego po drodze.- dodał, żartobliwie grożąc dziewczynie palcem.
 
Markus jest offline