Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2008, 23:57   #8
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Sen stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Gdyby nie ten idealny żywopłot, z pewnością czułby się jak w koszmarze tej najgorszej kategorii. Choć wiedział dobrze, że koszmary mogą być znacznie gorsze... Z drugiej strony, gdyby ta istota w końcu go dopadła, z pewnością by się obudził, jak to zwykle działo się w krytycznych sytuacjach. Tutaj miał do czynienia z czymś, co zupełnie zaprzeczało tej zasadzie. Było niezwykle realne, co ciało Carla wciąż odreagowywało. Nogi niczym z waty, ledwo utrzymywały go w pionie. Dodatkowo nie był pewien, czy za chwilę nie zwróci resztek trawionej kolacji. Ochłonął nieco i ruszył dalej labiryntem. Po jakimś czasie dojrzał żelazną bramę, która zdawała się być wyjściem, a przynajmniej miał nadzieję, że jest to wyjście z tego labiryntu.

Podszedł do niej nie bez obawy. Można było spodziewać się tu już wszystkiego, a fakt, że prawdopodobnie obudziłby się bez żadnej krzywdy, jakoś go nie uspokajał. Do tego rósł tutaj ten dziwny żywopłot, który zdawał się być stworzony przez kogoś posiadającego umiejętności znacznie przekraczające zdolności zwykłego człowieka. Miał go już powoli dosyć. Bramki nie musiał otwierać, gdyż zrobiła to sama. Tak jakby już od pewnego czasu na niego czekała. W sumie można się do tego przyzwyczaić - pomyślał przekraczając przejście. Znów rozległ się ten głos, który go przywitał już wcześniej. Tym razem Carl postanowił mu nie odpowiadać. W sumie nawet nie był pewien skąd dochodzi i czy w ogóle KTOŚ te słowa wymawiał. Mimo to głos brzmiał na tyle kojąco, że Whistlecore przekroczył bramkę z mniejszym strachem. Dlaczego?

Znalazł się w ogrodzie jakby żywcem wydartym z jakiejś bajkowej, fantastycznej wizji, czy obrazów europejskich malarzy impresjonistycznych. W prawdziwie sielankowym miejscu się znalazł. Przypomniało mu to legendarną, utopijną Arkadię, o której niekiedy marzył. W oddali widniała chatka, do której się skierował. Wypełniało to idealnie jego wizję idealnej utopii. Szczerze zazdrościł właścicielowi lub właścicielce. Nie martwić się o dzień następny, móc pielęgnować kwiaty, cieszyć się ich widokiem. Odpocząć z dala od męczącej cywilizacji. W pobliżu chatki ujrzał ogrodnika, na pewno właściciela. Był zajęty pracą. Carl zaskoczony nagłym spotkaniem, a jeszcze bardziej prośbą o pomoc, odpowiedział jedynie;

- Oczywiście.

Zbliżył się do róży i spojrzał na czynności ogrodnika. Naśladując go, wziął leżący obok sekator i ucinał obumarłe listki z róży. Potem pomagał właścicielowi rozsadzać je. Trochę zbyt irracjonalnie do tego podszedł. Widział jak robili to w filmach - najpierw usiłowali się czegoś dowiedzieć. Ale czy nie było to coś, o czym Carl marzył? Gdy wyrywał chwasty, poczuł się przez chwilę wolny. Kimś, kim zawsze chciał być. Uleciały nawet wspomnienia koszmaru sprzed... może kilku minut? Starzec, mimo zmęczenia, wydawał się miły. W pewnym momencie Whistlecore zapytał;

- Przepraszam, czy może mi pan opowiedzieć trochę o tym miejscu?

To wydawało się dziwne - rozmawiać z kimś, kto prawdopodobnie jest częścią twych słów, a więc jedynie zlepkiem pewnych obrazów. Z drugiej strony, Carl nie darowałby sobie braku próby. Szczególnie, że ten mężczyzna zdawał się być niezwykle poświęcony temu ogrodu, czyli duchowo Carlowi bardzo bliski. Nie widział wprawdzie jego twarzy, gdyż ciągle stał do niego tyłem. Zresztą było to nieistotne. Teraz czekał na odpowiedź ogrodnika.
 
Terrapodian jest offline