Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2008, 01:23   #4
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Un bellissimo canto

Nieświadomie zagryzła zęby na pędzelku. Na kolanach leżał drewniany blat, a na nim rysunek. Właśnie skończyła, ale jakoś nie była z siebie zadowolona.


Czegoś brakowało. Oparła się łokciem na blacie i nawet nie zauważyła, że dotyka wilgotnej farby.

- Panienko? - Anand wszedł do jej pokoju pośpiesznie, mimo to wcześniej zapukał. Chociaż nie miało to znaczenia. Kiedy Chiara malowała, cały świat przestawał dla niej istnieć.

- Panienko Chiaro. - położył jej dłoń na ramieniu, mając nadzieję, że to ją otrzeźwi. Sprawa była nie znosząca zwłoki. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. Anand. Jej opiekun, majordomus, przyjaciel, kompan. A do tego jeszcze księgowy gubernatora. Zapewne jej ojciec by go usynowił, gdyby nie drobny problem. Anand był hindusem bez kasty. A to, że w ogóle żył, zawdzięczał wyłącznie Chiarze.

- Panienko Chiaro, Volta nie chce wpuścić na posesję tragarzy. - jego zmartwiona mina mówiła wyraźnie, że jak się nie pośpieszą, to już Volty dzisiaj karmić nie trzeba będzie.

- Sempre la stessa cosa! - niezadowolona Chiara poderwała się do góry, jak na komendę. I nastąpiła katastrofa. Kartki papieru pofrunęły, woda na pędzle wylała się łukiem dokoła, pędzle wypadły jej z dłoni niszcząc definitywnie sukienkę.

- Che macello! - z ust dziewczyny wyrwało się mocniejsze słowo. Dzięki Bogu, w tym domu niewiele osób mówiło po włosku. Karcące spojrzenie opiekuna podziałało jak zimny prysznic. - Już nic nie mówię.
I rzuciła się wraz z Hindusem zbierać rysunki, ratujące je od niszczącej kałuży wody.

Wśród uratowanych pałętała się kolejna podobizna Ananda, zrobiona z nudów.

I coś, co zmartwiło mężczyznę.


Ta zimna i smutna ulica wyraźnie świadczyła o obecnym stanie psychicznym panny Wodehouse. Zresztą nie dziwił się. Najpierw zniknięcie Livingstona, potem kłótnia z matką (a ponieważ ta jest pełnokrwistą włoszką, doprawdy rozgrywały się sceny iście dantejskie). Pozwolenie na przystąpienie do grupy ratowniczej musiała wybłagać. Była gotowa zgodzić się na wszystko, łącznie ze ślubem zaraz po powrocie. Kiedy już wszystko uzgodniła, pozostało czekanie, którego nieznosiła.

- Panienko... - chciał ją pocieszyć. Powiedzieć cokolwiek, aby się w końcu uśmiechnęła.
- Lascia stare! Nie ma czasu, bo ich połknie w całości! - wyrwała mu rysunki, rzuciła je niedbale na biurko i biegiem ruszyła w stronę drzwi do ogrodu. Chciał krzyknąć, żeby poczekała, ale i tak nigdy nie słuchała.

W ogrodzie rzeczywiście sprawy nie wyglądały zbyt kolorowo. Wściekła Volta zagoniła tragarzy w kąt ogrodzenia i nie chciała dać im uciec. Służba taktownie postanowiła się nie zbliżać. Oni znali możliwości tego bydlęcia. Zresztą wszystkim w tym domu było wiadomym, że Volta słuchała jedynie swej pani.
- Volta, a cuccia! - wrzasnęła Chiara, kiedy tylko wbiegła na trawnik. Wyglądała ślicznie. Cała poplamiona na tęczowo farbą, zdyszana i pozornie zła, choć w oku kryły się ogniki radości. - Volta, noga! Co mówię?!


Volta zamarła w półkroku. Poznała głos, pociągnęła nosem, upewniając się, że to ten zapach i skruszona, ze zwieszonym łbem ruszyła łasić się o nogi Chiary. Ludzie różnie mówili. Bydle, potwór, poczwara. Właściwie Volta była psem, ale wielkim i dzikim, często zachowującym się bardziej jak lwica. Nawet szczekała jakoś tak mrukliwie. Chiara zbeształa ją po włosku i ruszyła w stronę domu. Anand zajmie się przecież resztą.

*****


Bez gderania ubrała się w sukienkę wybraną przez matkę. Teraz pozostał jeszcze problem z Voltą. Co z nią zrobić? Próbowała ją zostawić w ogrodzie, ale po zabawie w kota i myszkę z biednym lokajem, zrezygnowano z tego pomysłu. Nie mogła zostać z Anandem, gdyż ten krzątał się cały czas, a następnie miał towarzyszyć swojej panience na uroczystej kolacji. A zamknięcie bestii w jednym z pokoi groziło nagłym wpadnięciem wściekłego i przerażonego potwora do jadalni.

- Zostanie ze mną. - powiedziała stanowczo Chiara i zanim ktokolwiek zdążył zaprzeczyć, dziewczyna weszła do jadalni przystrojona w swój najpiękniejszy uśmiech. Volta grzecznie podążała za nią krok w krok, zerkając na gości spode łba. Kiedy panienka Wodehouse usiadła przy stole, "lwica" zwinęła się w kulkę (kto by pomyślał, że takie bydle zajmuje tak mało miejsca) i położyła się jej pod nogami.

Pytanie pana Cooka zaskoczyło zupełnie Chiarę. Bywała na uroczystych kolacjach, ale zwykle na tym się kończyło. Właściwie wymaganą zwykle od niej milczenia. Matka zawsze powtarzała "il silenizio e' d'oro". A teraz stała się centrum uwagi. Kiedy spojrzenia większości gości skierowały się na nią, jej policzki przykrył uroczy rumieniec. "Roba da matti! Perche no?" Zaśmiała się serdecznie. "Vabbe'..."

- Signior Cook, historia Kolonii jest tak samo ciekawa, co długa i dość zagmatwana. Może pozostawmy ją sobie na lepsze okazje. Jak choćby wieczorne godziny w zaciszu rozłożonego obozowiska. - uśmiech nie schodził z jej twarzy, a oczy świeciły się radosnym blaskiem. - Natomiast z przyjemnością powiem co nieco o herbie. - zamyśliła się na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów. - On jest jak Afryka. Antylopy po obu bokach: z jednej gazela, z drugiej gnu, podkreślają jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, charakter naszego małego kraju. Lew uświadamia moc i niebezpieczeństwo. - z gracją złożyła palce w kształt pazurów - Oczywiście to również symbol Naszej ukochanej Anglii. Ta postać na górze, to Nadzieja, podtrzymująca naszą wiarę. - założyła kosmyk włosów do tyłu i spojrzała skromnie w talerz. - Niektórzy utożsamiają ją również ze świętą panienką. Ale - Uśmiechnęła się szeroko, spoglądając po gościach - z pewnością państwa zanudzam. - machnęła z gracją drobną dłonią. - Może raczej powiecie państwo, czemu zdecydowaliście się na wyprawę?

Przechyliła lekko głowę z uśmiechem. Czuła się nie na miejscu. Zapewne była najmłodsza. Ale, per carita', wychowała się w Afryce! To był jej drugi dom! Wiedziała, czego chce.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 02-12-2008 o 01:54. Powód: Il silenzio e' d'oro ;]
Latilen jest offline