Chris siedział w milczeniu i słuchał. Słyszał go i widział, ale nie bardzo wierzył, że to on. Że to Kamil, jego majestatyczny i imponujący mentor opracował taki chamski plan i prosi go o skłócenie członków innych tradycji.
Chris nie był zły na Kamila, to nie to. Był zawiedziony. Jego autorytet… upadł.
- To jest trochę, kurwa, nie w twoim stylu… wciągać nas w coś takiego. – powiedział dość spokojnym głosem, lecz jasne było, że spokojny raczej nie jest. Powstrzymał ręce od jakiejkolwiek gestykulacji, widać było, że trochę na siłę. Wyglądał na spiętego.
– Poza tym, nigdy mnie specjalnie nie obchodziły sprawy organizacyjne. Czemu niby ja miałbym się tego podjąć? – gdy zapytał, wizja Joli, leżącej w kałuży krwi ze złamanym obcasem, znów powróciła. Wzdrygnął się lekko na siedzeniu. Gdyby nie ten zakrwawiony liść, który ma w kieszeni, skłonny byłby uwierzyć, że to tylko sen. Że to wcale się nie stanie. „Bo cię tam nie było. Bo cię to nie obchodziło” – zadudniło mu w głowie. Spuścił wzrok i wbił go w odłamek szkła który wkomponował się w dywan. „To się stanie, jeśli nic nie zrobię. Jeśli odejdę, właśnie to się stanie, ośle. Przez twoje matactwo. Gdybyś nie namieszał, nie miałbym tej wizji, bo całej sprawy w ogóle by nie było, wy, gołąbki, bylibyście „happy ever after”, a ja bym się dobrze z wami bawił w Kalamburze. Tak, jak do tej pory.” – pomyślał Chris, ale zaraz się zreflektował. „No, nie w Kalamburze, ale gdzieś indziej”. Podniósł wzrok na swojego mentora. Chrisowi nie podobało się, czego Kamil od niego chce. Gdyby nie Jolka, odmówiłby. Nie dlatego, że mieszanie się w tę sprawę jest jakoś daleko sprzeczne z jego naturą… Ale po prostu, jeśli byłaby taka możliwość, to by się z tego wywinął. Nie musiałby knuć żadnych intryg, mógłby grać koncerty i dobrze się bawić, tak, jak do tej pory, a ktoś inny zająłby się węzłem.
I wszystko byłoby dobrze, jednak jeśli odmówi, ta pogodna, inteligentna i bezpośrednia dziewczyna, po prostu zniknie. I to będzie wina jego lenistwa. „A może to będzie wina Kamila? Przecież to on to uknuł. Gdyby tego nie zrobił, to pewnie wszystko byłoby inaczej, więc to jego wina.” – stwierdził Chris w myślach. „Tylko, że… on już nic na to nie może poradzić. A ja mogę, bo to widziałem.” Muzyk westchnął ciężko. „Nie mam wyboru, hę? Muszę się tego podjąć... W sumie to nie jest aż taki zły pomysł, w końcu przecież potrzebujemy tego węzła. Ktoś to musi zrobić a w tej sytuacji chyba nie mogę tego zrzucić na nikogo innego.”
Ostatnio edytowane przez Vincent : 07-12-2008 o 20:38.
|