Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2008, 11:53   #19
Marcys
 
Reputacja: 1 Marcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znany
Bacząc by dostojniejsi od niego usiedli pierwsi, skulona kupa czarnego płótna spoczęła na wyznaczonym mu krześle, gdzieś pod koniec stołu. Miejsce to wyznaczono mu z dwóch powodów: po pierwsze i oczywiste - był jedynie sługą. Po drugie - oczy gości przeważnie zwrócone były ku szczytowi stołu i jego szpetna postać nie raniła delikatnych oczu Rzemieślników.

"...delikatnych, okrągłych, białych oczu, z źrenicą obleczoną cudownie barwną tęczówką... oczu, które po wyłupieniu nadal miały sobie w coś dostojnego, które tak łatwo pękały pod naciskiem kłów..." - Stoigniew odgonił od siebie rozbiegane myśli i odwrócił wzrok od twarzy Rzemieślniczki.

Nie to powinno w tym momencie zajmować jego głowę.
Był w służbie u wojewody już od wielu lat, zdążył przyzwyczaić się do napadów gniewu swego władcy. Pobyt u Diabła można było przyrównać do biegania ze skutymi nogami na młyńskim kole, popychanym przez rzekę krwi. Strasznym było narazić się na gniew rozszalałej bestii jaką mógłby się stać Petr. Ale kiedy zaczyna się pracować dla niej, gdy obłaskawi się ją, gdy znajdzie się już miejsce między kołami zębatymi tej ogromnej sali tortur, wtedy...

"...wtedy zaczyna pracować również dla Ciebie."

Długa, mająca jakby za dużo łokci, koścista ręka Stoigniewa sięgnęła po przystawiony mu puchar. Długie palce objęły zdobiony brzeg, szpony delikatnie stuknęły o srebro. Po chwili zarówno ręka jak i kielich zniknęły w przepastnej ilości czarnych szmat. Oczy Trędowatego nerwowo biegały po twarzach wszystkich gości, oceniając, starając się dostrzec ukryte intencje. Nie było tutaj osób zupełnie otwartych. Niektórzy po prostu bardzo głęboko schowali swoje tajemnice.

Gdy ręka służącego pojawiła się obok Stoigniewa by poprawić coś na stole, koścista dłoń, przypominająca odnóże topielca znów wysunęła się ze szmat i złapała sługę za łokieć w uścisk zimnych, twardych jak żelazo palców.

- Niech odsunie ode mnie świece, ich blask rani oczy.

Uścisk palców zelżał, sługa niemal wyparował z miejsca. Ci ludzi byli na służbie u Petra nie tak długo jak Trędowaty, ale znali się na swoim zajęciu. Im mniej byli widoczni, tym dłuższe było ich życie. Każdy z nich wiedział, że powinien unikać wojewody, jego syna i rozpuszczonej Krystyny, jednocześnie spełniając każda ich zachciankę. I mimo iż Stoigniew nie był tak morderczy jak ta trójka, żaden z nich wolał nie spotkać się oko w oko z monstrum, które ukrywała góra szmat.
Świece zostały dyskretnie odsunięte. Tu trzeba było zrobić miejsce, tam uzupełnić świecę...

"I jak dyskretnie spełniać swoją rolę, skoro samą swoją obecnością zwracam uwagę większości gości Petra...?" - przebiegło przez głowę Stoigniewa, a on sam skulił się i wsunął głębiej w swoje szaty. Cień był dla niego bardziej naturalny niż jasna sala. Cienie zdawały się nawet lubić Trędowatego, przylegając do niego. Postać zastygła, z wypełnionym do połowy pucharem w ręce, jedynie białe jak śnieg oczy nadal poruszały się nerwowo, a uszy czujnie słuchały prowadzonych rozmów.

"Tydzień. Tydzień i nic nie wiadomo. Znikają w dzień i w nocy, w całym lennie Petra, w różnych odstępach czasu, w żaden konkretny dzień tygodnia, bez żadnej powtarzalności. I teraz jeszcze Slavka... "

W szczelinie ściany zabłysła para malutkich ślepi. Długo i uważnie lustrowała pomieszczenie, zanim odważyła się choćby na mrugnięcie. Powoli, mały, włochaty czarny kształt z długim, nagim ogonem wysunął się ze swej nory. Wibrysy długo wachlowały powietrze, czuły węch i wzrok próbowały wychwycić choćby cień intencji ataku. Nerwowo, czarny kształt przebiegł w kierunku najciemniejszego miejsca przy stole, ukrywając się w fałdach zwisającej szaty. Małe, mocne pazurki łatwo wczepiały się w materiał, gdy wspinał się ku bezpiecznej wysokości, potem tylko chwila podróży pomiędzy fałdami płótna i w końcu czarny kształt zatrzymał się na udzie Trędowatego, bez śladu strachu. Długi szpon Stoigniewa delikatnie podrapał stworzenie pomiędzy uszami.

"Wystarczy być odpowiednio cierpliwym." - pomyślał - "Jeżeli ta pięknooka Rzemiesliczka, zbudowana z miodu i blasku księżyca, ma zamiar wziąć udział w poszukiwaniach, kto wie, może nasz porywacz połasi się na równie łakomy kąsek. To by rozwiązało wiele problemów..."

Czarny kształt wspiął się po ręce Trędowatego do brzegu kielicha i małym, szorstkim języczkiem zaczął chciwie chłeptać czerwoną, gęstą ciecz...
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 08-12-2008 o 17:14.
Marcys jest offline