Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2008, 18:12   #1
enneid
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
[Autorski] Baśń

Co? Bajkę chcecie?... A modły do Peliorin zmówiłeś Bernard by, strzegła cię w nocy? A ty Elen? A za ojca i matkę co do Mariol pojechali? Tak? No dobrze... Ale czy wy smyki aby nie za duże na bajki jesteście? No dobra już mi tu nie smędzić. Babcia wam co opowie. Jagna! Opowiedz no jaka baję wnóczętą... A po co ty tego sera tyle robisz? Całe południe nad nim ślęczałaś... Że ja? Ja jeno... Ja jeno drwa przynieść muszę... No co z tego że pełno przy palenisku, a na jutro to co?... No dobra babo cicho juz, nie wrzeszcz, opowiem jeno to bajkę chol... A tak, tylko co by tu opowiedzieć... Weźcie może jeno najpierw koc opatulta sie nim przy ogniu, bo zimno jest... Stary Stoner tym czasem fajkę sobie nabije... Jako by tu bajkę opowiedzieć, nie znam ja żadnej, a sie już pozapominało bajek... Może tą o pannicy z Enrich co Garry ostatnio w karczmie opowiadał, tuz przed tym jak zasnął na stole?... A cicho mi tam babo, do sera wracajta! Głośno tak tylko se myślę, a ty od razu się rzucasz... no dobra co by tu... A może rzeczywiście?...
Nie opowiem wam jeno bajkę, ale historyję najprawdziwszą, co nieopodal miała swój początek. Tylko ciii!... Gawiedź ze wsi w to nie wierzy, mówią ze bajduki to są, ale tak naprawdę to najprawdziwsze dziwy... Słuchacie więc dokładnie, patrzcie uważnie...
Był bór...


Baśń

Zima nigdy nie ustępowała łatwo. walczyła o każda polanę, każdą zaspę, by jak najdłużej się utrzymać. Wiosna była wprawdzie nieubłagana. Coraz cieplejsze dni wygrzewały trawy budzące się do życia. Promienie słońca budziły pąki drzew, powoli wynurzające się z gałęzi, a przy tym niczym włócznią przebijały się przez śniegi i lody topiąc je niemiłosiernie, aż ostatnie który popłyną rześkimi potokami. Inaczej było w borze- ten zawsze był ostatnim bastionem śniegów. Nieraz już na pastwiskach kwitły kwiaty, a w lesie nie opodal Millis Znad białego kożucha nadal wystawały jedynie pnie potężnych drzew i większe krzewy. A teraz czwarta pełnia następowała od przesilenia, a mrozy nadal nocą trzymały, tak iż o ile śniegu nieco ubyło to na jego miejsce lód się pojawiał Dziwili się temu mieszkańcy pobliskich wiosek, choć ich samych niewiele to obchodziło. Od lasów owych, co wzdłuż miały nawet z 50 mil i sięgały aż po Góry Smocze, trzymali się z daleka, bo od zawsze było tam niebezpiecznie. Tylko drwale i nieliczni myśliwi zapuszczają się w głąb lasu, a nie ma roku, by dwóch czy trzech nie wyszło z nich już nigdy. Lecz owa zima budziła niepokój. Cóż bowiem się dzieje iż władczyni mrozu nie chce odejść jak co roku?

Nie ma to jak wszechstronne ale i ciepłe siedziby seelie. Na pierwszy rzut oka mogły one przypominać tylko opuszczoną lisią norę, lecz wystarczyło przejść kilka kroków, by ziemne, mokre i ciemne ściany zastąpiły drewniane podpory rozświetlane przez pierwsze z ponad tysiąca świateł pochodzących od niewielkich magicznych lamp. W zasadzie przypominało to bardziej słynne krasnoludzkie kopalnie, z swoimi labiryntami korytarzy, setkami izdeb rozpostartych po całych podziemiach i kilku reprezentacyjnych salach, których sklepienie opierało się o korzenie pradawnego drzewa. Tak, elfy były dumne z swojego królestwa, Do tego jeśli się doda, iż wszystkie drapieżniki nauczyły się omijać szerokim łukiem elfy, a w spiżarniach jedzenia starczało najmniej na pół roku, można było by nawet zaryzykować stwierdzenie iż jest to istny raj. Lecz tak naprawdę któż chciałby całymi dniami siedzieć pod ziemią, a zwłaszcza istoty takie jak seelie, kochające przestrzeń, wędrówki po lasach, palowania śpiew i hojnie zakrapiane jagodzianką zabawy, a to zawsze najlepiej się sprawdzało na świeżym powietrzu. Nic więc dziwnego iż lud ów już z niecierpliwością oczekiwał wiosny, zresztą jak cały bór.
W końcu wódz Marion Borsucza Łapa, postanowił wysłać pierwszych myśliwych na łowy, bo choć zazwyczaj polowania zaczynały się gdy już ostatnie śniegi topniały, to nie mógł dalej tego odwlekać, by przypadkiem w spiżarniach elfich nie zabrakło jedzenia. I tak na zbieractwo trza było nadal czekać, gdyż jeszcze nie wzeszły kwiaty, ani tym bardziej owoce. Było więc już postanowione: następnego dnia, o świcie, w sumie 30 myśliwych w grupkach po 10 miało wyjść z nory, by zdobyć świeże mięso.
Co za tym szło wieczór przed wyprawą tradycyjnie spędzali w kantynie, popijając jagodziankę, a przy okazji zdzierając gardła na przeróżnych pieśniach o niezbyt wyrafinowanej muzyce i jeszcze mniej ambitnych słowach. Plemienny trubadur Arion Gawron, już odstawił swoją harfę i popijając wino, ponuro przysłuchiwał się łamanej melodii i swawolnej historii o pijanym bardzie. cóż, w tym towarzystwie znacznie bardziej popularne były lekkie piosenki z ciężkim humorem, niż długie ballady o dziejach leśnego ludu. Po za myśliwymi, przybyli również tłumnie inni mieszkańcy norki, którzy nigdy nie przegapiali hucznych zabaw. Najmłodszych już wprawdzie wygoniono, bo późno już było, lecz i bez nich w kantynie tłoczyło się najmniej 50 seelie... no i jeden klippe o imieniu Seguro, siedzący teraz samotnie w jednej z wielu wnęk, przy niewielkim stoliku, oświetlanym lampką oliwną. Zima praktycznie uziemiła go, w tych obcych mu borach, a że spotkał tu Estiosa Kamienną Głowę, który właśnie zaprosił go do norki, mógł zimę spędzić w towarzystwie głośnych elfów. Owszem, nie było to ulubione jego towarzystwo, ale przyjaźń i życzliwość Estiosa rekompensowało to z ogromną nawiązką. Mimo to 4 miesiące tu już przesiadywał, a lasy te były mu obce, więc coraz bardziej tęsknił do domu, który niestety znajdywał się w bliżej nieokreślonym kierunku. Jak więc go znaleźć? Seguro, już tak od tygodnia się nad tym zastanawiał, lecz nie wpadł na żaden plan, nie mówiąc już o dobrym planie.
-Coś taki zamyślony i osowiały siedzisz przyjacielu?- głos wyrwał go z rozmyślań i dopiero teraz przypomniał sobie iż Kamienna Głowa zabrał go tutaj na coś mocniejszego. Pytanie zadał sam Estios, z miną pewnego zatroskania, podając kubek parującego napoju. Nie było tu tak głośno, jak w reszcie sali.

Tymczasem w innej części sali niepozorny Pieronek zwierzał się swojemu przyjacielowi, Maślakowi. Ten nagle zakrztusił się sfermentowanymi jagodami i spojrzał ze zdziwieniem i swego rodzaju przerażeniem syknął:
- Że co?! Howlaa?! To latające, wydelikacone coś?! Oszalałeś? Coś ty się muchomorem zatruł czy jak? Ech… Taka ładna Błyszczka za tobą oczy wypatruje a ty ani me, ani be… Weź ty się za kogoś normalnego – klepnął go w plecy. – Dorośnij wreszcie.
- A ty wiesz, jaka ona śliczna była… Taka… taka… piękna.
- Głupiś jest jak gąsienica. Jak gąsienica i już. –
Maślak wstał, lekko się chwiejąc.- Myślak ci to radzi: Zapomnij o niej... Ty wiesz jak szef na by na to zareagował? Ja nawet wolę nie wiedzieć...- i odszedł zataczając się nie co, gdy przeciskał się przez tłumy seelie. Pieronek natomiast wpatrywał się przed siebie rozmarzony, myśląc nadal o tajemniczej driadzie.
W końcu, wśród tłumu elfów zauważył swojego brata Szybkusia, największego myśliwego w Norce. Kiedyś nawet zabił samodzielnie wilka. Nieraz się też zdarzało iż ujeżdżał borsuki czy nawet lisy. Teraz w tłumie innych myśliwych, centrum uwagi znajomych, wznosił wniebogłosy toast, którego jednak treść zanikła w hałasie zabawy.
Nieśmiały Seelie wstał i podszedł do słynnego Szybkusia- Jeźdźca.
- Jeździec...
- O! Pieronek! Sie masz młody! Napijesz się z nami?
- Wiesz, chciałbym pogadać…
- No to siadaj! Drobniaku! przynieś no jeszcze jagodzinki, i nie zapomnij o kubku dla mojego braciszka
- Na osobności. To dla mnie bardzo ważne.

Hałasy i śmiechy wokół jakby przycichły, a najbliższe otoczenie spojrzała sceptycznie nowo przybyłego. Pieronek nie cieszył się dużą sympatią wśród tej śmietanki towarzyskiej Norki, a właściwie jedyna sympatia brała się z tego, że był młodszym bratem słynnego łowczego. Szybkuś jednak, lubił swojego brata, a rodzina dla seelie to ważna sprawa, więc zawsze starł się pomagać Pieronkowi
- Aleś ty tajemniczy braciszku. Niech Ci będzie. Hej chłopaki zaraz wracam, nie wypijcie wszystkiego.
Szybkuś chwycił jedną z karafek, na wpół pustą i wyszedł z bratem z kantyny w jeden z bocznych korytarzy. Tutaj nikogo nie było, a jedynym oświetleniem, było światło pochodzące z hucznej sali.
- No to co martwi Pieronka? – zagadał, upijając łyk prosto z dzbanka.
[...]
Myśliwy zmrużył oczy spoglądając na elfa, który właśnie skończył się zwierzać
- Nabujałeś się w driadzie? Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty? Czy mój braciszek naprawdę zwariował do reszty?
[...]
- No ale co Błyszczką? przecież fajna dziewczyna, ładna, okrągła gdzie trzeba-
tu w opisie pomógł sobie gestem, wylewając przy tym kilka kropel jagodzianki- Że już nie wspomnę o jej charakterze. No po prostu miodek leśny, nie dziewczyna. A jak by się ojciec i matula ucieszyli. Spróbuj może najpierw z nią, co? Mówię ci, lepiej na tym wyjdziesz...

Mróz znów dawał się we znaki. Gdyby przynajmniej nie wiało, mogło by być w miarę znośnie, lecz teraz swawolny wiatr, świszczał miedzy gałęźmi, nie dając nawet Ragvainowi zasnąć na chwile. Noc była bezchmurna, oświetlana przez okrągły księżyc, co tylko potęgowało uczucie chłodu. Nic w dzień może mu się uda zasnąć, jak tylko coś upoluje. Niestety taki był żywot samotników, którzy mogli liczyć tylko na siebie. Od chwili utraty owej wspaniałej polany, niespełna rok temu, nie znalazł odpowiedniego terenu łowczego. Musiał więc wędrować po całym borze polując, ciągle mając na uwadze iż, sam może stać się łupem jakiegoś wilka, bądź lisa. A zima była jeszcze gorsza. Trudno było wytropić jakąś zwierzynę, a zapasów, jakby nawet mógł zbierać, nie miał gdzie przechowywać. Pozostawało więc dotrwać do wiosny i mieć nadzieję iż przyszły rok będzie dla niego łaskawszy. Całe szczęście ostatnio znalazł opuszczoną dziuplę w starym buku. Sądząc po zapachach, wcześniej mieszkała tu wiewiórka, lecz z jakiegoś powodu, uciekła stąd... A może po prostu ktoś ją upolował? Jak by na to nie patrzeć, miał teraz jakieś schronienie przed wiatrem, i posłanie, znacznie cieplejsze i suchsze do zmarzniętej ziemi, przykrytej lodem i śniegiem. Zdołał nawet dzisiaj rozpalić niewielkie ognisko z szyszek, wewnątrz dziupli, więc mógł się nieco ogrzać...
Wiatr nieco ucichł, a oczy łasicy stawały się coraz cięższe. Dźwięk, wiatru, stał się jakby monotonny... hipnotyzujący... Przydał by mu się sen... Szelest poruszonych gałęzi...
-Obudź się... obudź... wstań, wstań, odejdź, obudź...-Jakieś głosy?- Klippe nastawił uszu, lecz dosłyszał tylko wiatr, który znów znienacka uderzył, potężny konar nieznacznie się zachwiał...
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 31-08-2009 o 23:28.
enneid jest offline