Wątek: Ostatni Kruk
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2008, 08:26   #8
Wernachien
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Halsza siedziała na zydlu rozkoszując się chłodem pomieszczenia. Nie chciało jej się wstawać więc nie wyrywała się do przodu na zaproszenie gospodarza - wiedziała przecież, ze nie warto iść na początku, wszak pozbawia się siebie możliwości dyskredytowania ewentualnych konkurentów do roboty.

Jako pierwsza zgłosiła się jednak dziewczyna, wstała zgrabnie i lekko mimo upału. Była całkiem ładna. Smukła. Rozcięcie w koszuli pokazywało trochę za dużo, ale przecież było tak gorąco. Halsza zaklęła w myślach i skrzywiła się - nie było dobrze. Może jednak trzeba było odpocząć w jakiejś karczmie zanim się tu przyszło? Wzruszyła ramionami i ponowni oparła ie o chłodną ścianę zamykając oczy.

Rozmowa nie trwała długo - skrzypnęły ciężkawe drewniane drzwi i Halsza niemrawo wstała z miejsca, zarzucając sobie na ramię wszystkie rzeczy jakie miała ze sobą. Postąpiła dwa kroki poprawiając przykurzoną tunikę, która niestosownie podsunęła się do góry, a potem dziarsko ruszyła przez otwarte drzwi, w których czekał gospodarz.

-Zapraszam - powiedział lekko unosząc brwi jakby zastanawiał się, co też czarownica ma do roboty w zleceniu które ogłosił.

Czarownica? Ba! Wiedźma. Halsza rozsiadła się na skrzypiącym krześle. "Wystrój surowy, czyli problemów z zapłata nie będzie. Jak to możliwe, ze to ci, którzy błyskają w oczy bogactwem mają największe opory by uczciwie płacić?"
-No słucham... - powiedział gospodarz
-Czego? - wypaliła kobieta wyrwana z zamyślenia.
-Słucham, kim jesteś, czym się zajmujesz... - spojrzał na nią lekko zdziwiony wykluczając jednak możliwość, ze była czarownicą. One zawsze wyprzedzały go o słowo lub choćby o pół myśli.
-Ach! - wykrzyknęła uśmiechając się promiennie - Jestem Halsza. - zamyśliła na chwilę - Nie da się ot tak powiedzieć, czym się zajmuję. Mam celne oko - dobrze strzelam. Trochę w lesie pracowałam. Trochę w mieście. Ale w sumie to podobne, bo i w jednym i w drugim poluje się na mięso, nie? - zaśmiała się z własnego żartu, ale widząc wymuszony uśmiech gospodarza, kaszlnęła mocno i nieco zmieniła strategię. Wyprostowała się na krześle i uśmiechnęła się delikatnie - Z bardziej wyrafinowanych sztuk zgłębiłam tajemnice znachorstwa. Mam intuicję w tych sprawach. Sprawne ręce... choć nie tylko do leczenia. - zaśmiała się rubasznie szybko wypadając z roli dobrze wychowanej świątynnej pomocnicy.

Brała już wdech, by dodać jeszcze coś o swoich talentach, ale gospodarz przerwał jej ruchem ręki. I powiedział powoli z grymasem na ustach, którego nie potrafiła zidentyfikować.
-Halsza, czego szukasz w tym mieście, bo chyba stąd nie jesteś... - zmierzył ją delikatnie wzrokiem.
-A proszę mi powiedzieć, po co ludzie do miasta ściągają? Przecież do miast ludzie za pracą! I pan też! Bo po co komu taka faktoria na zapadłej wsi? Szczerze mam dość wsi, tam poza leczeniem zgagi i polowaniem nie ma pracy dla kobiet. A w mieście? Nawet jak zajdzie potrzeba to i puścić się łatwiej. I za większe pieniądze!

Zapadła niezręczna cisza. Halsza spojrzała na gospodarza i wzruszyła ramionami jakby chciała powiedzieć: Takie czasy!

Gospodarz po chwili westchnął głęboko. Rzucił okiem na jej łuk i kołczan i ponownie westchnął.
-Rozumiem, że umiesz... polować, strzelać z łuku i dobrze radzisz siebie w lesie- dziewczyna ochoczo kiwnęła głową - A więc, ujmijmy to elegancko: łowca. Do tego umiesz leczyć. - już chciała mu przerwać, że to tak nie do końca leczyć ale on był szybszy - A do tego w razie potrzeby będziesz się dla sprawy prostytuować. Doskonale... No może jak doprowadzisz się do świeższego stanu to łatwiej ci pójdzie, bo teraz śmiem wątpić...

Halsza zacisnęła zęby, by puścić mimo uszu uwagę "Jak, do cholery, w taki dzień można być świeżym?! No chyba, ze się cały dzień w chłodku takim jak tu dupę trzyma!" Zależało jej na tej pracy, bo przecież nie mogła w tym mieście oficjalnie spieniężyć tego co tu ukradła. Złapaliby ją dwa dni później, a kontaktów nie miała. O tym fachu jednak wolała nie wspominać. Zawsze budziło to u pracodawcy dziwną ostrożność i podwajało ilość straży przybocznej.

Gospodarz wstał więc i ona powoli wyszła z izby usmiechając się promiennie - a niech konkurencja myśli, ze jej poszło wprost... zajebiście!
 
Wernachien jest offline