Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2008, 18:00   #6
lukech
 
lukech's Avatar
 
Reputacja: 1 lukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemulukech to imię znane każdemu
- Założenia wyścigu są takie iż Kolekcjonerzy nie pomagają swoim drużynom, a nie przeszkadzają innym, ty chodzi o współzawodnictwo, o umiejętność szukanie talentów, tych, którzy mają w sobie ogień bogów. Dlatego jedyne co mogę wam powiedzieć o czekających zagadkach to to, że jest ich mniej niż pięć i zostały tak pomyślane, aby sprawdzić wasze męstwo, umiejętność logicznego myślenia, kojarzenia faktów, wytrwałości, zimnej krwi i wreszcie lojalności. Mówiąc lojalność nie mam na myśli lojalności wobec Ligi, bo takiej dotąd mieć nie mogliście sobie wyrobić, mówię o lojalności wobec ideałów, przyjaciół, bogów.

Ha, zapowiada się łatwy zarobek... ku chwale Kossutha! - pomyślał Mekassar. Nigdy nie był szczególnie pracowitym człowiekiem, więc wizja nietrudnego zdobycia pieniędzy bardzo dobrze wpłynęła na jego samopoczucie. Co ciekawe, Sin uważał, że złoto jest jedną z naturalnych manifestacji świętego ognia, toteż kapłanowi szybko przychodziło uzasadnianie swoich poczynań, zmierzających do zgromadzenia dużych ilości tego cennego kruszcu. Z lojalnością było już gorzej, ze względu na wrodzoną tchórzliwość przy jednoczesnym przeświadczeniu o własnej wielkości, ale Mekassar nie zamierzał się teraz nad tym zastanawiać.

Po wysłuchaniu całej wypowiedzi Vayanesa Varro, Mekassar wstał leniwie i niewinnym obrotem ciała rozejrzał się wokoło, odwracając się nieznacznie od towarzyszy. Kiedy uznał, że nikt raczej nie jest w stanie wyczytać z ruchu warg tego, co powie, szepnął bezgłośnie słowo rozkazu: Izoneus.
Nagle po jego ciele zaczęły rozpływać się wyglądające na delikatne płomyki, które momentalnie przybrały kształt ściśle dopasowanego, pełnego pancerza. Ta piękna zbroja pokryła noszoną przez Sina kunsztowną, szlachecką bieliznę i ładnie wkomponowała się w ogólny wygląd kapłana. Błyszcząca łysina, przystojna twarz, piwne oczy, dosyć ciemna karnacja, wysoki wzrost i pomarańczowa, magiczna tarcza na plecach dopełniały wizerunku Mekassara.

Kleryk, upewniwszy się, że skupił na sobie uwagę choć jednej osoby, poprawił trzymany za pasem buzdygan, po czym przemówił chełpliwym głosem:
- Jestem Mekassar Sin, sługa Wiecznego Ognia. Myślę, że warto, byście znali mnie i moją moc.

Rozejrzał się ponownie i ku jego zaskoczeniu zobaczył smakującego wino mężczyznę ze stale zamkniętym prawym okiem. Wydawało mu się, że od otwartego lewego natomiast odbił się dziwny refleks słoneczny. Załamania światła w pobliżu wody były rzeczą naturalną, ale Sin nie miał zamiaru brać tego pod uwagę.
W tym momencie Mekassar stracił już wątpliwości - człowiek, który tam siedział został naznaczony ognistą próbą Kossutha - wszechmocny Bóg wypalił mu oko na znak wierności, a drugie, które przetrwało tę straszliwą mękę, lśni teraz, aby ukazać Sinowi prawdę o bożym wybrańcu.
Bez zbędnego postoju kapłan uznał, że będzie musiał zainteresować się tą sprawą bardziej, gdyż Kossuth najwyraźniej jest wśród nas.
On jest wszędzie! Wszędzie! - myśli kotłowały się w głowie Mekassara.

Otrząsnął się z transu i z obojętnym wyrazem twarzy powiedział:
Szlachetny Vayanesie Varro, jestem gotowy, by ruszyć w drogę.
Sprawdził, czy tarcza trzyma się dobrze na plechach i można ją szybko zdjąć, oraz czy ekwipunek leży wygodnie w plecaku, a następnie ruszył powoli w kierunku wyjścia, które, jak miał nadzieję, wskaże mu zaraz kamerdyner pana Varro.
 
__________________
];->
lukech jest offline