| - Założenia wyścigu są takie iż Kolekcjonerzy nie pomagają swoim drużynom, a nie przeszkadzają innym, ty chodzi o współzawodnictwo, o umiejętność szukanie talentów, tych, którzy mają w sobie ogień bogów. Dlatego jedyne co mogę wam powiedzieć o czekających zagadkach to to, że jest ich mniej niż pięć i zostały tak pomyślane, aby sprawdzić wasze męstwo, umiejętność logicznego myślenia, kojarzenia faktów, wytrwałości, zimnej krwi i wreszcie lojalności. Mówiąc lojalność nie mam na myśli lojalności wobec Ligi, bo takiej dotąd mieć nie mogliście sobie wyrobić, mówię o lojalności wobec ideałów, przyjaciół, bogów. Ha, zapowiada się łatwy zarobek... ku chwale Kossutha! - pomyślał Mekassar. Nigdy nie był szczególnie pracowitym człowiekiem, więc wizja nietrudnego zdobycia pieniędzy bardzo dobrze wpłynęła na jego samopoczucie. Co ciekawe, Sin uważał, że złoto jest jedną z naturalnych manifestacji świętego ognia, toteż kapłanowi szybko przychodziło uzasadnianie swoich poczynań, zmierzających do zgromadzenia dużych ilości tego cennego kruszcu. Z lojalnością było już gorzej, ze względu na wrodzoną tchórzliwość przy jednoczesnym przeświadczeniu o własnej wielkości, ale Mekassar nie zamierzał się teraz nad tym zastanawiać.
Po wysłuchaniu całej wypowiedzi Vayanesa Varro, Mekassar wstał leniwie i niewinnym obrotem ciała rozejrzał się wokoło, odwracając się nieznacznie od towarzyszy. Kiedy uznał, że nikt raczej nie jest w stanie wyczytać z ruchu warg tego, co powie, szepnął bezgłośnie słowo rozkazu: Izoneus.
Nagle po jego ciele zaczęły rozpływać się wyglądające na delikatne płomyki, które momentalnie przybrały kształt ściśle dopasowanego, pełnego pancerza. Ta piękna zbroja pokryła noszoną przez Sina kunsztowną, szlachecką bieliznę i ładnie wkomponowała się w ogólny wygląd kapłana. Błyszcząca łysina, przystojna twarz, piwne oczy, dosyć ciemna karnacja, wysoki wzrost i pomarańczowa, magiczna tarcza na plecach dopełniały wizerunku Mekassara.
Kleryk, upewniwszy się, że skupił na sobie uwagę choć jednej osoby, poprawił trzymany za pasem buzdygan, po czym przemówił chełpliwym głosem: - Jestem Mekassar Sin, sługa Wiecznego Ognia. Myślę, że warto, byście znali mnie i moją moc.
Rozejrzał się ponownie i ku jego zaskoczeniu zobaczył smakującego wino mężczyznę ze stale zamkniętym prawym okiem. Wydawało mu się, że od otwartego lewego natomiast odbił się dziwny refleks słoneczny. Załamania światła w pobliżu wody były rzeczą naturalną, ale Sin nie miał zamiaru brać tego pod uwagę.
W tym momencie Mekassar stracił już wątpliwości - człowiek, który tam siedział został naznaczony ognistą próbą Kossutha - wszechmocny Bóg wypalił mu oko na znak wierności, a drugie, które przetrwało tę straszliwą mękę, lśni teraz, aby ukazać Sinowi prawdę o bożym wybrańcu.
Bez zbędnego postoju kapłan uznał, że będzie musiał zainteresować się tą sprawą bardziej, gdyż Kossuth najwyraźniej jest wśród nas. On jest wszędzie! Wszędzie! - myśli kotłowały się w głowie Mekassara.
Otrząsnął się z transu i z obojętnym wyrazem twarzy powiedział: Szlachetny Vayanesie Varro, jestem gotowy, by ruszyć w drogę.
Sprawdził, czy tarcza trzyma się dobrze na plechach i można ją szybko zdjąć, oraz czy ekwipunek leży wygodnie w plecaku, a następnie ruszył powoli w kierunku wyjścia, które, jak miał nadzieję, wskaże mu zaraz kamerdyner pana Varro.
__________________ ];-> |