Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-12-2008, 19:23   #7
Makuleke
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Nagły atak mrozu i wiatru - choć przewidywany - sprawił, że w Ragvainie z zimna zatrzęsła się każda, najdrobniejsza nawet kosteczka i tylko dzięki wyrobionym przez długi czas odruchom utrzymał się na rozkołysanej gałęzi. Zdezorientowany przez ruch, świst, ciemność i zimno zdobył się tylko na najprostsze zawołanie, ale nikt mu nie odpowiedział.

„Może tylko mi się zdawało...” - pomyślał.
Ale niepokój raz wybudzonego ze snu samotnika nie dał się tak łatwo odpędzić.
„A może to wiatr mnie zagłuszył?” - zapytał sam siebie, ale w tym momencie co innego zwróciło jego uwagę.

Rozmazana wstęga słabego blasku, która zniknęła równie szybko jak się pojawiła, migając mu zaledwie na ułamek chwili przed oczami zdawała się być raczej świetlną plamą powstałą z przemęczenia niż czymś rzeczywistym. A jednak było w niej coś jakby znajomego, czego klippe nie mógł uchwycić, ale to coś poruszyło się gdzieś w głębi jego wspomnień, niewyraźne, zatarte przez czas i niepokój chwili. Nie zdążył nawet dobrze zastanowić się nad tym, co widział, ledwo uświadomił sobie ten nikły błysk skojarzenia („Może z resztą to co innego...?”), gdy spomiędzy świstów wichury dobiegły go te same, co wcześniej słowa. Tym razem jednak nie były tak ciche i ulotne, jak wcześniej i nie przywodziły już na myśl głosu sennych widziadeł. Na ich dźwięk Ragvain rozejrzał się, na tyle, na ile pozwalał mu rozkołysany konar, do którego przylgnął całym ciałem, ale, oprócz płatków śniegu, sypiących tak z nieba jak i z ośnieżonych gałęzi, nie zobaczył nic. Jedyne, co poczuł to to, że całe drzewo zaczęło jeszcze mocniej kołysać się na boki.

„Czyżby wiatr aż tak się wzmógł?” - zdziwił się klippe, który, chociaż kąsany lodowymi powiewami, nie przypuszczałby, że zdrowe drzewo mogło aż tak zachwiać się od tej siły wiatru. Trzaski z dołu mogły sugerować, że może w jakimś słabszym, być może chorym miejscu pień zaczął pękać, więc Ragvain ze strachem spojrzał się w dół.
Widok, który zobaczył sprawił, że aż potrząsnął głową z niedowierzaniem. Korzenie zdawały się same wyrywać z ziemi, a mimo to drzewo wciąż utrzymywało w miare pionową pozycję. W tym momencie uświadomił sobie też, że od kilku chwil gałąź, na której siedział, poruszała się raz w górę a raz w dół.

„Zaraz, jak to? Przecież wiatr nie może wiać od dołu, a te korzenie... Co tu się dzieje?”

Klippe był zupełnie zdezorientowany i przerażony. Siedział na drzewie, które nie dość, że targane porywistym wiatrem i tak nie pozwalało spokojnie spędzić nocy, teraz nie wiadomo czemu i jakim sposobem poczęło się ruszać.
Między spadającymi płatkami śniegu Ragvain znów zobaczył smugę błękitnego światła, tym razem poruszała się pod wiatr. Coś podpowiadało mu, że ma to jakiś związek z ożyciem buku i głosami mówiącymi „wstań”, ale był zbyt sparaliżowany strachem, żeby móc spokojnie zebrać myśli. Przez moment jeszcze siedział okrakiem na konarze, wczepiony skostniałymi palcami w nierówności w korze, ale zaraz z odrętwienia wyrwało go kolejne mocne szarpnięcie „kroczącego” drzewa.

„Coś jest tutaj nie tak, ale siedzenie tutaj i ryzykowanie życia nic ci nie pomoże, lepiej schować się chociaż do środka i stamtąd obserwować, co będzie dalej” - przywołał się do porządku w myślach i, przyjąwszy znowu postać łasicy, ruszył ostrożnie w kierunku dziupli.

Wskoczył zwinnie w otwór i, opierając się mocno o jego krawędź patrzył jak drzewo mija swoich kolejnych, coraz dalszych i teraz już byłych sąsiadów. Niebieska wstążka światła migała między gałęziami, ale Ragvain nie słyszał już żadnych słów. Być może zagłuszał je wiatr i trzeszczenie drzewa? Nie wiedząc, co robić w tak dziwnej i niezbyt bezpiecznej dla siebie sytuacji, zaczął ponownie krzyczeć:

-Jest tu kto?! Słyszy mnie ktoś?! Co tutaj się dzieje?! - wołał, momentami krztusząc się wpychanym mu z powrotem do ust przez wiatr powietrzem. Miał nadzieję, że jednak w pobliżu jest ktoś, kto mógłby mu pomóc. Przypomniał sobie pewną noc, kiedy to z jeszcze bardziej beznadziejnej sytuacji uratowali go howlaa. Dopiero teraz przyszło mu na myśl, czym może być ta dziwna błękitna smuga.

-Pomocy! Jeśli to wy, pomóżcie mi - wołał, ale jego głos powoli stawał się zachrypnięty od mrozu i nieustannych prób przekrzyczenia wichury. - Dobrzy seelie, nie zostawiajcie mnie tu!
 
Makuleke jest offline