Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2008, 11:59   #22
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
William Cook

Cape Town, dnia 14 stycznia 1870 roku.

W czasie przyjęcia u gubernatora William Cook nie unikał rozmowy z pozostałymi członkami wyprawy i starał się prowadzić konwersację w ten sposób, aby nikt nie poczuł się zignorowany. Jednakże nie nagabywał osób, które nie wykazywały chęci wymiany zdań. Rozmowy dotyczyły legendarnych afrykańskich zwierząt, niezwykłego klimatu Afryki, ale najczęściej rozprawiano na temat przyszłej wyprawy i zaginionego profesora Davida Livingstone.

Nadia wcześnie wyszła z kolacji skarżąc się na ból głowy. William znał ją i dobrze wiedział, że nie przepada za uroczystymi spotkaniami towarzyskimi zwłaszcza w tak licznym gronie nieznajomych. Łatwo domyślił się, że dyskomfort jaki mogła odczuwać Nadia był przyczyną jej szybkiego zniknięcia. Pan Cook nie mógł tak jak ona wyjść w trakcie kolacji. Nie pozwalały mu na to konwenanse i obyczaje, których starał się przestrzegać będąc w wytwornym towarzystwie. We własnym domu jednak mniej przestrzegał reguł dobrego wychowania i częstokroć folgował sobie uważając się za jedynego pana swoich kaprysów.

Kolacja przeciągnęła się do późna. Williamowi szczególnie przypadła do gustu długa rozmowa jaką prowadził z gubernatorem Wodhousem. Obaj mężczyźni z racji podobnego wieku i statusu majątkowego szybko zaczęli sympatyzować ze sobą. Wspominali Afrykę z poprzednich dwu dziesięcioleci i omawiali zmiany jakie zaszły na świecie od tamtego czasu. Temat wydawał się przepastny i niewyczerpany. Nic dziwnego, że William znalazłszy tak dobrego partnera do rozmowy był jednym z ostatnich gości, którzy opuścili jadalnię.

Kiedy pan Cook wrócił z kąpieli do swej sypialni i zerknął na stolik do pisania, przy którym zwykł robić notatki przypomniał sobie o listach. Na stoliku leżały znaczki i przypominały o obietnicy jaką złożył przyjacielowi, że będzie pisał regularnie.



William był jednak tak zmęczony, że listy musiały zaczekać do następnego dnia. Tym bardziej, że zrezygnował nawet z cowieczornej gimnastyki, która była jedyną pozostałością po młodzieńczym zainteresowaniu akrobacją.

„Chyba coraz częściej zaczynam myśleć o wygodzie i czuć się jak starzec” – pomyślał zasypiając.

W śnie wydawało mu się, że Nadia przyszła do jego pokoju i położyła się tuż obok niego. A może to nie był sen?


*****
Cape Town, dnia 15 stycznia 1870 roku.


Następnego ranka William Cook nie czuł się najlepiej. Zawroty głowy i duszności jakie odczuwał po przebudzeniu zaniepokoiły go, ale nie na tyle, aby pozostać w łóżku. Swoje dolegliwości złożył na karb zmęczenia wczorajszym dniem. Orzeźwiająca kąpiel sprawiała że poczuł się znacznie lepiej. Podczas pisania listów do przyjaciół nie odczuwał już żadnych dolegliwości.

Bez kłopotu dotarł na śniadanie. Wysłuchał z uwagą planu wyprawy przedstawionego przez sir Whitemoora. Większość spraw nie było dla niego nowością. Podróż do Kimberly była szeroko omawiana na wczorajszej kolacji. A o przydziale kompanii wojska szczegółowo opowiedział Cookowi sam gubernator. Podał mu zresztą nazwisko oficera, który ma dowodzić to jednostką i rekomendował go jako ciekawego człowieka. Kiedy śniadanie dobiegło końca William załatwił sprawę nie wysłanych listów, które zostały powierzone zaufanemu służącemu.



*****

Cape Town – Kimberly 15 – 18 stycznia 1870 roku.

Trzy dni podróży minęły bardzo szybko. William rozmawiał z członkami wyprawy i poznawał ich coraz lepiej. Dużo czasu spędzał na pisaniu, które zaczynało mu sprawiać przyjemność. Ciągle roztrząsał w myślach projekt nowego scenariusza dla swojej trupy cyrkowej. Miał kilka bardzo ciekawych pomysłów, ale tak różnorodnych, że nie pasowały do jednego programu. Wiele godzin poświęcał lekturze książek, które zabrał ze sobą.

William w przeciwieństwie do swej przyjaciółki Nadii prawie nie wyglądał za okno. Pan Cook miał ku temu istotne powody. Każdy widok afrykańskich plenerów zbliżał jego myśli do niebezpiecznych obszarów duszy. Do głęboko ukrywanych wspomnień, których nie chciał przywoływać. Właśnie ta niechęć do pozostawiania sam na sam ze swymi myślami pchała go do częstych rozmów z innymi. William za wszelką cenę starł się zajmować jakąkolwiek działalnością. Rozmowy, czytanie, robienie notatek i wszelkie drobne czynności miały nie dopuścić wspomnień.

William Cook podczas podróży pociągiem osobiście doglądał swoich bagaży. Szczególną uwagę przykładał do pewnego niewielkiego kuferka, który był ciągłym przedmiotem jego uwagi. Był to dosyć niezwykły i kunsztownie zdobiony przedmiot.



Postronni mogli brać go za szkatułkę, choć rozmiarem przypominała mały kufer. William nigdy nie otwierał go w obecności osób drugich. Nawet Nadia choć wydawała się zaciekawiona zawartością kuferka i miała bliski kontakt z panem Cookiem nie wiedziała co znajduje się wewnątrz kufra.

*****


Kimberly, dnia 18 stycznia 1870 roku.


Środek transportu przygotowany przez profesora Salvatore prezentował się imponująco. Podekscytowanie udzieliło się wszystkim. Nawet William był zaciekawiony pojazdem latającym. Odczuł też pewien rodzaj dumy, że jego pieniądze nie poszły na zwyczajniejsze cele i nie zmarnowały się.

Sir Whitemoora przedstawił dalsze plany wyprawy, ale w jego słowach coraz więcej nieokreśloności, coraz więcej prawdopodobnych informacji i coraz więcej przypuszczeń niż pewników. Zaczynała się prawdziwa ekspedycja. Jakiś czas potem pojawił się profesor Salvatore i objaśnił szczegóły techniczne pojazdu. Przedstawił również swego czarnego asystenta Samsona, który nie przypadł Williamowi do gustu szczególnie gdy gapił się na Nadię.

„Cóż trzeba będzie porozmawiać na ten temat z panem Piccolo. Może to tylko irracjonalne uprzedzenie jakie żywimy do obcych, a asystent wcale nie ma złych zamiarów. Tak czy inaczej trzeba mieć go na oku i porozmawiać o tym z konstruktorem przy pierwszej nadarzającej się okazji.” – rozmyślał William.

Czworonożny pupil panny Wodehouse kręcił się między członkami wyprawy. Jednak do Williama Cooka nie zbliżał się prawie wcale; zresztą podczas całej dotychczasowej podróży również od niego stronił. Dyrektor cyrku miał olbrzymie doświadczenie w pracy ze zwierzętami, ale w tym wypadku nie ochroniłoby go przed natręctwem psiaka. W tym przypadku William stosował pewien mały flakonik z zapachem, który odstrasza psy, a dla ludzi jest prawie nie wyczuwalny. W ten sposób Cook zapewnił sobie spokój.

William chciał jak najszybciej zająć się swoimi sprawami i niecierpliwością oczekiwał na ochrzczenie pojazdu.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 28-12-2008 o 23:33.
Adr jest offline