EPILOG...coś się kończy, coś się...zaczyna Phalenpopsis, Dzielnica Świątynna, Świątynia Cromaga Yokura pierwszy skapitulował, nie próbując nawet rozwiązać zagadki.
Rasgan w milczeniu przysłuchiwał się rozmowom, a
Aydenn...Cóż, też milczał. Klęknął przed pomnikiem i placami przesunął po napisie.
- Turamie… Wiesz co oznaczają te słowa? Czy będziemy musieli się domyślać? Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to wynoszenie nowych doświadczeń z klęski. Wtedy stają się one w pewnym sensie zwycięstwem... Ale wątpię, żeby chodziło właśnie o to... – druidka wypowiedziała swe wątpliwości.
- Nie wiem. Jeśli te słowa mają być wskazówką, to powinny być mniej... metafizyczne.- Turam potarł czoło w zamyśleniu.-
Z drugiej strony zostały napisane przez paladynów Obrońcy Honoru, dla innych paladynów Obrońcy Honoru. Może oni pojęli by jakiś ich prawdziwy sens.Krasnolud usiadł na rozwalonej marmurowej ławie i kontynuował wypowiedź.-
W tym musi być ukryty jakiś głębszy sens. To trop do przejścia, jestem tego pewien. -Obrońca Honoru...-pomyślał na głos
Aydenn.-
To ma chyba związek z kodeksem rycerskim, prawda? - Bo ja wiem...-wzruszył ramionami krasnolud.-
Nie znam się na tych ich kultach religijnych. Chyba jednak tak. Dużo jest w zakonie rycerzy.
Druidka podeszła do posągu, jej dłoń spoczęła na krzyżu najpierw większym, potem mniejszym. Próbowała je poruszyć...Bez skutku.
Aydenn rzekł więc...-
Czyli ten miecz nie powinien być trzymany za ostrze? W końcu poddający się, kieruje miecz rękojeścią do przeciwnika. - Kto wie...nie znam się na wojaczce.- rzekł krasnolud. Elf sięgnął po trzymany przez posąg miecz i bez trudu go wyjął. Jak się okazało, włożyć go było trudniej, bo dziura w dłoni była gwintowana.
Aydenn energicznym ruchem wkręcał miecz ostrzem do góry. A każdemu jego ruchowi, towarzyszył głuchy odgłos, jakby sztaby żelazne przesuwały się gdzieś w pobliżu.
Gdy miecz został już całkowicie wkręcony w dłoń posągu, jedna ze ścian osunęła się na łańcuchach niczym most zwodzony. Za fałszywą ścianą kryło się półkoliste wejście do skrytego w ciemnościach tunelu. Ale zanim drużyna zdołała do niego dotrzeć. Zapłonęły świece w starych kandelabrach. Kawałki gruzu, fragmenty rzeźb i wyposażenia zaczęły wirować wokól niewidocznego centrum zasysając mgłę spoza świątyni, przez dziurę w dachu i wybite okna. Utworzyły one dwu i pół metrowego humanoida zbudowane z kandelabrów, fragmentów postumentów, posągów świątyni. Z jego wnętrza wydobywało się pulsujące światło.
-Honor, honor...zwróćcie nam nasz honor.- zawył setką umęczonych głosów stwór. Zakręcił kadzielnicą, i prawie roztrzaskał
Yokurze głowę. Półork ledwo zdołał się uchylić.
Rasgan i
Aydenn ruszyli z obu stron na bestię starając się go oflankować.
Nuhilia i krasnolud, skryli się wśród ławek. A druidka...
Luinehilien wiedziała, jak niebezpieczna jest magia w Dzielnicy Świątynnej. Sięgnęła po procę...marny oręż w tej sytuacji. Ale nie chciała na razie ryzykować rzucaniem czarów, a póki co, atakując sejmitarem weszłaby elfom w paradę.
Rasgan był szybszy, ciął mieczem w tułów bestii. A stwór jedynie spojrzał w kierunku elfa i krzycząc.-
Przeklęty przez bogów i pobratymców, niszczący wszystko czego się dotknie, przynoszący tylko nieszczęście i zgubę.
A z oczu stwora wystrzeliły dwa promienie...Z impetem trafiły w
Rasgana uderzając dymiące ciało. Strumień energii stopił pancerz, ranił skórę...A impet ciosu elf czuł całymi plecami. Ale przeżył.
Aydenn zamiast uderzyć w ciało, wybrał nogę konstruktu. Krótkie miecze błyskawicznie cięły nogę stwora, jednak rany przez nie zadane, nie były poważne.
Stwór zawył setką głosów.-
Opuszczony i zdradzany...Kryjący rany pod maską obojętności. Sługa z wyboru, nie z natury.-
Bestia mówiąc te słowa setką głosów, wykonała zamach kadzielnica dymiącą fioletowym oparem, podcinając nogi
Aydennowi i powalając go na ziemię. Pewnie by go zabiła stawiając na nim swą nogę , gdyby nie
Yokura...Półork rycząc rzucił się z impetem na wroga. Jego potężny wielki dwuręczny miecz uderzyłby w głowę, gdyby nie ramię stwora, które stanęło mu na drodze. Ostrze jednak wbiło się głęboko w mieszaninę drewna metalu i kamienia
- Orcza krew, krasnoludzka dusza...kiepski umysł i serce tchórzliwe. Słaby, bo pragnie by inni myśleli za niego. Głupi w swym zaślepieniu w siłę mięsni. -
Po tych słowach, dwa promienie energii z oczu bestii uderzyły w tułów półorka, uszkadzając pancerz, raniąc ciało. Impet ten wyrwał też miecz z dłoni półorka. Ulubiony oręż
Yokury, utknął w ciele bestii. Pociski z procy nie zrobiły na bestii żadnego wrażenia, szedł w kierunku
Luinehilien, krzycząc.-
Honor, honor...zwróćcie nam nasz honor.
Wilczyca wyskoczyła z kryjówki warcząc w kierunku bestii. Lecz stwór nie poświęcał jaj uwagi. Tymczasem w kierunku bestii ruszył
Rasgan. Zawirował w swym tańcu wojennym i ciął stwora, jednak bez widocznego rezultatu.
- Podwójnie przeklęty, samotnością i zacietrzewieniem, po wieczność ślepy w swej pysze.-Zamach kadzielnicą nie był dość celny, ale z kadzielnicy wydobywało się coraz więcej oparów o fioletowej barwie. Druidka widząc, że miecze sojuszników nie robią na stworze wrażenia, sięgnęła po magię. Był to desperacki krok, ale...desperackiej sytuacji byli. Użyła potęgi powietrza i wypowiadając starożytne słowa druidzkiej magii przyzwać chciała błyskawicę. I błyskawice przyzwała...Nie jedną, kilkanaście błyskawic uderzyło dookoła
Luinehilien. Większość trafiła w gruzy, jedna w
Nuhilię, jedna w
Rasgana, aż trzy w stwora. Przy czym on zniósł, to uderzenie najlepiej. Wilczyca leżała nieprzytomna,
Rasgan zwinął się na podłodze z bólu, a stwór strzelił swoimi oczami krzycząc.-
Winna swego niezdecydowania, winna zaniedbania ucznia...Winna, winna, po trzykroć winna. Winna swego obwiniania się.
Elfka zdołała się uchylić, ale i tak jeden promień trafił w jej ramię, wywołując oparzenia i straszliwy ból.
Yokura rycząc wściekle pognał na stwora niczym maczugą wywijając marmurowym postumentem.
-Siła olbrzyma, umysł dziecka. Zdany na innych, słaby samotnie.- Stwór, chwyciła prowizoryczną pałkę
Yokury wolną łapą, a jego samego zdzielił kadzielnicą powalając na ziemię.
Druidka czuła się słaba i zmęczona...I nie było to naturalne uczucie. Dym z kadzielnicy, który wytwarzała podczas walki, czynił ją słabą. Im dłużej trwała walka tym mniej mieli szans na zwycięstwo.
-Aydenn !...-krzyknęła do podnoszącego się na nogi elfa. Chciała mu wyjaśnić swe odkrycie, ale ten ją zbył jednym słowem.-
Wiem! Uciekajcie, natychmiast do tunelu. Nie pokonamy tej bestii.
Po czym cisnął w jej kierunku dwa klejnoty, z zapasów, jakie dał mu jednooki gnom. Klejnoty uderzyły w bestię eksplodując z hukiem i wyzwalając dużo światła.
To go zabolało...Po raz pierwszy zamiast słów, setki głosów wydały okrzyk bólu.
Stwór strzelił promieniami, nie trafiając jednak w
Aydenna, ten uskoczył. Sięgnął po łuk i wystrzelił. Trafił strzałą w głowę, ale trudno powiedzieć czy zrobił mu jakąś krzywdę.
Luinehilien chwyciła za nieprzytomne i poparzone ciało wilczycy, krzyknęła do
Turama.-
Chodź szybko!
Przyczajony dotąd krasnolud pognał za dziewczyną.
Yokura patrzył z nienawiścią, na łapę stwora w którym tkwił jego miecz, ale słowa
Aydenna przywróciły go do rzeczywistości.
- Na co czekasz? Samymi rekami i tak nic nie zdziałasz! -krzyknął elf starając się strzałami z luku skupiać na sobie uwagę promieni potwora.
Półork podniósł z podłogi otrząsającego się z bólu
Rasgana i zaprowadził go do tunelu.
Gdy już wszyscy byli bezpieczni,
Aydenn pobiegł w kierunku bestii, prześlizgnął się pomiędzy jej nogami i pognał w kierunku wejścia tunelu, a stwór za nim...Co gorsza na drodze stwora znalazł się posąg Cromaga. Stwór rozbił by utorować drogę. I stało się coś strasznego, łańcuchy które opuszczały ścianę, zaczęły się szybko zwijać. Przejście zawarło się ponownie na oczach przerażonego
Aydenna i reszty drużyny.
Rasgan, chciał swym orężem przeciąć ścianę, ale...miecze zostały po drugiej stronie kamiennej ściany. Zostały w przeklętej świątyni Cromaga, z której dochodzące huki świadczyły o toczącej się nadal batalii. Drużynie nie pozostało nic innego, jak lizać rany, oszacować straty, opłakać poległych towarzyszy i udać się na drugi koniec ciemnego tunelu, by zmierzyć się z nieznanym.
THE END?