Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2009, 18:25   #1
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Nim zetrą się światy.



Część Pierwsza - Ucieczka.





Pustka… czerń…

Mięśnie eksplodowały nagle bólem, gdy wszyscy po kolei się budzili, jednak żaden nie otworzył oczu. Był to jak na tamtą chwilę zbyt wielki wysiłek.
Zmysły były zbyt otumanione by cokolwiek rejestrować prócz ogólnego bólu w całym ciele. Stopniowo jednak powracały do normy. Pierwsze co dało się dość wyraźnie zarejestrować to dźwięki.

- …jednak tego nie wiemy – powiedział niski, basowy głos jakiegoś mężczyzny.
- A mamy inny wybór? – zapytał wysoki głos, najprawdopodobniej kobiecy.
- Nie. Masz rację… mimo wszystko to straszne.
- Moja głowa… - wtrącił się inny, pojękujący męski głos. – Ktoś wie co się stało? I gdzie my jesteśmy?
- To pierwsze jest naprawdę dobrym pytaniem. Jednak na to drugie znam odpowiedź – jesteśmy w wieży Giheda.
- Giheda? Tego szaleńca? – spytał z niedowierzaniem trzeci.

- Ciszej, na bogów! – upomniała go kobieta. – Tak, jesteśmy w wieży czarodzieja Giheda. Z jakiegoś powodu osłony w okół wejścia zniknęły po wybuchu i nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Z tego co mi wiadomo to jedyny budynek, który przetrwał w całości. Obawiam się także, że jesteśmy jedynymi ocalonymi z tej katastrofy. To się stało tak nagle…
- Mhm… Jasna cholera, łeb mi zaraz pęknie! – znów jęknięcie, potem dźwięk jakby ktoś upadał.

- Biedny Adarin… jeszcze nie doszedł do siebie – stwierdziła kobieta. – Co z tymi tutaj? Kim oni właściwie są? Z tej siódemki kojarzę tylko tego niesamowicie wyglądającego mężczyznę. Zwie się… Dantlan? Tak, chyba tak… To dopiero była afera… To jest ten sam Dentlan, który niedawno urządził sobie pojedynek z innym czarodziejem na placu przed tą wieżą. Co to było za widowisko… Do ostatniej chwili wszyscy myśleli że do Dentlan zginie. Jednak on zamiast tego zmienił się, jak sami widzicie. Po tamtym wydarzeniu często rozmawiałam z jego matką, biedna kobieta. Mówiła że przedtem Dentlan był radosnym i zdrowym chłopakiem z nieco nadmiernym zainteresowamiem do magii. Cóż… jak widać zainteresowanie przerodziło się w szaleństwo.

- Znam również panienkę Majolin. Pamiętacie tą wielką aferę z obrabowaniem domu szlacheckiego rodziny Liwisphares? Ta tutaj samodzielnie powstrzymała złodzieja. Jedni mówią, że strzeliła do niego z łuku, inni że smarkula miała po prostu szczęście, bo łotrzyk okaleczył się sam wybijając okno. Jak jest naprawdę – nie wiem.

- Ja natomiast – wtrącił niski basowy głos. – Znam doskonale tą dwójkę: Feliksa i Keitha. Ten pierwszy jest stałym bywalcem miejskich dybów i to przez duże es. O patrzcie, nawet teraz ma na nadgarstkach rany po niedawnym zakuciu. Ech, zmarnował sobie życie chłopak, nie ma co. Kiedy biegłem do wieży, spostrzegłem że jeszcze żyje – wyrywał się że ho ho! To i podbiegłem, dyby otworzyłem i wziąłem go ze sobą. Na szczęście nie ma tu żadnej wódki ani innych trunków, to może drogi Feliks choć raz dla odmiany trzeźwy będzie.

- Co zaś się tyczy Keitha… Poznałem go kiedy jeszcze byłem czeladnikiem u starego Dertona. Zdaje się że stary kowal starał się go w jakiś sposób pokierować na ścieżce magii – powiedział mu o podstawach, porozmawiał nawet z Gihedem, sami wiecie. Potem zaś Dertonowi się zmarło, jak to zdarza się z każdym człowiekiem i przejąłem po nim kuźnię. Z magią nie chciałem mieć nic wspólnego, wolałem się skupić na hartowanej stali, toteż Keitha musiałem odesłać. Co się z nim później działo – nie wiem. Jednak nie wygląda mi teraz na czarodzieja.

- Uch… - zaczął trzeci, także męski głos. – Ja… To może ja uzupełnię historię, bo tak się składa, że także znam dwoję osób z tej siódemki. Pierwszy z nich to… Lanred? Nie, jakoś inaczej… Lenard! Właśnie! Z tego co mi wiadomo to jest najemnikiem i to dziwnym. W Sarrin zagościł wraz ze swoją brygadą… uff… jakiś czas temu. I od razu się zakochał w jakiejś kobiecie, nie pamiętam imienia. W każdym razie miał dylemat – ich dowódca ani myślał pozwalać mu tutaj zostać, a Lenard bardzo chciał żyć z ukochaną. Co więc zrobił? Upozorował własną śmierć by móc tutaj zamieszkać. Wiem też że szykowało się huczne wesele, kiedy to owa zdzira w której się zakochał odeszła bez słowa. Zdaje się że wtedy Lenard opuścił miasto żeby kontynuować karierę najemnika, aż tu nagle bum i jest znów tutaj, hehe… jednak nie wiem czemu i kiedy wrócił.

- Co zaś się tyczy ostatniego, to zwie się … eee… Honogurai. Chyba jakieś imię z południa. W każdym razie głośno było o nim kilka lat temu. Pamiętacie Samuela, dawnego karczmarza i tą matkę z dzieckiem które przygarnął? Honogurai był właśnie tym dzieckiem. Zaś jego matka… ech… zginęła w czasie najazdu orków, kiedy to Sarrin nie było jeszcze tak dobrze ufortyfikowane jak dzisiaj. Biedna kobieta… Z tego co wiem, Honogurai do niedawna jeszcze prowadził karczmę po Samuelu, który tajemniczo opuścił miasto. Do niedawna, bo teraz już nie ma czego prowadzić, hehe…

Po wszystkich opisach i opowieściach szóstka ocalonych jakby na komendę – jeden za drugim – wstała i otworzyła oczy.
Istotnie, znajdowali się w wieży czarodzieja Giheda i było ich dziesięciu.


- Och – powiedział mężczyzna, do którego należał niski i basowy głos. – Obudziliście się, nareszcie!
- Leżeliście nieprzytomni przez ponad trzy dni – wyjaśniła pospiesznie drobna kobieta.

Pomieszczenie było ciemne z pojedynczym stołem i kilkoma krzesłami na środku, oraz schodami przy okrągłej ścianie prowadzącymi na górę.
Było także wyjście na zewnątrz, jednak nikt w chwili obecnej nie myślał o opuszczaniu wieży. Było to zresztą niemożliwe, ponieważ drzwi były zapieczętowane smugą jasnoniebieskiej magii. Jednak drzwi miały małe okno, przez które można było zobaczyć całe miasto. Czy raczej to co z niego zostało.


Nie wiedząc jak zacząć, kowal który snuł wcześniej opowieść o Feliksie i Keithu powiedział:
- Ja nazywam się Telak. Jestem… czy raczej byłem miejskim kowalem – człowiek spojrzał na chwilę na Keitha. Był bardzo wysoki, mierzył prawie sześć stóp wzrostu. Towarzyszyły temu szerokie i umięśnione ramiona wyrobione podczas lat pracy w kuźni. Ogólnie wyglądał bardziej na zawodowego zapaśnika niż na kowala.

- Ja natomiast – wtrąciła niska i chuda kobieta o rzadkich siwych włosach. – nazywam się Aneris i pracowałam w mieście jako bibliotekarka.

- Uch… to i mnie wypadałoby się przedstawić – powiedział człowiek odziany w kolczugę, który cały czas pojękiwał. – Nazywam się Adarin byłem szeregowym w koszarach. Szczęśliwym trafem byłem w patrolu, który szedł akurat obok wieży, kiedy nastąpiła eksplozja. Miałem szczęście, hehe…
- Wszyscy mieliśmy szczęście – wtrącił uderzając pięścią w stół Telak. – Jednak to za mało, żeby przeżyć. Stanowczo za mało. Musimy przede wszystkim…

- Ciszej, na bogów! – przerwała mu Aneris. – Daj im chwilę wytchnienia Telak. Jakbyś się czuł, gdybyś się dopiero co obudził po dwóch dniach? I to jeszcze po takim katakliźmie!

Twarz kowala wykrzywił grymas, jednak przytaknął przyznając kobiecie rację. Zadowolona staruszka już miała coś powiedzieć, kiedy to uprzedził ją Adarin:
- A co z tym tutaj?
Wszyscy spojrzeli na ostatnią nieprzytomną osobę, jaka leżała na ziemi. Był nią niski elf o czarnych włosach w płaszczu z kapturem i zarostem na twarzy. Obok niego leżał pas z pochwą w której spoczywał krótki miecz.

- Nie wiem, nie znam go. – przyznał Telak wzruszając ramionami.
- Ja także. – dodała bibliotekarka. – Wygląda na to, że będziemy musieli zaczekać. Przy odrobinie szczęścia sam się obudzi i nam o sobie opowie.

Zapadła wtedy niezręczna cisza. Kowal siedział przy stole i majstrował od niechcenia przy jakimś metalowym przedmiocie, który przypominał mocno zniekształcony świecznik, Aneris pocierała niecierpliwie ręce o siebie nie wiedząc co dalej czynić. Natomiast szeregowiec trzymał się wciąż za głowę jęcząc przy każdym ruchu.

Nagle kobieta klasnęła w dłonie.
- Musicie mieć mnóstwo pytań, moi drodzy – powiedziała. – Pytajcie więc, bo Telak mimo wszystko ma trochę racji i niedługo będziemy musieli coś zrobić. Nie możemy tkwić w tej wieży w nieskończoność.
 
Gettor jest offline