Feliks wyszczerzył się durnowato ukazując światu gamę ubytków w uzębieniu, śladów po złotych i srebrnych zębach gdzieniegdzie poprzeplatanych prawdziwymi acz okrutnie popsutymi zębami. Ostry zapach męskiego potu unosił się od niego. Odgarnął z czoła włosy niczym siano zarówno struktury jak i barwy. Wyłupiaste błękitne oczy lustrowały otoczenie prawie uciekając z objęć bladej, kościstej twarzy. Chcą wyglądać bardziej elegancjo poprawił pas podtrzymujący czarne, poprzedzielane spodnie i spojrzał na swe buty. Niepiękne one były, podeszwa niczym dolna szczęka jakieś paskudy kłapała tu w górę to w dół. Chyba net takie pierwsze wrażenie miał Wróbel blednąc na chwile jeszcze bardziej. Błękitna koszula sprawiała wrażenie nie lada eleganckiej. Ale to kiedyś – łaty, dziury, brud oraz wyblakniecie dopełniało obrazu nędzy i rozpaczy. Jakby trochę z przyzwyczajenia podczas pobytu pod stołem w karczmie w taki sam sposób przeczołgał się na bok w poszukiwaniu swoich rzeczy. Drżące ręce przyprawione w skórzane rękawice które o dziwo opierały się zebu czasu sięgnęły po trzy mieszki. Jeden pusty, kolejny prawie też, tylko w trzecim cos brzękało. Jednakże nie był to dźwięk pieniędzy. Wątpliwości rozwiała głupi wyraz twarzy mierżąc drżącą dłonią w siebie samego z gnomiej broni palnej. Chyba amunicja i resztki prochu. Zatknął pistolet w pas z lewej strony, krótki, zagięty miecz w pochwie powędrował na prawo. Został tylko drugi, dłuższy miecz który to znowu pojawił się na plecach. Durnowato przewrócił oczami i podrapał się po szyi próbując wstać. Oparł się o ścianę, był średniego wzrostu. Wyartykułował słowa. -Jestem, jestem, jestem Feliks Rauschigift, dla przyjaciół... Wróbel!
Cos było nie tak i bynajmniej nie chodziło o fakt znalezienia się w tym miejscu. Kropla potu spłynęła po czole jakby ostatek umysłowego wysiłku. Nagły poryw dłoni i Feliks chwycił się wprost za serce przy okazji opadając na ścianę. Odetchnął z ulgą, wyjął z kieszonki na sercu metalową manierkę ozdobioną jakimś symbolem. Potrząsnął ją, odkręcił i napił się. Tankował dobre parę chwil. Na koniec tylko schował w to samo miejsce. Cóż, najwidoczniej wzmianki o trzeźwości Feliksa stały się tylko pobożnym życzeniem. Jednakże nie powinien upić się z manierki. Nawet w jego zapachu prócz smrodu i przypominającej zapach ziemi woni brudu nie było czuć nic związanego z libacją. -Mgecie powisiec cop...
Nerwowy tik przeszedł jego twarz jakby całkiem się obudził. Takie coś potrafił tylko on – być niestety trzeźwym, a mimo to zacząć mówić niczym zalany w trupa. Jeszcze raz puścił promienny uśmiech wszystkim dokoła dodając doń zupełnie za darmo opary z jamy ustnej. Zakasłał. -Może powiedzieć czemu tutaj jestem i komu dać w ryj?
Strzelił kostkami u dłoni jednakże rany na nadgarstkach i trzęsienie się owych dłoni sprawiało raczej żałosne wrażenie. Kowal Telak odpowiedział Feliksowi: -Wyciągnąłem Cię z dybów, gdyby nie to byś zginął niechybnie. W ryj to możesz dać temu który to wywołał jeśli go znajdziesz.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 05-01-2009 o 14:56.
|