Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2009, 19:30   #6
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kraina Rozkoszy. Właśnie tam znalazł się Dantlan. Było to dla niego niczym miejsce wiecznej szczęśliwości, gdzie chciał zostać na wieki. Chciał być pogrążonym w ciepłej, otulającej go ciemności, która głaskała go po głowie, niczym troskliwa matka pochylająca się z miłością nad swym dzieckiem. Jej dłonie gładkie jak aksamit wplatały się w jego włosy, jej skóra dotykała jego twarzy, a on trwał w jej objęciach, mocno trzymając się tego uczucia. Nie pozwalał, by go wypuściła.
Inni nazywali Pustkę, gdyż tym właśnie była jego ukochana, Krainą Wiecznego Cierpienia. Prychnął pogardliwie. Co oni wiedzieli o cierpieniu, bólu? Dla nich było to jedynie słowo na pergaminie, obraz, na którym leży osoba, której twarz wykrzywia ból. Niczym więcej. To wszystko. Oni nie rozumieją czym naprawdę jest cierpienie. Mają oni wiele szlachetnych mów, pouczających innych jak mają żyć. Słowa niby pouczające, niby mądre, ale również... potwornie puste. Nie wiedzą jak to jest żyć w bólu, więc Pustkę zowią Krajem Cierpiących.
Ile on by dał, by tylko pozostać w ramionach swej ukochanej. Tutaj, w cieple był tylko on. On i jego magia. Tutaj nie miał ograniczeń narzucanych przez słabe ciało, a jego magia wypełniała go po brzegi. Czuł ekstazę, kiedy płynęła przed niego, formując się na jego rozkaz.
Leżał spokojnie otoczony przez aksamitną ciemność, w której tworzył całkiem nowe rzeczy dla samej radości czucia w sobie magii!
Nagle ciemność zaczęła ustępować! Ryknął wściekle, miotając zaklęcia, by utrzymać się tam, gdzie jego cierpienie nie istniało, gdzie jego magia, największy skarb była do jego dyspozycji. Rozpaczliwie starał się utrzymać tam, gdzie jest, lecz zaczynał czuć.
Coś zaczęło do niego docierać, budząc świadomość. Poruszył ręką, co przyszło mu z wielkim trudem. Każdy ruch powoli zaczynał stawać się coraz cięższy. Zupełnie jakby ruszał kończynami jakiejś innej osoby, jakby to nie jego ręka zaciśnięta była kurczowo na jakimś długim przedmiocie.
Wraz ze świadomością, powracały do niego zmysły, lecz wracało również coś innego. Nieproszony gość, który wdarł się siłą do jego ciała, emanując na całą jego powierzchnię, narządy. Ból.
Wykrzywił twarz w wyrazie bezsilnej irytacji, co przyszło mu z trudem. Nagle przebiegła po nim myśl, która zadziałała jak sole trzeźwiące. Czuł zimno i potworny odór ciał dookoła niego. Nie tylko ciał. Od razu targnęły nim mdłości.
-...jesteśmy w wieży Giheda...-usłyszał, gdy nagle coś kazało mu się zastanowić nad tym, kim jest Gihed.
-...Tak, jesteśmy w wieży czarodzieja Giheda...-z kontekstu rozmowy wynikało, że nie jest to przyjemny osobnik. Tak jakby się go... bano?
Może i obolałe ciało Dantlana nie było w pełni sprawne, może nie było skore do wysiłków, może było słabe, lecz jego umysł, jeżeli tylko był świadomy, zawsze działał poprawnie.
-Z jakiegoś powodu osłony w okół wejścia zniknęły po wybuchu i nie mieliśmy zbyt dużego wyboru-pod wpływem słów, w umyśle Maga zaczęła kształtować się wizja tego, co stało się w ciągu ostatnich dni.
Nastąpił wybuch, przez co osłona Wieży Maga padła. Wybuch ten zniszczył całe miasto i jedynie oni przetrwali.
W obliczu tego należy zadać sobie kilka pytań. Pierwsze mówiło o zasięgu eksplozji. Czy zniszczyło również Sanstilię?
Niezależnie jaka była odpowiedź na to pytanie, zniszczenie Sarrin musiało odbić się na gospodarce krajowej, gdyż było to miasto handlowe, leżące na szlaku. Katastrofa jaka miała miejsce, zmieni ten szlak i jeżeli Sanstilia przetrwała, to zapewne przez nią będzie ów szlak prowadził. Nie mniej jednak strata jednego z miast handlowych, tak młodych i tak silnych, które rozwijają się bardzo szybko, jest bolesne dla gospodarki. Takie miasta mają szansę przerodzić się w metropolie czy centra handlowe. Tej szansy nie ma już Sarrin.
W pomieszczeniu z nim było jeszcze cztery osoby, które wdały się w dialog ze sobą. To byli trzej mężczyźni i jedna kobieta.
Kobieta ponoć znała Celmię, jego matkę, widziała jego walkę. Mówiła, że jest szaleńcem. Mówiła, ze oszalał na punkcie magii. Jak bardzo się myliła! Magia jest jego duszą, charakterem, pragnieniem. To do niej lgnie jego prawdziwy talent! Nie zna smaku magii ten, który nikt go nie spróbował.
Magia to jego matka, siostra, żona, kochanka i córka. Jest dla niego wszystkim i jeszcze więcej! Jest zarówno jego rodziną, jak również kimś nieznajomym. Czy to jest właśnie szaleństwo? Nie, to miłość, pragnienie, ekscytacja, pożądanie!
Mężczyzna mógłby oddać życie za rodzinę. Mógłby oddać nawet duszę. On mógłby zrobić to samo.
Ta sama kobieta twierdziła, że zna dziewczynę o imieniu Majolin, która powstrzymała złodzieja, lecz był to pogląd kontrowersyjny.
Dantlan rejestrował wszystko, leżąc spokojnie.
Feliks to więzień z problemami z alkoholem, zaś Keith kiedyś miał coś wspólnego z magią, lecz teraz podobno ma wspólnego mniej. Pozory mogą mylić. Lenard to najemnik, który uwikłany został w nieszczęśliwą miłość. Hongurai to przybrany syn karczmarza, który przeżył wojnę z Orkami kilkanaście lat temu. Jego matka nie przeżyła, a on prowadził karczmę po właścicielu, który wyjechał bez słowa. Podobno teraz nie ma już karczmy. To właśnie ujawnia rozmiar zniszczeń w Sarrin.
-Och! Obudziliście się, nareszcie!-powiedział jeden z mężczyzn, zaś Dantlan podniósł się z trudem, walcząc z całej siły z mdłościami.
-Leżeliście nieprzytomni przez ponad trzy dni-powiedziała kobieta, zaś Mag wykrzywił swą lisią twarz w wyrazie irytacji.
-Czuję...-wychrypiał przez spierzchnięte, wąskie wargi, po czym szybkim ruchem odgarnął śnieżnobiałe włosy z twarzy. Przeszkadzały mu, co pokazywał grymas złości.
Rozejrzał się po pokoju swymi srebrnymi oczami bez tęczówek i źrenic, po czym stwierdził, że znajdują się w ciemnym pokoju ze stołem, kilkoma krzesłami i schodami. Był tu wielki mężczyzna, który przedstawił się jako kowal Telak, żołnierz Adarin oraz bibliotekarka Aneris.
Oddech rzęził w płucach chudej, mizernej postaci, jaką był Mag, osoba, która rozgorączkowanym wzrokiem błądziła po pokoju.
Wzrok młodzieńca o srebrnej skórze z niebieskim poblaskiem, spoczął na drzwiach zabezpieczoną przez jasnoniebieską smugę magii. Po tym spojrzał na obiekt, który trzymał w rękach, nie wypuszczając przez cały czas. Był to czarny kostur z czarnym kryształem na szczycie, przymocowanym do drzewca przez czarnego Smoka z krwistoczerwonymi oczami. Obok niego leżały jego sakiewki, które zgarnął razem z pasem, zadziwiająco płynnym ruchem, a kiedy zapiął pas, wstał, wspierając się na kosturze.
Już miał uczynić pierwszy krok, gdy nagle doznał zawrotu głowy, a ziemia pospieszyła mu na spotkanie. Zaniósł się spazmatycznym kaszlem, zwijając się w konwulsjach. Podczas każdego kaszlnięcia Mag walczył o oddech, którego czerpał w niewielkich ilościach, zaczynając się dusić.
Przeraźliwy, intensywny kaszel trwał ponad minutę i kiedy pewnym było, że Dantlan udusi się przez samego siebie, kaszel ustał. Lis leżał na podłodze, drżąc i dysząc ciężko.
Chwilę później wyciągnął czarną chusteczkę, w którą wytarł krew ze swoich warg. Tam, gdzie leżał, podłoga usiana była drobnymi kroplami krwi, pochodzącymi z jego ust.
Mag szybko powstrzymał mdłości i krzywiąc się z bólu, wstał, wspierając się na kosturze. Jego czarne szaty obszyte runami ze złotej nici, falowały i łopotały przy ruchach Dantlana, który spojrzał na człowieka, która mieniła się Feliks. Szybko zanotował w pamięci, by w najbliższym czasie nie zbliżać się do niego z powodu zapachu, jaki roztaczał. Nawet ze sporej odległości Lis walczył z ogarniającymi go z każdą chwilą mdłościami.
Kolejny z nich przedstawił się jako Keith, zaś Mag wziął jedno z krzeseł i zaprowadził w wolne miejsce.
-Ja... Dantlan...-reszta słów utonęła w kolejnym spazmatycznym kaszlu, trwającym porównywalny okres czasu. Jego siła była tak duża, że Mag nie zdołał utrzymać się na nogach i zmuszony był usiąść. Kiedy tylko kaszel ustał, wytarł usta, mruczał pod nosem coś jak "jeszcze chwila".
Przyłożył dłoń do oparcia, które nagle strzeliło, łamiąc się na kilka części. Pozbierał je szybko z podłogi, po czym położył drewno na siedzeniu krzesła. Na środku przyszłego ogniska ustawił w miarę równe podłoże z połamanego oparcia, by móc postawić naczynie. Wskazał palcem połamane oparcie, zaś z jego palca wystrzelił ogień, zaczynając tańczyć na drewienkach. Po tym odpiął od pasa metalowy kubek, do którego wrzucił zioła z różnych sakiewek, zaś w kubku pojawiła się woda. Postawił naczynie na ogniu, siadając wygodnie. Teraz mógł się rozejrzeć nieco dokładniej po osobach zgromadzonych tutaj.
Chłopak z kataną i sztyletami, sądząc po uzbrojeniu, był Hohoguraiem, zaś dziewczyna niewątpliwie ową Majolin. Ostatni z nich musiał być, zatem, Lenardem. Zobaczył jednak jeszcze jedną osobę. Niski Elfa o czarnych włosach, zaroście na twarzy i w czarnym płaszczu z kapturem. Aneris wyraziła nadzieję, że Elf sam coś o sobie opowie, jednakże Dantlan, przyglądając się mu, szczerze w to wątpił. Nie wiedział czemu, jednakże miał dziwne przeczucie, że nie jest tu jedynym Magiem i bynajmniej nie chodziło mu o Keitha.
Tymczasem woda zaczęła się gotować, więc Lis chwycił za ucho, które było jedynym chłodnym miejscem, oprócz ustnika. Mag upił trochę naparu, lecz błyskawicznie odstawił kubek, czując potężną gorycz w ustach. Tym razem mdłości okazały się silniejsze od niego, zaś nagły skurcz targnął jego żołądkiem, który wyrzucił z siebie swoją zawartość. Wymiociny chlusnęły na podłogę z całą siłą, a chwilę później dały Dantlanowi chwilę wytchnienia. Ten skorzystał, równie szybko chwytając kubek, co go postawił.
Upił kolejny łyk gorących ziół, podejmując kolejną walkę z mdłościami powodowanymi zapachem naparu, własnych wymiocin, ludzi w wieży oraz smakiem płynu, który pił.
-Przede wszystkim, co dokładnie się stało? Jak każde z nas się tu znalazło i jak wam się to udało? Jaka jest skala zniszczeń i co ich dokonało? Co lub kto?-mówił już lżej, lecz oddech dalej świszczał mu w płucach.
Próbował odtworzyć wydarzenia, jakie miały miejsce. Jechał z Sanstilii do Sarrinu, gdyż usłyszał o księdze. Nagle zobaczył rozprzestrzeniające się, niebieskie... coś? Dalej nic nie pamięta. To niebieskie coś było zaklęciem, jak się domyślał, zaś wywołać to musiał jakiś przedmiot lub Mag. Jeżeli przedmiot, to musiał zostać uruchomiony przez jakąś personę. Ciekawe...
W tym samym czasie dokończył picie naparu, po czym przyczepił sobie kubek do pasa, gasząc ogień.
Wstał o wiele lżej, co było zauważalne, po czym podszedł do drzwi. Wyjrzał na zewnątrz, gdzie zobaczył ruiny miasta. Skrzywił się, kręcąc głową. Oddalił się o kilka kroków, po czym przyjrzał się dokładniej znakowi magii, po czym ponownie podszedł bliżej, starając się wyczuć dokładny charakter magii.
Po tym postanowił zbadać co jest na wyższych piętrach, gdyż Wieża Maga była zagadką, którą zawsze chciał poznać. Postara się również wyczuć tajne przejścia, wejścia lub skrytki oraz magiczne zabezpieczenia i pułapki.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline