Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2009, 21:42   #7
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
-Czemu znów mi to robisz? Czemu wciąż mnie nawiedzasz?! - wrzeszczał Lenard z wściekłością spoglądając na stojącą niedaleko rudowłosą kobietę - Czego ode mnie chcesz? Nie możesz mnie po prostu zostawić samego? Wynoś się z mojego życia!
Dziewczyna nie zareagowała, wciąż z uśmiechem na twarzy przyglądała się najemnikowi, powoli wyciągnęła do niego rękę, szeptała coś, lecz on jej nie słyszał.
-Odejdź, zostaw mnie w spokoju. - rzekł już z mniejszą determinacją - Odejdź...
Kobieta przyłożyła palec do ust dając mu znak aby zamilkł, po czym odwróciła się z gracją i zniknęła w mroku. Najemnik padł na kolana, zniesienie tego cierpienia przychodziło mu coraz trudniej, jednak aby w końcu dojść do siebie musiał pozbyć się dawnych słabości. Z trudem powstrzymywał się przed zawołaniem jej imienia by znów mógł ujrzeć jej twarz, poczuć zapach jej perfum, usłyszeć jej głos...

Powieki niemiłosiernie mu ciążyły, minęła chwila nim zorientował się, że leży na wznak w jakimś pomieszczeniu, jego zmysły powoli wracały do dawnej kondycji. Po chwili usłyszał kilka głosów, lecz nie potrafił się na nich skupić. Zainteresował się nimi bardziej dopiero, gdy usłyszał swe imię, gdyby nie zmęczenie pewnie już stałby nad trupem osoby, która nazwała jego ukochaną zdzirą.
Powoli otworzył oczy i podniósł się z ziemi, jego wzrok spoczywał przez chwilę na każdym ze zgromadzonych, wydawało mu się, iż kilku z nich znał nawet z widzenia, lecz nie miał pewności. Po krótkiej chwili odnalazł swój ekwipunek, założył na siebie kolczugę, zaś dwa krótkie miecze zarzucił sobie na plecy.
To ty mnie tu przywiodłeś Markusie. O ironio! Chciałeś, abym stawił czoło demonom przeszłości, a teraz sam stałeś się przeszłością. - rozprawiał w duchu Lenard spoglądając na otoczone jasnoniebieskim światłem drzwi, o tym, iż znajdowali się w wieży Giheda nikt nie musiał mu mówić, bowiem budowlę tą trudno byłoby pomylić z jakimkolwiek innym budynkiem w mieście. Najemnik nie miał złudzeń, o ile nie stał się jakiś cud, jego stary przyjaciel właśnie odszedł do innego świata.
Jego rozważania przerwał jeden z mężczyzn, niejaki Feliks, o ile Lenard dobrze usłyszał imię w jego pijackim bełkocie, następnie na scenie pojawił się Duncan.
- Co wiecie o kataklizmie? - spytał - Co się stało tam, na zewnątrz i czemu nikt nie wybiera się na zewnątrz?
Sam chciałbym to wiedzieć. - pomyślał Lenard.
Kolejne dwie osoby nie przykuły już jego uwagi, przynajmniej nie tak jak ostatni jegomość zwący się Dantlan. Już na pierwszy rzut oka można było zorientować się, iż para się magią. Było w nim jednak coś dziwnego, coś co bardzo intrygowało najemnika, bowiem choć ów czarodziej wyglądał na młodzika, jego zachowanie oraz ostre napady kaszlu mówiły o nim coś zgoła innego. Być może to magia wypalała go od środka, zresztą Lenard nie znał się na tych sprawach. Markus często opowiadał mu o potędze magii i ograniczeniach w jej używaniu, jednak wiedza ta często umykała mu drugim uchem.
W końcu jego uwaga spoczęła na nieprzytomnym elfie, wrodzona podejrzliwość nie pozwoliła mu pozostawić leżącego na ziemi miecza to też szybko odsunął ostrze nogą by po przebudzeniu mężczyzna nie mógł po niego zbyt szybko sięgnąć. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Może on coś wie. - rzekł po czym uświadomił sobie, iż jeszcze się nie przedstawił - Nazywam się Lenard Spoon, trzeba przyznać, że znaleźliśmy się w dość ciężkiej sytuacji, czy ktoś wie jak wygląda miasto na zewnątrz?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline