Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2009, 20:37   #7
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Annie pod dość udanym przyjęciu – oczywiście nie w oczach jej wiecznie niezadowolonego męża – wreszcie miała czas dla siebie. Dopiła resztę manhattana i jak w transie podążyła w kierunku łazienki. Prysznic, masaż, szczotkowanie zębów, włosów... Wciąż z lekkim szumem w głowie, podreptała do pokoju dziecięcego. Megan wierciła się jeszcze, zawzięcie ignorując wysiłki opiekunki. Szybko zlustrowała sytuację.

- Może pani już iść - rzuciła do dziewczyny. - Meg... cichutko, mama już jest... Przeczytam ci bajeczkę...
- Opowiedz...
- Jestem tak zmęczona, nie dziś, jutro, dobrze kochanie?
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję.

Podnosząc się, spojrzała na śnieżną kulę stojącą na stoliku nocnym. - Boże, co za kicz... - mruknęła, wychodząc cicho z pokoju.

Nie dotrzymała obietnicy. Ani tego, ani następnego, ani kolejnego wieczoru. Jak zwykle.

Zajrzała do sypialni, Thomas spał głęboko, trzymając pusty kieliszek w ręce bezwładnie zwisającej z łóżka. Podeszła i delikatnie wyjęła mu szkło z dłoni, poprawiła i przykryła pledem. Znając go, pośpi tak kilka godzin. Miała więc trochę czasu. Przemykając niczym kot, zeszła do salonu, zabrała butelkę whisky, colę i kryształowego tumblera. Uzbrojona w te atrybuty, rozgościła się w gabinecie. Laptop cichutko zaszemrał, dołączył do niego plusk whisky i syk odkręcanej coli. Wkrótce wszystko było gotowe. Uruchomiła komunikator. Praktycznie od razu wyskoczyła wiadomość:

- Witaj Catherine, tęskniłem
- Cześć Marc, wybacz, miałam gości, rodzice... rozumiesz
- Jasne... ale...
- Tak?
- Kiedy ja będę cię mógł odwiedzić?
- Wiesz, że mieszkam z koleżanką...

***
Przeszli przez bramę. Pierwsze co urzekło ich oczy, to ogromna polana. Na niej zaś ogromny dębowy stół, który bił się o pierwszą nagrodę ze scenerią. Gdyby nie był dębowy, z pewnością uginałby się pod ciężarem przepysznych potraw, które na nim postawiono. Nie trzeba było być łasuchem, by się zachwycić.

Zachwycić – nie znaczy rzucić na jedzenie. Podeszli bliżej, by nacieszyć oczy, sprawdzić dokładnie, zbadać, może dotknąć, spróbować? Oczywiście, że poczuli głód i pragnienie. Nikt jednak nie narzucał im zachowania, nie czuli żadnego wewnętrznego przymusu, wolność – oto co im zaoferowano. Na podstawowe pytanie zaś odpowiedział im ptaszek, który sfrunąwszy z drzewa, zajął się wydziubywaniem co smaczniejszych kąsków. Przestraszony zbliżającymi się postaciami, odleciał niezadowolony, pozostawiając po sobie niezłomne przeświadczenie o braku trucizny. Tego nie musieli się obawiać.

Podczas gdy lody zaczynały już lekko się topić, a krzesła czekały na zajęcie, dostrzegli to, co zaoferował im horyzont: puszczę, las, bór... Nieprzenikniona ściana ciemno-zielonej kniei okalała całą polanę. Ten wspaniały mur przełamywał sie tylko w jednym miejscu. Tam, gdzie szeroka ścieżka zatapiała się w zielonej ciemności, pozwalając tworzyć gałęziom majestatyczny szpaler. To było wyjście. Kiedy jednak z niego skorzystają?

Zastanawiając się co robić, nie zauważyli nawet, że białe drobinki gdzieś zniknęły. Nie było też rozmytych kształtów. Bezwiednie rozkoszując się powietrzem, kontemplowali zastaną sytuację, a jedno z nich przez chwilę poczuło dziwne ukłucie pewności. Któryś z bohaterów znał ten las, te drzewa i tę ścieżkę... Ktoś inny, a może ten sam? Dostrzegł znajomy kształt w trawie. Cóż, na głodzie nikotynowym, każdemu wszystko się kojarzy. Ale nie wyprzedzajmy faktów, nie doszukujmy się na siłę. Z pewnością to uczucie odezwie się niebawem kolejny raz. A my ? Przecież nigdzie nam się nie spieszy...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline