Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2009, 11:30   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Brama była otwarta.
Cóż mieli robić na tej dziwacznej, wodno-śnieżnej pustyni... Ulepić bałwana? Rzucać się śnieżkami?
A za bramą, być może, rozpoczynała się droga prowadząca do domu.
Na cóż było czekać. Na przyjście tego kogoś, kto ich tu zamknął?
Nikt nie zamierzał tego robić. Zgodnie ruszyli w stronę wyjścia.

Za bramą była polana, otoczona gęstym lasem.
Filip odwrócił się i nie do końca uwierzył własnym oczom.
Brama, przez którą chwilę wcześniej przeszli, zniknęła. W tym miejscu rosły drzewa. Wielkie. Stuletnie. I z pewnością nie było między nimi nawet śladu po tym dziwnym miejscu, które opuścili.

"Co się dzieje?" - pomyślał trochę zaniepokojony.

Bardzo nie lubił takich niespodziewanych zniknięć. Ostatnio zniknęła dziewczyna, z którą spędził na balu parę miłych chwil i, nie da się ukryć, zniknięcie to nie sprawiło mu zbyt wiele radości. A to, że w tej chwili znaleźli się w, przynajmniej na pozór, całkiem normalnym świecie, wcale nie oznaczało, że już wszystko jest w całkowitym porządku.
Poza tym... Czy lesie na polanie pojawia się znikąd stół zastawiony frykasami godnymi królewskiego stołu? Raczej nie.
Słyszał co prawda o takich dziwach... Stoliczek, który sam się nakrywa. Cudowny obrus, o tych samych właściwościach... I inne tego typu rzeczy, o których nianie opowiadają małym dzieciom.
Najdziwniejsze było to, że całe to jedzenie musiało się pojawić parę chwil temu, bo potrawy były ciepłe, a lody nie zdążyły jeszcze się roztopić. To oznaczało, że dopiero co to wszystko się tu pojawiło...
A w pobliżu nie było nikogo, prócz nich...
Dziwne...

Przyglądanie się stołowi, a raczej znajdującym się na nim potrawom, skończyło się w chwili, gdy ptak, z apetytem pałaszujący co lepsze kąski uciekł, najwyraźniej cały i zdrowy.
A to znaczyło, że oni wszyscy, mniej lub bardziej oczekiwani goście, mogą zasiąść przy stole i zaspokoić głód i pragnienie.

- Zechce pani usiąść - książę Filip uprzejmie odsunął wyściełane krzesło, by królewna Śnieżka bez problemów mogła zająć miejsce przy stole.

I w tym momencie zawahał się.
Spojrzał w niebo. Słońce stało nie tyle wysoko, co raczej już dość nisko... Powiedzmy bardzo nisko...
Jeśli teraz się zatrzymają, nie wiadomo kiedy pójdą dalej. A może wcale nie zdołają się ruszyć. Pierwsze słowa wilka dotyczyły alkoholu. Najwyraźniej zwierzak był obdarzony nie tylko ludzkim głosem, ale i pewnymi nałogami. A w takim razie... jeśli dorwie się do dzbanów z winem, to nikt go od nich nie oderwie, aż w naczyniach nie pojawi się dno.
A Iwan... Wiadomo przecież wszystkim, co mówią o podejściu szewców do napojów, wyskokowymi zwanych.

- Proszę posłuchać - powiedział, ukłonił się z miłym uśmiechem w stronę Śnieżki - królewno, panowie... - kolejne skinienie głową w odpowiednią stronę.

Mówić do wilka per 'pan' było pewną przesadą, ale co szkodziło...

- Może zamiast się tu zatrzymywać na obiado-kolację - zaproponował - zabierzemy trochę zapasów, żeby starczyło i na kolację, i na śniadanie i ruszymy w drogę? Ta ścieżka - spojrzał w odpowiednią stronę - wygląda ciekawie.


Właśnie. Dokładnie tak. Ciekawie, a nie zachęcająco...

- Skoro jest ścieżka, to gdzieś musi prowadzić... A widać, że jest używana. Może znajdziemy jakąś chatę drwala, może szałas... Dzięki temu królewna nie będzie musiała spać na dworze...

Spanie na dworze zdecydowanie mu nie odpowiadało. Przynajmniej w takim towarzystwie...
Już widział, jak królewna zrywa się z okrzykiem przerażenia za każdym razem, gdy odezwie się sowa, lub zabłąkana mrówka przespaceruje się po jej królewskiej dłoni.
O tak. Delikatne panienki powinny sypiać pod dachem, a nie pod gołym niebem i to w dodatku w męskim towarzystwie. Coś takiego zdecydowanie zły wpływ na ich reputację... I mogło spowodować nieodpowiednie konsekwencje...

Nagle poczuł dziwną nieufność do tego tajemniczego "Kogoś", fundatora tej uczty, kuszącego ic wszystkich zastawionym stołem.
Czemu, skoro zorganizował, lub zorganizowała, to przyjęcie przed chwilą, nie pojawił się tu, by ich zaprosić, przywitać? Nieśmiała dobra wróżka?
I ten ptak... Jakby specjalnie. Czemu tylko jeden? Przecież to jest las... Ptaków powinno tu być mnóstwo, a tu martwa cisza. Może to jakiś przeklęty las...

Może był przewrażliwiony. Może za dużo nasłuchał się i naczytał bajek o złych czarownikach, wiedźmach i teraz z podświadomości wypływała dawno nabyta wiedza i uprzedzenia... Może tak wpłynęło na niego zniknięcie jego pięknej damy... W każdym razie nie był pewien, czy powinni tu zostać...
 
Kerm jest offline