Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2009, 02:27   #5
Miriander
 
Miriander's Avatar
 
Reputacja: 1 Miriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie cośMiriander ma w sobie coś
Spokojnie.

Oddech, drugi, trzeci. Palce silnie ściskają pęk kluczy.

Spójrz na zegarek. - pomyślał.

Spojrzał.

Wskazówki są na swoim miejscu. I są dwie. Znaczy, że nie śni.

Kurwa

Mężczyzna odchylił się mocno w siedzeniu, pogrążając się w ciszy panującej w luksusowym wnętrzu. Powinna ona uspokajac, ale wtedy myśli chłopaka wypełniały ją zgiełkiem własnych wątpliwości i przemyśleń.

A co, jeśli ten zblazowany dziwak należy do jakiejś mafii? Nie no, na pewno...samochód taki jak każdy...co z tego, że licznik urywa się na prędkości ponad 400 km/h...
Zresztą, zaraz, co on sobie myśli? Że może oddzielic swój świat szklanymi ścianami i w noce takie jak te zrzucic kilku śmiertelnym złote owoce swojej łaski? Jestem gorszym typem człowieka, chciałeś mnie podjarac? To eksperyment psychologiczny, czy sadystyczna gra? Tak, pewnie się kurwa świetnie bawisz...albo jesteś tak pijany, że nawet nie czaisz, co zrobiłeś. A ja, dobry samarytanin...
...co mnie napadło?
Zresztą, co ja wogóle tutaj robię? Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie ludziom, zwykłym ludziom z nieposkładaną osobowością i delikatnym, młodym, nieukształtowanym umysłem...


Adrian szybkim ruchem ciała sprawił, że jego głowa poznała zatrważającą siłę III Prawa Newtona w odniesieniu do układu czacha - kierownica.
Klakson zawył, tak jak i cicho chłopak na siedzeniu kierowcy. Zamrugał, ale świat nie był ani krzty bardziej rzeczywisty, niż sprzed chwili. A uczucie pozostawienia samochodu i ucieczka z "miejsca zbrodni" zdawała się nad wyraz kusząca.

Przygryzł wargę. Jego wzrok zwrócił się ku palcom dłoni, która otwierając się ukazywała błyszczące refleksem słabego światła kluczyki.

***

Co to znaczy - do rana? Znaczy się, do koło piętnaście po czwartej, kiedy słońce wstaje?

Adrian mocno zaciskał palce na kierownicy. Nie wiedział, ile czasu minęło od krótkiej wizyty w jego mieszkaniu, podczas której mógł zrobic wydruk z Google maps i zabrac ostatniego Izostara, którego posiadał w lodówce. Komórkę wyłączył już jakiś czas temu, by nie byc kuszony spoglądaniem co chwila na wyświetlacz. Wierzył, że jeśli nie będzie tego robił, czas nie będzie płynął - albo przynajmniej, nie tak szybko.

Za oknem, w ciemności autostrady zamigotał na sekundę znak oznajmiający trasę E31/62 i zjazd na Köln. Stopa przycisnęła mocniej pedał gazu, ale zaraz kierowca, naraz przerażony odgłosem silnika powoli ukazującym swoją moc, odjął nieco prędkości.

To było samobójcze. To jest samobójcze. Zaraz zginę, jestem u przedsionku piekła, to nie może się tak dziac...426 km plus powrót kolejne 426 km...by zdążyc, musiałby jechac ponad 200 km/h. Ha! Co on myślał, że uda mu się? Nie jechał w życiu szybciej niż 100, no, 105 bo bał się nie tyle policji, co prędkości. Kurwa, rock&roll stary, tak? Nie, co w Ciebie wstąpiło? Zwolnij, bo się kurwa zabijesz. Ile chcesz tak jechac? Myślisz, że jesteś sam na drodze? Jest noc, ktoś wyskoczy i nawet Pan Bozia Cię nie uratuje!

Pot wystąpił na czoło mężczyzny. Przełknął ślinę, luminescencyjne oznaczenia linii spowalniających po bokach drogi przy tej szybkości zmywały się w jedną, długą linię przypominającą pas startowy. Białka oczu zaszły lekko czerwienią, gdy powieki praktycznie nie zamykały się. Wszystkie mięśnie i ścięgna były teraz naprężone, gotowe do szybkiej i natychmiastowej reakcji. Stres, strach przed śmiercią, wątpliwości - wszystko w dziwnej mieszaninie adrenaliny i noradrenaliny, w wybuchach elektrycznych przekazywanych przez neurony całemu ciału powodowało i paradoksalnie utwierdzało Adriana w jego marzeniu.

Prawie wyzionął ducha, kiedy, mijając długą linię świateł samochodów, objawiła się przed nim para czerwonych oczu tylnych świateł jakiegoś volkswagena.
Skręt kierownicy, krzyk więźnie w gardle, czerwone ślepia nacierają na przednią szybę.
Wzium.
Minął.
Noga odruchowo chciała wcisnąc hamulec, ale nie trafiła na pedał, więc jedyne, co pozostało powodowanemu szaleńczym pragnieniem jeszcze-nie-matematykowi - docisnąc gaz.

Był pewien, że będzie potępiony.

W radiu RHCP kończyli swój utwór znanymi słowami:

Can't stop the spirits when they need you
This life is more than just a read through.


***


Wymiotował na asfalt, sam nie wiedząc czym - nie jadł przecież niczego, nie miał na to czasu, a alkohol i tauryna przecież nie szkodzą.
Jego ręce drżały, gdy opierał się nimi o zimną nawierzchnię parkingu. Zimne powietrze uderzało jego skronia, nie pozwalało uspokoic bicia serca. Oddychał, głęboko, ale i szybko, coraz szybciej, a ręce jego wciąż drżały.
Jednak sam, krztusząc się gorzkim posmakiem, nie chcącym zejśc z ust, zauważył, że zaczyna się śmiac.

- Wohoo! Yay! REINHOLD! - chciał wrzeszczec teraz, a łzy ciekły mu do oczu uniemożliwiając widzenie. Nie miał jednak sił by krzyczec, był zbyt zmęczony, mógł teraz tylko wpółprzytomnie na nogach odmawiających posłuszeństwa skierowac się ku puszczy białych krzyży. Czy tak w tej chwili czuł się jak Messner wchodząc na swoją Czomolungmę bez tlenu?
Zawsze chciał tutaj byc, ale chyba nie w takich okolicznościach, nie zaledwie dwa kroki przed śmiercią i ledwie na parę minut, swój cel traktując jak przystanek.

Verdun. Osiem setek tysiecy ludzi, 36 miliona pocisków, miliard spojrzeń nienawiści i nieskończonośc cierpienia i heroizmu. Pomnik Apokalipsy, punkt zwrotny w dziejach, ziemia krzycząca o "nigdy więcej". Dlaczego przyjechał do tego miejsca? W tej chwili, właściwie to...nie wiedział. Nie wiedział po co. Co tutaj chciał zobaczyc, czego doświadczyc, co udowodnic.





Wyciągął komórkę, pstryknął fotkę.

Potem drugą, przy samochodzie. Jeśli ktokolwiek wygrzebie ten telefon spod metalowej klatki zgliszczy Bugatti, niech kurwa wie, co się wydarzyło. Niech ten przecpany, zblazowany alkoholik zobaczy prawdziwego rock&rolla, zobaczy, że nie może sobie tak ze mną pogrywac... a rodzice, że coś osiągnąłem!Łzy znów napływają do oczu, chłopak siadając na fotelu kierowcy przy otwartych drzwiach łka, nie wiedząc nawet czemu.

Kurwa, jakie to beznadziejne. Zabije mnie, jeśli nie wrócę. Nie chcę wracac, chcę położyc się tutaj i...czemu to wszystkie jest takie pojebane? Czemu ja? No czemu, kurwa, kurwa, kurwa? Czemu ja?

Adrian zaczął ocierac rękawem zasmarkany nos i oczy i znów nos i oczy...

Hehe, ale ze mnie pojeb...i udało się, Bóg chyba sprzyja głupim...jak przeżyję, to pójdę do więzienia...a ten zblazowany bogaty dupek i tak mnie załatwi... chyba mu nie zarysowałem samochodu?

Spojrzenie, a potem oświecając sobie komórką i podpierając się na masce, Adrian zupełnie bez sensu szuka rys na potworze z metalu.

Zaraz, zaraz, ogarnąc się...odetchnij, Adrian, głębiej...no, chciałeś się bawic w buntownika bez powodu, co? No i na co Ci teraz to było? Osiągnąłeś coś? Jesteś zadowolony? Nie? A wiesz czemu? Bo jesteś głupcem! Głupim jak but idiotą i smarkaczem, który nie umi poradzic sobie z walącą się przed nim rzeczywistością, który nic nie osiągnął i nic nigdy nie osiągnie i takimi tanimi opcjami pozwala swojemu ego nie umrzec tylko jeszcze żywic się na wraku, jakim jesteś i w jakim teraz zginiesz! Ha, dobrze Ci tak!

Dziwnym trafem chorobliwe myśli, a było ich całe mnóstwo, uspokajały rozdygotanego, bladego i zmęczonego mężczyznę, który z dziwnym, wiadomym chyba tylko sobie, po trosze maniakalnym uśmiechem zamknął drzwi i pozwolił ręce przekręcic kluczyk w zamku zabezpieczającym i usłyszec, jak cały supersamochód obniża się, zmniejszając prześwit między nawierzchnią a podwoziem auta.
Deszcz padał w Essen cały dzień, lecz tutaj - w Verdun, księżyc jasno oświetlał swym blaskiem powietrze letniej nocy.
Źrenice oczu Adriana jeszcze przez chwilę podziwiały krajobraz za oknem i biel białych krzyży wyrastających z ziemii. Przymknął oczy.

Ku pamięci - wyobcowanych bohaterów - Kinskich przemawiających wobec nierozumnego tłumu, Ginsenbergów wołających o zauważenie, Gödli i Camus, wciąż niepewnych jutra bombardowanego przez absolutną rzeczywistośc dziś.



Docisnął pedał gazu. Później, nad ranem, zaśnie za kierownicą z włączonym silnikiem. Na parkingu przed IX...lub na trasie. Przeszłośc jest dla niego równie niepewna jak przyszłośc. Na razie - pędzi, by zdążyc, zostawiając za sobą coś ważnego.




Kod:
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%TO%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%

Żebym wreszcie mógł powiedzieć, co siedzi we mnie. 
Wykrzyknąć: ludzie, okłamywałem was 
Mówiąc, że tego we mnie nie ma, 
Kiedy TO jest tam ciągle, we dnie i w nocy. 
Chociaż właśnie dzięki temu 
Umiałem opisywać wasze łatwopalne miasta, 
Wasze krótkie miłości i zabawy rozpadające się w próchno, 
Kolczyki, lustra, zsuwające się ramiączko, 
Sceny w sypialniach i na pobojowiskach. 

Pisanie było dla mnie ochronną strategią 
Zacierania śladów. Bo nie może podobać się ludziom 
Ten, kto sięga po zabronione. 

Przywołuję na pomoc rzeki, w których pływałem, jeziora 
Z kładką między sitowiem, dolinę, 
W której echu pieśni wtórzy wieczorne światło, 
I wyznaję, że moje ekstatyczne pochwały istnienia 
Mogły być tylko ćwiczeniami wysokiego stylu, 
A pod spodem było TO, czego nie podejmuję się nazwać. 

TO jest podobne do myśli bezdomnego, 
kiedy idzie po mroźnym, obcym mieście. 

I podobne do chwili, kiedy osaczony Żyd 
widzi zbliżające się ciężkie kaski niemieckich żandarmów. 

TO jest jak kiedy syn króla wybiera się na miasto 
i widzi świat prawdziwy: nędzę, chorobę, starzenie się i śmierć. 

TO może też być porównane do nieruchomej twarzy kogoś, 
kto pojął, że został opuszczony na zawsze. 

Albo do słów lekarza o nie dającym się odwrócić wyroku. 

Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur, 
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom. 

%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
%
Nie zostaję tutaj długo, choć to miejsce, w którym tkwią odpowiedzi. Nie są mi one dane, nie teraz, nie w tym czasie. Uciekam ku innej wiedzy,dokolejnej iteracji ([WoD: Mortals] TBL - Cieńka Czarna Linia)
 

Ostatnio edytowane przez Miriander : 15-11-2009 o 20:24. Powód: Znajdziemy siebie tylko tam, gdzie nie ma ani mnie, ani Ciebie, ale tam, gdzie jesteśmy my. Gdzieś między 0 a 1.
Miriander jest offline