Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2009, 17:34   #10
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Feliks, Lenard, Majolin

- Czy ktoś wie jak wygląda miasto na zewnątrz? – zapytał Lenard. W pomieszczeniu zapadła cisza. Trójka ocalałych mieszkańców wbiła wzrok w ziemię zastanawiając się jak odpowiedzieć na to pytanie, oraz kto powinien to powiedzieć.

- Nie wiemy jak wygląda teraz – powiedział w końcu Telak. – Jednak przed wybuchem miasto było otoczone grubym murem w którym było dość sporo wież strażniczych i trzy bramy – północna, południowa i północno-wschodnia. Wieża, w której aktualnie jesteśmy, znajduje się mniej więcej w centrum na wzniesieniu. Na zachodzie były ratusz oraz biblioteka, na wschodzie zaś moja kuźnia i karczma. Koszary z rozległym placem treningowym znajdowały się na południe stąd.

- Oczywiście teraz to wszystko pewnie jest ruiną… Wybuch niszczył wszystko co stanęło mu na drodze…
Przemówienie kowala przerwał donośny dźwięk wydawany przez Feliksa. Szermierz upadł na kolana i obficie zwymiotował na podłogę. Nikt nie wiedział „co” mógł zwrócić, bo przecież był nieprzytomny przez kilka dni, jak zresztą cała reszta.

Kiedy wstał, reszta zauważyła że jego twarz jest… niebieska! Nie czuł się zbyt dobrze, a stwierdzenie tego przez kogoś, kto dzień w dzień pije alkohol to już coś.
Żołądek mu palił intensywniej niż zwykle, w głowie huczało jakby kto młotem w niego walił.

Popatrzył na swoje wymiociny i zachwiał się prawie upadając na ziemię.
- Na bogów, co mu jest?! – krzyknęła Aneris.
- Nie wiem – odparł w międzyczasie Telak. – Jednak wydaje mi się…

Łup.

Feliks upadł na ziemię na wznak, zaś jego twarz przybierała coraz wścieklejszy odcień błękitu.

- Wydaje mi się… - powiedział znów Telak podchodząc do szermierza i wyciągając metalową manierkę z której Feliks kilka minut temu pociągnął kilka zdrowych łyków.
Kowal otworzył ją i powąchał zawartość. Natychmiast odsunął twarz z obrzydzeniem i wylał zawartość na posadzkę.
O dziwo wódka, zazwyczaj bezbarwna, miała taką samą barwę jak twarz szermierza – niebieską.

- Dobrze mi się wydaje – podsumował kowal zamykając manierkę i chowając ją do kieszeni. – Może nie znam się zbyt dobrze na magii, ale picie alkoholu nią nafaszerowanego nie jest zbyt dobrym pomysłem.
Nagle rozległo się donośne i nie dające żadnych złudzeń chrapanie. Feliks uciął sobie drzemkę!

- No tak… - powiedział z uśmiechem na twarzy kowal, podczas gdy bibliotekarka chichotała pod nosem, a żołnierz siedzący na stołku po prostu ryknął śmiechem. – Tu ewidentnie potrzeba Giheda. Jak znam życie to lepiej zanieść go na górę, bo czarodziej może mieć u siebie jakiś sprzęt, który można używać tylko tam.

Następnie Telak podniósł Feliksa i przerzuciwszy go przez ramię zaczął iść na górę. Reszta natomiast, za wyjątkiem Aneris, poszła za nim. Bibliotekarka postanowiła zostać na wypadek gdyby elf się ocknął.

Keith, Dantlan, Honogurai

Doszliście na samą górę. Wbrew pozorom nie było tam drzwi, lecz klapa w suficie.
Honogurai otworzył ją i weszliście do okrągłego pomieszczenia na samym szczycie wieży czarodzieja. Było ono pełne regałów z księgami, fiolkami i słojami o nieznanej zawartości.

Przebiegając wzrokiem spostrzegliście, że średnio co trzeci przedmiot na regałach jest magicznym źródłem o różnej mocy.
Jak na ironię najwięcej energii było skupionej w księdze o nazwie „Magia – źródła i podstawy”.
Na drugim końcu sali siedział łysy i niewysoki gnom. To musiał być czarodziej Gihed.


Zdawał się was nie zauważać, ponieważ cała jego uwaga skupiała się na siedzącym na biurku… króliku?
Biedne zwierzątko było spętane zaklęciem całkowitego posłuszeństwa, co było widać po strumieniu magii łączącym je z Gihedem.

- Wdech… wdech… wdech… - powtarzał ustawicznie czarodziej, a królik pompował się za każdym razem. – No mały… jeszcze raz… wdech!
Zwierzątko, przypominające teraz biały, futrzany balon, po prostu eksplodowało, a jego flaki poszybowały we wszystkie kierunki lądując między innymi na twarzach trójki przybyłych.

- Cholera jasna! – zaklął Gihed odwracając się. – Ach! Nie zauważyłem was.
Zeskoczył ze stołka i podszedł do każdego z przybyłych przyglądając im się dokładnie.
- Hmm… wyglądacie zdrowo… nawet bardzo – nastąpiła chwila milczenia w trakcie której czarodziej utkwił na chwilę wzrok na Dantlanie. – W każdym razie w porównaniu z tymi na mieście. Chcecie czegoś konkretnego, czy przyszliście się przywitać?

Wszystkich trzech przybyłych po prostu zatkało. Czy to był ten sam wredny, aspołeczny Gihed, który tak nienawidził wszystkich i wszystkiego? Czy może po prostu za dużo się nasłuchali o nim od nieprzychylnych czarodziejowi osób?
Pierwszy z oszołomienia otrząsnął się Honogurai, który delikatnie zapytał czarodzieja o widziany na niższym piętrze amulet.

- Naszyjnik powiadasz? – zamyślił się Gihed. – Hmm…
Zauważyliście, że gnom zaczął dość szybko mrugać oczami w nieznanym wam celu, przynajmniej z początku nieznanym. Szybko bowiem wyczuliście przepływ magii z ciała czarodzieja i zrozumieliście, że Gihed mrugając oczami rzuca czary!

Po kilkunastu sekundach skończył i dało się słyszeć świst, a po kolejnej chwili przez klapę w podłodze wleciał pewien przedmiot lądując na dłoni Giheda.
- Ten amulet? – upewnił się, na co Honogurai pokiwał głową. – To nic takiego. Zwykła pamiątka rodzinna.

Gnom włożył naszyjnik do kieszeni i chciał coś powiedzieć, jednak nie zdążył, bo do pokoju weszło kolejne kilka osób: Telak niosący nieprzytomnego Feliksa, Majolin, Lenard i Adarin.

WSZYSCY

Kowal pospiesznie wyjaśnił czarodziejowi co się stało – że Feliks wypił skażony alkohol, zwymiotował na ziemię i padł nieprzytomny.
- Hmm… - powiedział Gihed. – Ciekawe… mówisz, że wódka była niebieska? I że miał później niebieską twarz?

Telak pokiwał głową. Teraz nieprzytomny pijaczyna miał już twarz normalnej barwy, jednak wciąż mogło mu coś dolegać.
- To niedobrze… - rzekł czarodziej szukając czegoś w jednym z regałów. – Chodzi o to, że z alkoholu wychodzą doskonałe destylaty magiczne, a kolor zazwyczaj świadczy o ich działaniu. Chociażby o tym czy jest ono negatywne, czy pozytywne.

Na podłodze wylądował stary i nieco spleśniały tom „Skutków ubocznych używania magii”, który Gihed prawie natychmiast zaczął wertować.
- Mam. – powiedział wreszcie zadowolony. – Kolor niebieski zarezerwowany jest dla… o kurwa.

Wstał pospiesznie i znów zaczął czegoś szukać wśród regałów. Tymczasem Telak podszedł i podniósł książkę wytrzeszczając oczy.
- … dla trucizn. – dokończył za czarodzieja. – Nie rozumiem, przecież pierwsze objawy już minęły.

- Magiczne trucizny są o wiele paskudniejsze niż naturalne. – wytłumaczył Gihed wąchając zawartość jednej z fiolek i wlewając ją do słoika. Chwilę później to samo uczynił z inną fiolką, a także zawartością trzech innych słoików. Na koniec wszystko dokładnie wymieszał.

- To tak jakbyś obserwował roślinę – na początku jest tylko ziarnko, później mała sadzonka, aby w końcu wyrósł piękny kwiat. Obawiam się, że wymioty i omdlenie u tego nieszczęśnika były właśnie ziarnkiem.
Chwilę później czarodziej podszedł do Feliksa ze słoikiem pełnym zielonej mazi i wlał ją całą człowiekowi do gardła.

Ten tylko się zakrztusił i znów zaczął chrapać.
- No dobra, nic mu nie będzie. – zakończył czarodziej wzdychając ciężko.
Nastąpiła chwila ciszy przerywana jedynie chrapaniem Feliksa.

- Cieszę się, że jesteśmy w komplecie bo muszę wam coś pokazać – powiedział w końcu Gihed prowadząc was do okna. – od kilku dni pracowałem nad magicznym usunięciem mgły, kiedy nagle wpadłem na inny pomysł – dostosowanie wzroku do widzenia przez nią. A powinniście wiedzieć co się kryje w tym miasteczku, oj powinniście…

Wszyscy spojrzeli przez spore okno, jednak widać było tylko mgłę, a w oddali resztki murów obronnych i las za miastem.
Trwało to kilka chwil, zanim gnom nie uaktywnił swojego zaklęcia. I rzeczywiście, było na co patrzeć.

Miasto roiło się od stworów! Najprawdopodobniej byli to dawni mieszkańcy miasta, jednak ich sylwetki były tak zdeformowane, iż trudno było stwierdzić czym są naprawdę. Niektóre z kreatur w ogóle nie miały cielesnej powłoki.


Samo miasto było ruiną w której budynki były tak zniszczone że praktycznie żaden nie miał ani jednej ocalonej w całości ściany. Dodatkowo wszystko w mieście - drewno, ziemia, metal przybrały tajemniczy fioletowy kolor.

- Panowie – powiedział po krótkiej przerwie Gihed. – I panie. Myślę, że mamy zdrowo przesrane.

Wtedy wszyscy usłyszeli podejrzane, potępieńcze jęki i wszyscy się wzdrygnęli myśląc że stwory przedarły się do wieży i przyszły po nich.
Jednak, jak się okazało, to jęczał Feliks, który właśnie się obudził.
 
Gettor jest offline