Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2009, 19:01   #25
Sulfur
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Walka - to główna kategoria działań taktycznych, rozumiana jako skupione w czasie i przestrzeni starcie dwóch przeciwstawnych stron w skali taktycznej. Podstawowymi rodzajami walki są: obrona, natarcie oraz działania opóźniające. Wyróżnia się ponadto: działania desantowo-szturmowe, działania specjalne, wycofanie, działania nieregularne i inne.

Jak to łatwo powiedzieć siedząc w ciepłym, miękkim, wygodnym fotelu, w bezpiecznym domku z ogrodem, wpatrując się w kominek. Jak banalną czynnością jest wtedy ustalenie taktyki, strategii i tych wszystkich zawiłych działań i manewrów. Bez problemu zachowując zimną krew machnąć wyimaginowanym mieczem i pozbawić przeciwnika głowy, bez zmęczenia, bez jakiejkolwiek niepożądanej myśli, kiedy wyobraźnia układa bieg wydarzeń po naszej myśli. Ale co, kiedy fikcja staje się rzeczywistość? Kiedy pośród wizgu i zgrzytu metalu nie możemy rozróżnić wydawanych komend, kiedy jesteśmy zdani tylko na siebie? Pojawia się emocja, działanie pod jej wpływem, wszystko zaczyna przypominać niekształtną bryłę pozlepianych ze sobą, wystrzępionych wydarzeń, nierytmicznie upływającego czasu i nieopisanego strachu. I w chwili, kiedy widzisz zwalnianą z cięciwy strzałę, orientujesz się, że mierzy ona prosto w twe struchlałe serce, jak tu myśleć o przeczytanych kiedyś, pięknie ilustrowanych podręcznikach strategii?

Liczy się chwila. Wygrywa ten, kto zapomni o człowieczeństwie i zda się na iście zwierzęcy instynkt.

Dopiero potem będzie ból, smutek i wyrzuty sumienia...

Wszystko stał się za szybko, nawet jak dla Wrzoda. Pamiętał tylko urywki; szaleńczy bieg w stronę obozu, szybko wydawane rozkazy, ucieczka za gruby pień drzewa. Potem był tylko szaleńczy ryk, śmierdząca woń bryzgającej naokoło juchy, nie wiadomo skąd i dokąd lecące kończyny ludzkie i zwierzęce. W ogólnej katatonii dźwięków i ciemnej plamie obrazów zaistniały nagle tylko dwa sztylety w rękach Wrzoda, tylko te dwie rzeczy, dzięki którym miał szansę jeszcze przetrwać. Nie, nie bał się bólu, to nie było najstraszniejsze. Przerażała go perspektywa śmierci od ostrza czegoś tak plugawego i pospolitego jak ork. Już dawno postanowił sobie, że zginie w boju, chwalebnie, z honorem; ale nie z ręki czegoś tak mało wartego jak te przerośnięte, śmierdzące bydle!

I nagle, zupełnie niespodziewanie, bez żadnej zapowiedzi, padł strzał, który miał być znakiem do ataku. Początek końca.

"Nie dla mnie" - pomyślał Cathalan i z uczuciem nowej, rozsadzającej, dopominającej się krwi, wściekłością wyskoczył z bezpiecznej kryjówki. Niewyraźna mozaika barwnych plam wyostrzyła się nagle. Nad światem zapanowała cisza, teraz liczyły się tylko te zielone skurwiele.

Rażony strzałą Mathiewa ork padł bez czucia na ziemię. Jego koledzy, zobaczywszy dziwnego ludzika z łukiem, który przed chwilą zaatakował jednego z nich, jak szaleni, szarżując rzucili się w kierunku wtapiających się w czerń nocy siedmiu postaci.

Ciach, gdzieś błysnął miecz, krzyk, krew. Dźwięk zwalnianych z cięciw strzał z pędem przecinających powietrze. Emanująca wokół mocą eksplozja bólu i spazmatyczne charczenie. Obraz naszpikowanego cienkimi drzewcami z czarnymi lotkami na końcach ciała jednego z członków drużyny, Lareda chyba, zauważony kątem oka. Zew walki...

Paraliżujący strach, uczucie opadania - zbrodnicza strzała mierząca grotem wprost w struchlałe serce, ale nie... Nie trafia,przelatuje tylko z furkotem i wbija się w pobliskie drzewo. Zew walki, furia...

Młynek, rozpęd, nadstawienie sztyletu w prawej ręce tak, by z rozpędem ciachnął obróconego tyłem orka po ścięgnach kolana. Drugi,niedawno zdobyty, orczy, w pogotowiu, gotowy do zadania ostatecznego ciosu. Cichy krok i...

Ork w ostatnim momencie odskoczył przed ostrzem i rzucił się poza jego zasięg. Cathalan ledwo zdążył się odwrócić, a nóż który ork miał za pasem już, ze świstem przecinając powietrze, leciał w jego stronę. Niedbale wykuty, z rękojeścią obwiązaną czarą szmatą, o cal dosłownie minął Rangera i ugodził w orka z łukiem stojącego z tyłu. Miotający rzucił po orkowemu jakieś przekleństwo w mrocznym języku Mordoru i już szykował się do skoku z mieczem wyciągniętym w stronę Rangera.

Wściekłość i ból. On zaraz zaatakuje. I nagle nowa myśl. Wspomnienie powtykanych za pas, niemiłosiernie ostrych, wyważonych noży do rzucania. Nie namyślając się długo, Wrzód dobył jednego z nich i celując w tchawicę napastnika rzucił.

Nóż rzucony przez Rangera trafił w orka przebijając mu gardło na wylot. Kreatura złapała się za rozchlastaną okrutnie szyję tryskającą czarną, lepką krwią i upadło na ziemię.
 

Ostatnio edytowane przez Sulfur : 18-01-2009 o 14:26.
Sulfur jest offline