Elf przyklęknął nad brzegiem strumienia. Popatrzył na swe rozmazane odbicie. To co zobaczył wcale nie było podbudowujące. Było wręcz przeciwnie – kolejny raz stracił towarzyszy. Kolejny raz czuł, że jego przeznaczeniem, przeznaczeniem w które nie wierzył, jest zostać legendą kroczącej śmierci. Jego celem było zdobyć potęgę i obalić bogów, tymczasem jednak sam był zabawką w ich rękach. Jakże ich nienawidził. Wszystkich jednakowo.
Uderzył dłonią w wodę. Odbicie pokryło się kręgami fal rozchodzącymi się nierównomiernie po powierzchni strumienia. Elf nachylił się by zaspokoić pragnienie. Pieczołowicie obmył twarz, jakby chciał zmyć z siebie wspomnienia. Odrzucił w niepamięć wydarzenia sprzed kilkunastu chwil. Wyrzucił gdzieś w mroki swej pamięci wspomnienie Aydenna i Mi Raaza. Pożegnał się z nimi najlepiej jak potrafił – po prostu uczcił ich pamięć zapominając o nich, by nie kalać ich swą nieczystą duszą.
Z zadumy wyrwała go druidka. - Wydaje mi się, że w twoich rękach będzie z niego większy pożytek...
- Mam podobne wrażenie - elf zabrał oręż i zamachnął się nim kilka razy. Chciał po prostu sprawdzić czego może się spodziewać po broni, a nie chwalić się swoimi umiejętnościami. – Nie wydaje mi się jednak, bym był w stanie kogokolwiek ochronić, skoro sam ze sobą sobie nie radzę. - Na twarzy elfa zagościł smutek. Właśnie dotarło do niego, że stracił swoje miecze. Miłość i nienawiść były dla niego wszystkim. Prezent ten był mu bliższy niż cokolwiek co posiadał. - Jeden, choć gorszy od dwóch, jest lepszy od żadnego prawda? – zapytał półelfkę patrząc nieobecnym wzrokiem na sejmitar.
Nastała niezręczna chwila milczenia. - Poczekajcie chwilę na mnie. Postaram się dowiedzieć gdzie jesteśmy i w którą stronę można by było się udać. Może znajdę jakieś schronienie. Jeśli nie wrócę przez godzinę ruszajcie na południe. Yokura weź na razie miecz. W tym co chcę zrobić będzie mi tylko przeszkadzał – elf rzucił orkowi sejmitar i odszedł o kilkanaśnie kroków od grupy. Popatrzył w niebo w poszukiwaniu jakichkolwiek drapieżników. Gdy ich nie zauważył rozpoczął transformację w kruka.
* * *
Lot był wolnością. Rasgan uwielbiał latać. Bardziej jednak lubiał biec przez las pod postacią wilka, a marzył by zakosztować tego jako pantera. By to zrobić jednak musiał w jakiś sposób posiąść moc przemiany w dzikiego kota. Na razie mógł tylko to, na co pozwalały mu amulety. Wzbił się więc w powietrze i zataczał coraz szersze kręgi w poszukiwaniu jakichś wskazówek w którą stronę powinni się udać. Elf miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakieś miejsce, w którym mogliby zatrzymać się na noc, odpocząć do rana, zjeść coś i opatrzyć rany oraz co najważniejsze – zastanowić się co dalej.
On sam sobie poradzi. Nie odniósł poważnych obrażeń, a nawet gdyby to i tak by się zagoiły w błyskawicznym tempie. Gorzej było z wilczycą i jej właścicielką. Turam właśnie opuścił dom, a Yokura stracił swojego idola. W drużynie źle się działo. Zostali zdziesiątkowani, morale zostało osłabione i nie mieli przywódcy. Ktoś musi objąć jego miejsce, ale szlachcic nie sądził by się na niego nadawał.
* * *
Elf miękko wylądował w pobliżu drużyny. Szybko zmienił swą postać i zdał relację z tego co widział.
__________________ Szczęścia w mrokach... |